Przeczytaj tekst Zofii Dubowskiej o historii Międzyszkolnego Koła Miłośników Sztuki przy Zachęcie. Zofia Dubowska: Bardzo dziękuję za błyskawiczną zgodę na rozmowę, która przeniesie nas w środek lat 70. Interesuje ...">  Przeczytaj tekst Zofii Dubowskiej o historii Międzyszkolnego Koła Miłośników Sztuki przy Zachęcie. Zofia Dubowska: Bardzo dziękuję za błyskawiczną zgodę na rozmowę, która przeniesie nas w środek lat 70. Interesuje ...">
Z Dorotą Folgą-Januszewską o Kole Miłośników Sztuki rozmawia Zofia Dubowska
foldery / teksty

Data powstania: 09.03.2021

 Przeczytaj tekst Zofii Dubowskiej o historii Międzyszkolnego Koła Miłośników Sztuki przy Zachęcie.

Zofia Dubowska: Bardzo dziękuję za błyskawiczną zgodę na rozmowę, która przeniesie nas w środek lat 70. Interesuje mnie, w jaki sposób udział w Klubie Miłośników Sztuki odbił się na życiu czy drodze zawodowej jego uczestników i uczestniczek.

Dorota Folga-Januszewska: Chodziłam wtedy do liceum Batorego [II LO im. Stefana Batorego], do klasy matematyczno-fizycznej. Do Zachęty trafiłam najpierw na wykłady organizowane przez cały rok – trochę ze względu na własne zainteresowania, a trochę ze względów towarzyskich. Osoby z mojego liceum bardzo sobie te wykłady chwaliły. Teraz, kiedy patrzę na to z perspektywy wielu lat, widzę, że byłam częścią ciekawego rocznika. Z jednej strony była w szkole klasa matematyczno-fizyczna z zainteresowaniem astronomią, z drugiej – klasa humanistyczna ze świetnym opiekunem Stanisławem Niewiadomskim, polonistą, który wprowadził pewien rodzaj eksperymentu, czyli rozmowy o dowolnej literaturze. W PRL lektury szkolne były ściśle ustalone pod kątem ideologicznym, a my toczyliśmy dyskusje o paryskiej „Kulturze”, o eksperymentach Stanisława Młodożeńca.

I te dwa światy spotykały się w Zachęcie?

Tak. Wykłady były bardzo ciekawe. O ile pamiętam, te prelekcje były wydawane w postaci zeszytów. Dwa razy dałam się namówić na wyjazdy, które okazały się w zasadzie plenerami. W czasie dwutygodniowych wędrówek mieszkało się najczęściej w schroniskach młodzieżowych. Najbardziej utkwiły mi w pamięci fragment Śląska, między Wrocławiem a Bolkowem, gdzie wtedy bardzo dużo zabytków było zniszczonych, a kościoły stały puste, dwie osoby wychowawców – Joasia Krzymuska i Szeryf – oraz dyskusje o tym, co jest istotniejsze: performatywność i proces teatralny czy ślady w postaci obrazu. I tutaj pojawia się wątek nowej fizyki, czyli performatywność fizyki kwantowej jako temat, pojawia się Ryszard Winiarski i teoria przypadku. To był ciekawy moment spięcia się bardzo różnych wątków.

Czy w innych wydarzeniach organizowanych przez Zachętę brała pani udział?

Odwiedzałam pracownie artystów. Czasami te spotkania przeciągały się i dochodziło do dyskusji fundamentalnych – o wszystkim.

Jakie pracownie pani odwiedziła?

Byłam potem w tylu pracowniach, że nie pamiętam dokładnie, którą odwiedzałam w latach licealnych. Z Anią Żakiewicz na przykład wiele razy byłyśmy w pracowni Władysława Hasiora w Zakopanem. Pamiętam bardzo ciekawe spotkanie z Romanem Owidzkim, który prowadził w Akademii Sztuk Pięknych pracownię widzenia; odwiedziliśmy chyba także pracownię Jerzego Jarnuszkiewicza. Wszystko pamięta Anna Żakiewicz, z którą wtedy dobrze się poznałyśmy.

Uczestnictwo w Kole było dla wielu osób decyzją o kierunku i wyborze ścieżki innej niż wcześniej planowana. W liceum poznałam się z moim późniejszym mężem Zygmuntem Januszewskim, oboje byliśmy na tym obozie KMS na Śląsku, chodziliśmy też razem na wykłady. Moje zainteresowania były bardziej teoretyczne. Pochodzę z rodziny muzyczno-naukowej i takie predyspozycje odziedziczyłam, ale niewątpliwie pod wpływem tych spotkań zachętowych trochę się one zmieniły. Zdałam sobie sprawę, że sztuka nie jest żadną poboczną fanaberią, tylko raczej ewolucyjnym procesem, przedmiotem zainteresowania ludzi, którzy nie boją się eksperymentować, którzy mają wizję, dla których nauka jest jeszcze niedostatecznie przygotowana. Uczestnictwo w życiu artystycznym dla kogoś, kto jednocześnie myśli strukturami pojęciowymi, to niesłychanie ciekawy proces obserwacji wręcz futurologicznej. Nie pamiętam, u kogo było to spotkanie – może u Jurrego Zielińskiego – podczas którego doszło do bardzo gwałtownej dyskusji o widzeniu. On malował wtedy takie czerwone formy na zielonych tłach. Zapytaliśmy go o teorię barwy i dopełnienia, o to, co się dzieje z nami, kiedy widzimy te kolory. I on (może już wtedy był na bani) wygłosił taką piękną mowę o ewolucji procesu widzenia. Niedługo potem zaczęłam się interesować fraktalami. To był czas, gdy Benoît Mandelbrot opublikował swoją teorię fraktali, i czas, gdy rozwijała się idea pikseli – trzy kolory, którymi można zapisać wszystko, co widzimy. To mnie wtedy bardzo uderzyło: teoria Jurrego pasowała do teorii fizyki, którą zajmowałam się w szkole.

Za namową mojego przyszłego męża Zygmunta Januszewskiego zdecydowałam się studiować historię sztuki. Zygmunt mówił: postudiuj sobie historię sztuki, to takie studia do rozmów w przyszłości (sam zdawał do Akademii Sztuk Pięknych).

Co wcześniej chciała pani studiować?

Fizykę teoretyczną. Intensywnie uczyłam się języka francuskiego, chodziłam też do metodystów na angielski i pamiętam taki moment: matura — dwa języki, przygotowanie się do egzaminu z fizyki i nagle decyzja, że może rzeczywiście warto zdawać na tę historię sztuki. Wtedy to był trudny egzamin. Mój ówczesny nauczyciel francuskiego powiedział, że jego uczniem jest też pewien pan, który, co prawda, ma długie włosy i jest trochę dziwny, ale mógłby mi pomóc. To był Andrzej Rottermund, i on z kolei skierował mnie do Krzysia Tchórzewskiego, który był jeszcze bardziej dziwny. I obaj od stycznia, przez kilka miesięcy, spotykali się ze mną raz w tygodniu w Grubej Kaśce i kazali mi pisać wypracowania na temat sztuki. Potem je czytali, zaśmiewając się straszliwie. Dla mnie wtedy napisanie pół strony wypracowania o sztuce to było absolutne maksimum. Ale przygotowali mnie do tego egzaminu i to, że dostałam się na historię sztuki niewątpliwie im zawdzięczam. Na egzaminie wstępnym egzaminował mnie profesor Andrzej Jakimowicz. Wziął do ręki to moje wypracowanie egzaminacyjne i powiedział: „Wie pani co, to może byśmy o czymś ciekawym porozmawiali, niech mi pani coś powie o teoriach przestrzeni na początku XX wieku”. A to był wtedy mój konik. I tak właśnie zdałam na studia.

W Turniejach Wiedzy o Sztuce też brała pani udział?

Tak, nawet ze dwa razy dostałam jakieś nagrody. Ania Żakiewicz bardzo daleko zachodziła w tych konkursach. Na pewno to był moment w życiu, kiedy moje zainteresowania zwróciły się w inną stronę. To był też czas, gdy dużo jeździłam w góry i się wspinałam. Zajęcia z Zachętą stanowiły ukojenie dla moich rodziców, woleli, żebym pojechała na obóz rysować, a nie w góry. Te obozy wspominam jako nieustające pasmo ciekawych rozmów, zdarzeń, dużo rysowania. Mam chyba w domu kilka rysunków i kompozycji z tych wyjazdów. Zarówno mego męża, jak i własne. Zygmunt „pejzażował”, a ja portretowałam. Trzeba by to odszukać.

Pamięta pani, jak wyglądał dzień podczas wyjazdów?

Pamiętam wspólne śniadania, różne w zależności od miejsca pobytu i zamieszkania. Potem najczęściej wyruszaliśmy gdzieś, żeby rysować przez kilka godzin. Każdy indywidualnie wybierał sobie obiekt. Nie wiem, dlaczego tak dobrze pamiętam Bolków, może ze względu na dewastację tamtejszych budowli. Dwa kościoły i pozostałość zabudowań warownych. Mówiąc szczerze, nigdy tam już potem nie byłam. Bolków pozostał w mojej pamięci jako ślad urwanych przestrzeni. Ślady poniemieckie, a obok radzieckie. Wszystkie te tereny napiętnowane były sowiecką obecnością. Dużo tam pojawiało się tematów i zagadnień, które nie były bezpośrednio powiązane ze sztuką, tylko z kontekstem kulturowym.

Rozmawialiście wtedy o tym?

Tak, pamiętam taką rozmowę z Szeryfem o tym, czym jest dziedzictwo i co się z nim dzieje, kiedy jedna grupa ludności odchodzi, a przychodzi druga, nierozumiejąca tego, do czego przyszła. To były bardzo ciekawe rozmowy, bo nienapiętnowane jakąkolwiek polityczną teorią czy ideologią — była to nauka obserwowania przemian z wszystkimi ich konsekwencjami.

Mam wrażenie, że dużo ludzi, którzy się pojawili w Kole, potem kontynuowało swoje spostrzeżenia z tych dyskusji zachętowych.

Uderza mnie, jak wiele żywych wspomnień zachowały uczestniczki i uczestnicy Koła. Pewnie dlatego, że doświadczenia młodości zapadają głęboko w pamięć.

Do tego procesu dochodzi, ponieważ semantyzujemy, poznajemy pewne pojęcia i doświadczamy ich emocjonalnie, a nie wyłącznie jako zapisy znaków i obrazów. I dlatego one są tak mocno w pamięci zakodowane. Myślę, że takie wspomnienia mają też funkcję kształtującą.

Ciekawa jestem, czy styl pracy Joanny Krzymuskiej i Szeryfa różnił się od stylu pracy nauczycieli, z którymi pani miała do czynienia w szkole.

Z całą pewnością się różnił. Joanna była naprawdę niezwykłą osobą. Miała w sobie dar negocjacji pomiędzy różnymi postawami. Nauczyła mnie, że bardzo różne, często opozycyjne postawy artystyczne mogą kształtować coś trzeciego, nowego. Wchodziła w dialogi z ludźmi i oni chcieli z nią rozmawiać. Pamiętam ze spotkania w pracowni Jurrego Zielińskiego, że działała na niego jak balsam. Natomiast Szeryf był osobą, która zakładała, że aby się zorientować, z kim mamy do czynienia, kogoś poznać, trzeba go poddać różnego typu próbom. Miał swój system prowokacji, które prowadziły innych do ujawnienia ich preferencji, i bawiliśmy się tak cały czas, drażniliśmy wzajemnie. Prowokowaliśmy jego, a on nas. Był postacią na pobudzenie, a Joanna na uspokojenie. On stawiał eksperymentalne tezy, o których było wiadomo z góry, że są nieprawdziwe, ale dowiedzenie tego nie było takie proste.

Ćwiczenia intelektualne.

Ale też charakterologiczne, z emocjonalności.

Brała pani udział w wieczornych psychodramach?

Kiedy słyszę to słowo, pojawia się uśmiech, bo chyba nie rozumiem, skąd to określenie. To były normalne rozmowy, dyskusje. Często jako ciąg dalszy cowieczornych wernisaży, oglądania i interpretowania tego, co robiliśmy i co zobaczyliśmy. Spora grupa ludzi po tych plenerach-obozach zdawała do Akademii Sztuk Pięknych, dla nich to były bardzo cenne ćwiczenia, które składały się na jakość ich prac w teczce.

W kronikach obozów KMS funkcjonuje takie określenie, nawet są wypisane konkretne pytania i odpowiedzi.

Nie przypominam sobie, żeby te rozmowy były reżyserowane, one wypływały z aktualnie pojawiających się pytań i problemów. Pamiętam, że osobą, która doprowadzała wszystkich do śmiechu, był Tomek Raczek. Miał wtedy okres śpiewania i żeby nas sprowokować, śpiewał socjalistyczne pieśni. Zastanawialiśmy się, czy to na poważnie.

Próbuję sobie przypomnieć, kto prowadził wykłady. Na pewno dwa wykłady miała Irena Jakimowicz (pamiętam to, ponieważ potem byłam jej asystentką w Muzeum Narodowym w Warszawie). Pamiętam wykład profesora Jana Białostockiego o malarstwie niderlandzkim, pan Grzegorzewski z MNW mówił o średniowieczu, wnosił trochę suspensu i żartu do tej opowieści. Elżbieta Makowiecka miała wykłady ze starożytności, bardzo ciekawe.

Znajomi z KMS?

Ania Żakiewicz (Żaba), Hania Kudła z mojej klasy (studiowała później za granicą), Ania Kopeć, dwie siostry Wandel, Grzesiek Torzecki. Żaba będzie lepiej pamiętać.

Nieco później, gdy byłam już na drugim roku studiów, przez kilka miesięcy pracowałam w Zachęcie w dziale oświatowym, oprowadzając grupy. Pracowałyśmy razem z Joanną Sosnowską, starszą ode mnie o trzy lata. Ona mnie wprowadzała. To była niezwykła praca. Pamiętam to jak dziś. W Zachęcie była wtedy wystawa modeli pomników walki i męczeństwa. Sama wystawa była straszna, ale Bożena Kowalska wymyśliła, że to jest fantastyczny materiał dla osób niewidzących lub niedowidzących i przychodziły niemałe grupy osób, które oprowadzałyśmy z Joanną, ich uczestnicy dotykali pomnika po pomniku. A my opowiadałyśmy, jak te pomniki wyglądają.

Jak wyglądały lekcje plastyki w liceum?

Gdy chodziliśmy do Zachęty, w szkole nie było prawie nic ciekawego w tej dziedzinie. Jakieś lekcje rysunku, śpiewu, ale to był absurd kompletny. Dopiero w latach 90. zaczęła się wielka akcja wprowadzenia edukacji artystycznej do szkół. Plastyka w szkole podstawowej czy średniej w czasie, kiedy ja się w niej uczyłam, polegała na tym, że się lepiło kulki z bibuły albo malowało słoiki. I to był dramat. Zachęta na tle tego intelektualnie i wrażeniowo zerowego programu w szkołach była objawieniem, po prostu mekką. Teraz, mimo niewątpliwego kryzysu intelektualnego, mamy bardzo dużo inicjatyw oddolnych, zupełnie inną świadomość. Edukacja kulturowa jest na szczęście zdecentralizowana i uważam, że to dobrze, bo dzięki temu od jednego uderzenia nie rozpada się wszystko.

Dorota Folga-Januszewska – historyczka sztuki, muzeolożka, krytyczka. Studiowała historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie się doktoryzowała i habilitowała. W latach 1979–2008 pracowała w Muzeum Narodowym w Warszawie, była jego wicedyrektorką i dyrektorką. Profesor m.in. Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, kierowniczka Zakładu Teorii Wydziału Grafiki ASP w Warszawie, wicedyrektorka Muzeum Pałacu Jana III w Wilanowie. Należy do Międzynarodowej Rady Muzeów ICOM, przewodniczyła ICOM Polska w latach 2002–2008 i 2012–2018. Ekspertka Rady Europy ds. muzeów oraz UNESCO High Level Forum on Museums. Autorka ponad 300 publikacji z zakresu muzeologii, teorii i sztuki XVII–XX wieku, kuratorka licznych wystaw realizowanych na całym świecie.


Materiały powstały w ramach projektu „Otwarta Zachęta. Digitalizacja i udostępnienie polskich zasobów sztuki współczesnej ze zbiorów Zachęty – Narodowej Galerii Sztuki oraz budowa narzędzi informatycznych, rozwój kompetencji kadr kultury, animacja i promocja służące wykorzystaniu i przetwarzaniu cyfrowych zasobów kultury w celach edukacyjnych, naukowych i twórczych” realizowanego w ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa na lata 2014-2020 Oś Priorytetowa nr 2 „E-administracja i otwarty rząd” Działanie nr 2.3 „Cyfrowa dostępność i użyteczność informacji sektora publicznego” Poddziałanie nr 2.3.2 „Cyfrowe udostępnienie zasobów kultury”, na podstawie umowy o dofinansowanie nr POPC.02.03.02-00-0025/19-00”.

Mediateka
31/42
Zobacz także
  • Grafika obiektu: Annual report 2015foldery / teksty
    Annual report 2015
  • Grafika obiektu: Zrób to sam z Zachetąfoldery / teksty
    Zrób to sam z Zachetą
    Materiały edukacyjne do wystawy Historie ucha
  • Grafika obiektu: Czy artyście wszystko wolno? foldery / teksty
    Czy artyście wszystko wolno?
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu: Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_1foldery / teksty
    Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_1
    Konspekt lekcji j. polskiego dla liceum
  • Grafika obiektu: Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_2 foldery / teksty
    Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_2
    Konspekt lekcji j. polskiego dla liceum
  • Grafika obiektu: Co jest podstawową regułą światafoldery / teksty
    Co jest podstawową regułą świata
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu:  Kim jesteśmy my - my samifoldery / teksty
    Kim jesteśmy my - my sami
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu:  Popkultura w sztuce wysokiej_1foldery / teksty
    Popkultura w sztuce wysokiej_1
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu: Popkultura w sztuce wysokiej_2foldery / teksty
    Popkultura w sztuce wysokiej_2
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu: Sztuka interpretacjifoldery / teksty
    Sztuka interpretacji
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum