Zmiana ustawienia. Polska scenografia teatralna i społeczna XX i XXI wieku
(Kłopotliwa) widzialność protez. Design i niepełnosprawność - wykład Magdaleny Zdrodowskiej
audio

Data powstania: 16.12.2019

Czy protezy powinny być ładne? Co oznacza kolor „cielisty”? Czemu okulary są sexy, a aparat słuchowy nie? Czy logo niepełnosprawności obrazuje emancypację osób z niepełnosprawnościami?

Magdalena Zdrodowska — etnolożka i medioznawczyni, zastępczyni dyrektora ds. dydaktycznych Instytutu Sztuk Audiowizualnych UJ, gdzie prowadzi kursy z dziedziny kulturoznawstwa i medioznawstwa. Aktualnie koncentruje się na skomplikowanych relacjach g/Głuchych i technologii, w tym medycznych, technologii rządzenia, biotechnologii, narzędzi reprezentacji obrazu i dźwięku, a także technologii dedykowanych osobom niesłyszącym. Jest w trakcie realizacji projektu badawczego Telefon, kino i cyborgi. Relacje rozwoju technologii i społeczności niesłyszących w XX i XXI wieku.

Wydarzenie w ramach "GAP SIĘ!" - drugiego sezonu Centrum Sztuki Włączającej realizowanego przez Teatr 21 w ramach Domu Tymczasowego Teatru 21 w Zachęcie.

Skrypt

Dobry wieczór państwu. Bardzo miło mi powitać państwa w ten poniedziałkowy wieczór. Dziękuję, że państwo zdecydowali się ten wieczór spędzić właśnie tutaj. Bardzo dziękuję Teatrowi 21 za to, że mnie państwo tutaj zaprosili i oczywiście Zachęcie za ugoszczenie mnie tutaj również. 

Bardzo się cieszę, że nasze spotkanie będzie tłumaczone na polski język migowy, przez znakomitą Joannę Ciesielską, z którą już miałam okazję współpracować. To naprawdę świetne, że zarówno Teatr 21 jak i Zachęta tak bardzo dbają o to, żeby te wydarzenia były dostępne dla osób niesłyszących. Zrobię tylko takie zastrzeżenie, ponieważ z tego co wiem, miały pojawić się osoby niewidzące również, których na razie nie widzę, gdyby się pojawiły, uruchomię moje moce audiodeskryptywne jeśli chodzi o zdjęcia, które będę pokazywać na prezentacji. Póki co się powstrzymam, chyba że ktoś z państwa tego potrzebuje.

Przejdźmy do samego wystąpienia. Wiem, że ono odbywa się w ramach serii wydarzeń zorientowanych na wzrok, na gapienie się, dlatego ten temat, którym się zajmuję, tzn. protezy szeroko rozumiane, postanowiłam rozpracować w odniesieniu do ich widzialności, która bardzo często okazywała się kłopotliwa. Chciałabym przyjrzeć się temu w jaki sposób ta kłopotliwość była zarządzana przez osoby, które zajmowały się ich przygotowaniem dla osób niepełnosprawnych. I na początek chciałabym zacząć od ilustracji, chciałabym zaproponować, żebyśmy się jej przyjrzeli i żeby te dwa zdjęcia były takim kluczem, w którym będzie o protezach i ich widzialności rozmawiać. To zdjęcie, które państwo widzą po lewej stronie, to jest zdjęcie James’a Gillinghana, który zaczynał swoją karierę jako szewc natomiast później przestawił się na produkcję protez. Jak państwo pewnie zwrócili uwagę, to co jest takie zaskakujące i przykuwające uwagę w przypadku tego zdjęcia, to to, że kobieta tutaj fotografowana (obydwie bohaterki są po amputacjach i obydwie mają protezy), zakrywa swoją twarz gazetą. Być może jest to zaskakujące. W porównaniu z późniejszym o ponad sto lat ujęciem z teledysku Victorii Modesty, to jest to zdjęcie, które widza państwo po prawej stronie. Ono jest wizualnie wysublimowane i wyszukane. W czerwonej przestrzeni, artystka, wokalistka, autorka tekstów, modelka – Victoria Modesta ma wiele talentów – prezentuje protezę, która jest bardzo nie anatomiczna, ale jest bardzo  progresywna, zaprojektowana w wyszukany sposób. To jest piękny przedmiot, piękne też ujęcie. Przy wszystkich talentach, które ta artystka ma, ta proteza w dużej mierze stanowi gwarant publicznej persony. Żyje na tych protezach, które ma, zmienia, dobiera do okazji, buduje swoją publiczną personę. Chciałabym się zastanowić co takiego stało się w przeciągu tego ponad wieku, że te dwie kobiety (kobiety po amputacjach) w tak odmienny sposób prezentują swoje protezy i tak odmienny mają stosunek do ich publicznego eksponowania w przestrzeni publicznej. 

Chciałabym na dłużej zatrzymać się przy tym zdjęciu czarno-białym  Gillingana. Chciałabym się zastanowić nad kontekstami, które to zdjęcie otaczają. Bo one interesujące. Pierwszym kontekstem, w którym można to zdjęcie odczytać jest niezwykle dynamiczny i bezprecedensowy w tradycji zachodniej kultury i historii techniki, rozwój protetyki. To było spowodowane sprzężeniem się dwóch zjawisk. Z jednej strony bardzo dynamicznego rozwoju sieci kolejowej, a z drugiej bardzo dynamicznego rozwoju medycyny. I te dwa zjawiska splatały się w ciągu XIX wieku i w Stanach Zjednoczonych i w Europie w sytuacji wojennej. XIX wiek to jest sytuacja ogromnego zapotrzebowania na protezy wynikającego z tego, że bardzo wielu żołnierzy przeżywało wojnę. Wcześniej miało to miejsce na o wiele mniejszą skalę, co było powodowane tym, że można ich było szybko przetransportować z okolicy frontu do szpitala – byli w stanie dożyć udzielenia im profesjonalnej opieki medycznej ze względu na rozwój kolei. A ze względu na rozwój profesji medycznych i technologii medycznych byli w stanie przeżyć to, że ktoś im tej pomocy udzielał. Najczęściej była to amputacja właśnie. Okazuje się, że po tych konfliktach zbrojnych i w Stanach Zjednoczonych i w Europie pojawia się bardzo duża grupa weteranów. Mężczyzn, którzy są młodzi i zdrowi poza tym, że nie mają ręki, nogi, czy nosa. I przed którymi jest całe życie. To generuje sytuację, w której z jednej strony społeczeństwo jest moralnie zobligowane do tego, żeby jakoś zadośćuczynić tym, którzy oddali swoje zdrowie na rzecz wspólnoty. Z drugiej strony w tych odbudowujących się po konfliktach zbrojnych krajach, wszystkie ręce były potrzebne do odbudowy tych krajów. I trzecia rzecz, która też wymuszała bardzo dynamiczny rozwój protetyki było zabezpieczenie się przed niekorzystnymi sytuacjami z ekonomicznego punktu widzenia, gdy weterani nie byli w stanie pracować, wpadali w skrajne ubóstwo, co powodowało, że podejmowali nienormatywne sposoby zarobkowania takie jak żebranie czy przestępczość szeroko rozumiana. Z jednej strony kontekstem tego zdjęcia jest to, że tych protez zaczyna być coraz więcej i zapotrzebowanie zaczyna na nie być ogromne. Z drugiej strony kontekstem jest również to, że protezy były jednak obiektami wstydliwymi. Ich widzialność i obecność była dla użytkowników dosyć krępująca i kłopotliwa. Widać to na tym zdjęciu, gdzie użytkowniczka broni się przed zarejestrowaniem jej twarzy, które pozwoliłoby na rozpoznanie jej jako konkretnej osoby. W tym zdjęciu widać napięcie, z którym Gallingam musiał sobie poradzić. On już funkcjonował w środowisku rodzącej się kultury konsumpcyjnej, w której produkty, które się generowało, trzeba było jakoś sprzedawać. Ze względu na wstydliwy charakter protez, ich producent nie mógł liczyć na to, że ich użytkownicy będą sobie polecać i podawać dalej informacje. Najczęściej nie przyznawali się do tego, że mają protezy. Nie była to też taka łatwa sprawa, żeby zrobić zdjęcie takiej protezie i umieścić to zdjęcie w gazecie, jak reklama mydła czy szamponu w butelce. Ale w przypadku protezy trzeba było pokazać jak ona jest mocowana, zbudowana. To potencjalni użytkownicy chcieli wiedzieć. Producent zmuszony był do tego, żeby do reklamy protezy, sfotografować ją nałożoną na użytkownika. Co generowało problem ochrony ich tożsamości. Oni nie chcieli się ujawnić jako użytkownicy tego sprzętu, musiał chronić prywatność tych modeli, a przede wszystkim modelek, ponieważ jak państwo widzą na zdjęciu, zdjęcia są bardzo śmiałe jak na czasy, w których powstają. Kobiety, które się szanowały – jak to się określało, nie powinny tak bardzo eksponować nawet protetycznego ciała. Tutaj widzimy i łydkę i udo i biodro. Eksponowały ramiona. Znajdowały się w dosyć niekomfortowym położeniu. Do tej pory te zdjęcia analizowane są na gruncie studiów nad niepełnosprawnością jako przykład erotyzacji technologii protetycznych czy w ogóle erotyzacji niepełnosprawnego ciała, pospinanego tymi rzemieniami, gdzie protezy są niemalże siłowo mocowane. 

Ta kłopotliwość widzialności protez była dosyć dużym wyzwaniem dla osób projektujących protezy. To było o tyle trudne, że głównym zadaniem było nie tyle przywracanie funkcjonalności tych części ciała, które miały zastępować. Sztuczne oczy i nosy nie patrzyły i nie wąchały. Protezy bardzo często miały kamuflować brak, udawać tą część ciała, której nie było. Nie oznacza to oczywiście, że nie pojawiały się protezy, które były funkcjonalne. Bardzo często protezy nóg miały charakter funkcjonalny – dało się na nich oprzeć i dzięki nim dało się chodzić. Pojawiały się również mechaniczne ręce, które były w stanie wykonać gest chwytania. Ale nawet jeśli powstała ręka według takiego projektu, ona była zupełnie poza zasięgiem większość osób, które rąk nie miały. To było zegarmistrzowskie dzieło i tak jak zegary nie były powszechnie dostępne w połowie XVI wieku, tak takie ręce również były poza zasięgiem osób po amputacjach. Przede wszystkim chodziło o to, żeby pozwolić użytkownikom zdawać się normatywnymi jeśli chodzi o ciało i o behawior, jak to ciało się zachowuje. Osoby, które miały protezy nóg, nie były trenowane w procesie rehabilitacji do tego, żeby jak najwydatniej, nawet nienormatywnie korzystać z tych protez, ale raczej chodziło o to, żeby przyuczyć je do normalnego chodzenia, do niekuśtykania, niepodskakiwania. Żeby zachowywać się w sposób normalny. Za każdym razem kiedy mówię „normalny”, to borę tę kategorię w cudzysłów. Tak jak mówiłam, nie oznacza to, że protezy funkcjonalne się nie pojawiały, to nie tylko taka mechaniczna dłoń (ich w XIX i na początku XX wieku pojawiało się coraz więcej). To jest przykład mechanicznej dłoni z 1812 roku gdzie według projektu, który jest bardzo anatomiczny, bo mamy cztery palce, przeciwstawny kciuk, chodziło o to, żeby być w stanie chwycić jakiś przedmiot. W inną stronę to poszło po I wojnie światowej kiedy przysposabiano weteranów po amputacjach do tego, żeby pracowali w fabrykach. Tutaj pojawiają się takie protezy, które w ogóle nie mają anatomicznego charakteru. Nie mają udawać rąk, nie mają udawać tej części ciała, której nie ma. Mają być sprzętem, który od razu pozwala pracować. Widzimy pana który coś spawa, kogoś przy obrabiarce, który manewruje protezą. Ciekawym przykładem jest też Samuel Decker, który znany jest z tego, że sam sobie projektował swoje protezy, wyposażając je w łyżki, chwytniki, haki. Sam decydował jak te protezy będą wyglądać. Takie projektu oczywiście się pojawiały, najczęściej jednak miały one pozwolić nabrać widza, kogoś kto ogląda niepełnosprawne ciało, i sprawić, żeby ono wydawało się takie samo jak owego widza, normatywne. Było to coraz łatwiejsze wraz z pojawieniem się nowych materiałów. Tutaj widzimy protezę nosa wykonaną ze srebra pokrytego farbą. Później emaliowano te protezy. PO drugiej stronie na dole widzą państwo bardzo precyzyjnie wykonaną z drewna protezę ucha z początku XIX wieku. W miarę pojawiania się nowych substancji takich jak plastik, silikon, protezy stawały się coraz bliższe ciału – coraz łatwiej było uzyskać mimetyczny charakter. Zaczynały przypominać ciało miękkością, ciepłem. Były ciepłe i krągłe – jak ciało użytkownika. Także to oszukiwanie było coraz łatwiejsze. 

I w tym kontekście bardzo interesujące wydają mi się protezy słuchu, szczególnie te pojawiające się w XIX wieku w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, czyli trąbki słuchowe. To są bardzo specyficzne pod wieloma względami. Trąbki były protezami nie ucha, ale słuchu. Z natury i swojej definicji nie miały udawać części ciała, miały być przedmiotami o konkretnej funkcji wzmocnienia dźwięku osobie korzystającej z tego instrumentu. To jest pierwsza taka zmienna – to był przedmiot bez ambicji udawania ludzkiego ciała. Drugą rzeczą jest to, że głuchota jest kondycją specyficzną, niewidoczną na pierwszy rzut oka. Nie da się rozpoznać po kimś tylko na niego patrząc, że jest osobą niesłyszącą. Można nawet rozmawiać z osobą, która ma kłopoty ze słuchem i się nie zorientować. Bo tu uruchomione są takie procedury jak czytanie z ruchu warg czy domyślanie się, odczytywanie w kontekście, które sprawiają, że można się nie zorientować, że ma się do czynienia z osobą niesłyszącą. Chyba, że ma instrument, protezę służącą do wzmocnienia dźwięku. Ona jednoznacznie wskazuje na kondycję głuchoty. To stawiało przed producentami i projektantami tych instrumentów wzmacniających ciekawe wyzwania. Z widzialnością tych instrumentów radzili sobie na różne sposoby. Wskazałabym na trzy podstawowe strategie za pomocą, których te trąbki słuchowe projektowano. 

Pierwsza z nich to uczynienie trąbek skrajnie ekstrawagancko-luksusowymi. Do tego stopnia, żeby one były tak drogie i tak ekskluzywne, że byłyby dumą dla swojego użytkownika. Tutaj były różne strategie czynienia trąbek ekskluzywnym przedmiotem. Jedną z takich strategii było używanie egzotycznych rzeczy, obiektów do wygenerowania takiej trąbki. Po lewej stronie widzą państwo trąbkę wykonaną z muszli. Były też rogi zwierząt przywożone do Europy. To są akurat brytyjskie trąbki. Te trąbki, które państwo widzą po stronie prawej, bardzo często były produkowane w różnych kształtach, żeby poszerzyć pole potencjalnych nabywców. Większe były droższe, mniejsze były tańsze. Były wykonywane ze srebrna, ze złota, posrebrzane, pozłacane. Chodziło o to, żeby pokazać, że to jest bardzo ekskluzywny, drogi przedmiot. Inną strategią czynienia trąbek ekstrawagancko-luksusowymi przedmiotami było ich ozdabianie. Na zbliżeniach widzą państwo grawery. Jedna londyńska firma specjalizowała się w kwiatowo-roślinnym grawerowaniu trąbek. Moją ulubioną metodą i chyba najbardziej spektakularną było zamykanie wylotu trąbek, tej czaszy, pięknymi ornamentowymi gwintami. Oczywiście były one kontrproduktywne jeśli chodzi o wzmacnianie dźwięku, ponieważ utrudniały dostęp fal dźwiękowych do samego instrumentu. Ale tutaj można się zastanawiać czy nie były one konieczne tam gdzie tych trąbek używano najczęściej, czyli w towarzystwie, na salonach. To tych ludzi było stać na takie przedmioty. Gdzie jednak zaglądanie komuś do ucha, czy otwieranie ciała na obcą osobę mogło być postrzegane jako coś nieeleganckiego, jak np. ziewanie – trzeba było się zasłonić, żeby nie eksponować wnętrza swojego ciała osobom w towarzystwie. 

To były te strategie związane z projektowaniem trąbek jako rzeczy pięknych i czyniących z użytkowników nie tyle osoby z niepełnosprawnościami co bardzo wysublimowanych konsumentów bardzo pięknych przedmiotów. Ale te strategie związane z widzialnością protez były też inne. Drugą  było po prostu ukrywanie trąbek, czynienie ich niewidocznymi. To zdjęcie nie oddaje skali, te trąbki mają ok. 2-2,5 cm, są malutkie. Pierwszą strategią ukrywania trąbek była miniaturyzacja, znowu zupełnie kontrproduktywna jeśli chodzi o wzmacnianie dźwięku. Trąbka im większa, tym bardziej skuteczna. Ale w przypadku tych trąbek chodziło o to, żeby je wcisnąć do ucha i poszerzyć kanał dźwiękowy, wierzono, że to może wspomóc słyszenie. Ta część wystająca poza kanał jest pokryta emalią, która miała cielisty charakter. Kategoria cielistości w odniesieniu i do protetyki i do innych technologii związanych z szeroko rozumianą reprezentacją ciała, jest bardzo interesująca i warto jej się przyjrzeć.

Zrobię krótką dygresję w tę stronę, ponieważ właśnie i w protetyce i w fotografii chociażby, w XX wieku, ta kategoria cielistości stała się w pewnym momencie problemem i zagadnieniem wręcz politycznym. Generowała pytanie o to czyje ciało wziąć za wzorzec, tego co jest cieliste. Przytoczę państwu reklamę z 1793 roku, reklamę sztucznej ręki z magazynu Gentleman’s Magazine, która reklamuje się słowami „biała jagnięca skóra wyprawiona w taki sposób, żeby jak najwierniej oddać ludzką skórę”. Tu nie ma żadnego pytania o to jaka jest ludzka skóra. Ona oczywiści jest biała i to bardzo mocno przejawiało się w protetyce i w XIX i XX wieku gdzie ta cielistość, która miała maskować protezę i sprawiać, żeby naśladowała ludzkie ciało. Ona w miarę pojawiania się nowych materiałów była dywersyfikowana – tutaj widzą państwo próbnik z materiałami, którymi obciągano protezę ręki. Ale tu nadal mamy wariacje wokół białej skóry. To co było cieliste, to było pomarańczowe i różowe w różnych odcieniach. Problem cielistości wcześniej wypłynął na gruncie fotografii i regularnie ogłaszanych bojkotów materiałów firmy Kodak. Antropologowie bojkotowali Kodak, wskazując na to, że kiedy robi się zdjęcia i próbuje uzyskać dobrą ekspozycję osób czarnoskórych w towarzystwie z białymi, bądź w oświetlonej przestrzeni, to ciemnoskóre oblicza stają się zupełnie nierozpoznawalne. To świetnie widać na przykładzie zdjęcia na dole, gdzie jest rodzina i u mężczyzny z tyłu praktycznie tylko białe zęby są rozpoznawalne, podczas gdy stojące tuż obok białe dziecko jesteśmy w stanie bardzo precyzyjnie określić, rozpoznać twarz i jej wyraz. Kodak niewiele sobie robił z tych bojkotów. Coś się ruszyło dopiero wtedy kiedy dwie duże branże korzystające z materiałów Kodaka do promocji swoich produktów (producenci mebli oraz producenci czekolady) zwrócili uwagę na to, że na zdjęciach reklamowych gdzie białe osoby konsumują te produkty, jedzą czekoladę, bądź leżą na skórzanej sofie, ta sofa czy ta czekolada jest ciemną plamą, jest nierozpoznawalna. Dopiero tutaj firma zaproponowała nowe rozwiązania. Natomiast jeśli chodzi o społeczną eskpozycję i zakwestionowanie tej cielistości, zakwestionowanie jej naturalności i oczywistości, przychodzi dużo później i wynika ze sfery szeroko rozumianej mody. Cielistość czyni głównym tematem między innymi w 2013 roku kiedy Christian Louboutin proponuje kolekcje cielistych baletek i szpilek. I ta cielistość nie jest jednym kolorem białym czy różowym, ale na początku jest ich 5, później 7, a później ta paleta butów się poszerza od praktycznie białych do bardzo bardzo ciemnych. Ta cielistość na poziomie protetyki też była bardzo mocnym problemem, do którego długo się nie odnoszono.

Wracając do trąbek słuchowych. Usiłowano je ukrywać nie tylko poprzez zmniejszenie oraz przez kolor cielisty zlanie z ciałem użytkownika białego, ale także poprzez wymyślne sposoby zaprojektowania ich w taki sposób by dało się je pod czymś schować. Tutaj widzimy dwa przykłady. Pierwsze, te podwójne trąbki na metalowej obręczy, widać w jaki sposób miały być montowane na głowie użytkowniczki. Chodziło o to, żeby upiętymi u góry włosami przykryć tą trąbkę, nie zakrywając wlotu do niej. To są trąbki z kolekcji muzeum medycznego w Linz. Ta trąbka dla niepoznaki została zakamuflowana i oblepiona włosami właścicielki. Natomiast ta druga była przeznaczona dla mężczyzn i ona była zawieszana pod brodą, trzymała się na kanalikach prowadzących do ucha i trzeba było brodę wyłożyć na tą trąbkę i w ten sposób ją ukryć.

Trzecią strategią radzenia sobie z widzialnością trąbek, było kamuflowanie ich. Czyli pozostawianie ich na widoku w ten sposób, żeby było one widoczne, ale żeby nie dało się rozpoznać ich jako trąbki. Najczęściej były kamuflowane jako akcesoria, jako przedmioty nie mające konkretnej funkcji, ale były mocno zgenderyzowane, były inne projekty dla kobiet, inne dla mężczyzn. Tutaj widzimy trąbki zaprojektowane dla pań, jako kapelutki przypinane do fryzury. Ta trąbkowość była zakamuflowana po pierwsze tym, że udawały kapelusze, ale też był zakryte piórami, tasiemkami, marszczeniami materiału, żeby nie było widać tej czaszy, pustej przestrzeni w środku. Po prawej stronie widzimy metaliczne trąbki w kształcie kwiatów, które w zasadzie miały być ozdobą do włosów, którą użytkowniczka zakładała. Bardzo często pojawiały się również trąbki kamuflowane jako wachlarze. Większości z nich nie dało się rozłożyć, były atrapą wachlarza, korzystały z kształtu złożonego wachlarza, chociaż zdarzały się i takie, które można było rozłożyć i próbować się nimi wachlować, to były bardzo delikatne przedmioty. Dla mężczyzn najczęściej przybierały formy lasek, które były tak delikatne, że nie dało się na nich oprzeć, ale można było mieć taką laskę pod ręką i w razie potrzeby w rączce miała czaszę, którą zbierała dźwięk i można było dyskretnie sobie przyłożyć taką laskę do ucha. Takim problemem, który konsekwentnie w przypadku tych projektów się pojawiał było napięcie między zacięciem do poradzenia sobie z widzialnością trąbek, na przykład je ukryć, a tym żeby one faktycznie działały i wzmacniały dźwięk dla osób niesłyszących. Świetnie ten problem widać w przypadku tej trąbki która również ma udawać wachlarz. Jest zakamuflowana, wlot ma pokryty tasiemkami, marszczeniami i koronką, ale jest tak dobrze zakamuflowana, że nawet wlot do tej trąbki zakryty jest materiałem. Po to, żeby nie odbijała światła, żeby nie było widać, że jest to metaliczny przedmiot. To oczywiście sprawia, że jest to nie tylko atrapa wachlarza, ale też tak naprawdę atrapa trąbki słuchowej, bo ona nie miała szans niczego wzmocnić. Tu pojawia się pytania po co wydawać ogromne pieniądze i nosić te trąbki ze sobą, ukrywać je, jeśli na dobrą sprawę w większości przypadków były mniej skuteczne niż po prostu ręka za uchem, która też wzmacnia dźwięk. 

Tu można zwrócić uwagę na cały kontekst technologiczny i kulturowy, w którym wiktoriańskie trąbki funkcjonują. To co pojawia się na europejskich salonach w połowie XVIII wieku, to była moda na prostość, która w XIX wieku przerodziła się w coś co nazywane jest obsesją prostości – trzeba było się prosto trzymać, nie garbić, nie wysuwać głowy do przodu, zarządzać swoją twarzą, nie marszczyć się, nie podnosić głosu. Podczas gdy wykonywalibyśmy ten prosty gest przytknięcia ręki za uchem, to uruchamia całe ciało do ruchu postrzeganego jako mało elegancki. Otwiera się usta, marszczy się brwi, pochyla się do przodu. To było postrzegane jako bardzo nieeleganckie, szczególnie w przypadku kobiet, a szczególnie w przypadku kobiet na wydaniu. To była poza, której lepiej było nie przybierać. Stąd inwestowanie w różne technologiczne mediacje, które w jakiś sposób pozwalały mediować ten gest wzmacniania dźwięku przez jakiś ekskluzywny, nawet jeśli ukrywany z wielkim trudem wyszukany przedmiot. 

Innym jeszcze kontekstem jest rozpoznane jako charakterystyczne dla epoki wiktoriańskiej, uwielbienie dla innowacji i nowych technologicznych rozwiązań wprowadzanych w życie codzienne. Tu widać właściwie satyryczną ilustrację tej fascynacji wiktoriańskiej codziennymi technologiami. Ilustracja zatytułowana „obrotowy kapelusz” z 1830 roku, gdzie na rondzie kapelusza pojawiają się różne technologiczne udogodnienia dla gentlemanów, a to cygaretka, a to pudełko z zapachami, z tabaką czy okulary. Interesujące jest napięcie między ukrywaniem wstydliwych protez a dużym zaufaniem i chęcią podejmowania nowych technologii.

Wydawać by się mogło, że kolejne wcielenie sprzętu amplifikującego dźwięk, czyli elektrycznych aparatów słuchowych, które pojawiają się na początku XX wieku, powinno rządzić się innymi prawami. Elektryczność była bardzo popularna. Była nowym seksi terminem. Wszyscy chcieli mieć elektryczne przedmioty. Elektryczność sprzedawana była w butelkach jako panaceum przez hochsztaplerów i zdawało się, że jest ona w stanie leczyć. Ludzie nosili elektryfikujące pasy, żeby w ciągu dnia wspomóc się szotem, który przebudzał. To była rzecz obecna i pożądana jako fenomen. Wydawałoby się, że aparaty słuchowe powinny skorzystać na tym jako technologia bliska ciału korzystająca z nowej technologii bardzo pożądanej. Ale okazało się, że obciążenie postrzegania głuchoty jako śmiesznej kondycji, bardzo obecne w XIX wiecznej literaturze czy teatrze, bohater niesłyszący był gotowym zestawem gagów czy śmiesznych, dowcipnych sytuacji. Powtarzał coś źle, czegoś nie zrozumiał. Wykorzystywano go do generowania komicznych sytuacji. Trąbki w dużej mierze przejęły ten stygmat z niesłyszeniem, który zdaje się okazał się silniejszy niż pożądanie elektryczności jako wyznacznika nowoczesności. Aparaty słuchowe elektryczne działały na zupełnie innych zasadach niż akustyczne trąbki słuchowe. Ale jeśli chodzi o projektowanie ich, podporządkowane zostały tym samym zasadom co XIX wieczne wiktoriańskie trąbki. A więc po pierwsze miniaturyzowano je. Widzimy tu porównanie do kobiecej dłoni i pokazanie jak maleńka była słuchawka wkładana do ucha. Aparaty słuchowe początkowo składały się z trzech części: słuchawki, baterii i mikrofonu. Wszystkie były osobno i podzielone kablami. Chodziło o to, żeby słuchawka, ta część która jest na zewnątrz, była jak najmniejsza. Ukrywano aparaty słuchowe. Pokazano tu nie tyle przed i po co w ubraniu i bez ubrania. Chodziło o to, żeby pokazać, że ta część wystająca z ucha jest tak niewielka i niezauważalna dzięki temu, że te duże części (mikrofon i bateria) są ukryte gdzieś, w przypadku kobiety na halce, w przypadku mężczyzny pod krawatem. I wreszcie, dokładnie jak trąbki, aparaty próbowano kamuflować jako przedmioty inne niż aparat słuchowy. Po lewej stronie mamy reklamę skierowaną do kobiet, gdzie mikrofon przebrany był za broszkę, którą można było na zewnątrz ubrania przyczepić. Na środkowym zdjęciu widzimy baterie, które początkowo były bardzo duże, zakamuflowane jako eleganckie torebki. Natomiast po prawej stronie bardzo ciekawa reklama hollywoodzkiego aparatu słuchowego. Jego hollywoodzkość polegała na tym, że pani była w stanie ukryć cały aparat we włosach, w koku i odsłonić szyję, po której nie biegły żadne kable. To była definicja hollywoodzkości. Aparat i Hollywood nie szły ze sobą w parze. 

Ciekawą strategią ukrywania aparatów słuchowych, wynikającą z bardzo gwałtownej miniaturyzacji tego sprzętu w II połowie XX wieku było ukrywanie ich pod postacią okularów. Były na tyle małe, że cały aparat dało się schować w tej części okularów za uchem. W ten sposób były promowane. Na jednym z wcześniejszych zdjęć pojawia się proteza nosa, podpięta do fałszywych okularów. To bardzo często się zdarzało. Atrapy gałek ocznych czy całych fragmentów twarzy, których użytkownik był pozbawiony, czy nosa, w ten sposób je mocowano na twarzy, podpinając je do okularów, które w ogóle nie były potrzebne. Okulary są bardzo ciekawym przykładem, jednak protezy związanej z wspomaganiem wzroku. Która w ciągu XX wieku wymknęła się domenie medycznej i projektowaniu wpisanemu w rehabilitację szeroko rozumianą. Jest bardzo ciekawa praca magisterska Joanny Luiz, która dotyczy rozwoju projektowania aparatów słuchowych w Wielkiej Brytanii, gdzie zwraca uwagę na to, że NHS (National Health Service) – brytyjski NFZ – wyznaczył projektancką zasadę gdzie okulary miały być projektowane zgodnie z XIX-wiecznym wyznacznikiem protezy transparentnej, niewidocznej, nieatrakcyjnej, maskowanej. Nie zwracającej uwagi na brak. Autorka zwraca uwagę także na to, że NHS bardzo mocno pilnował tego, żeby okulary nie były projektowane jako rzeczy ładne i atrakcyjne. Obawiano się, że to wygeneruje popyt na okulary, które trzeba będzie ludziom refundować. Wydaje się, że to miało znaczenie, chociaż w ciągu XX wieku dzieje się coś interesującego z okularami. One przestają sygnalizować wadę wzroku jako taką i zaczynają być sprzężone z pewnym typem użytkownika korzystającego z okularów i z klasą, którą ten użytkownik reprezentuje i stylem życia, który wykonuje. Okulary zaczęły sygnalizować pracę intelektualną, pracę twórczą, to byli dziennikarze, urzędnicy, twórcy. Robotnicy nie nosili okularów. Powolutku zaczynają się przemieszczać poza obszar projektowania dla medycyny czy dla rehabilitacji. Przestają być w tym kontekście postrzegane wyłącznie jako coś co jest korektą braku i przemieszczają się w domenę mody, która kieruje się zupełnie innymi zasadami. Zaczynają się eksperymenty z kolorem, fakturą, materiałami, z którym okulary się generuje. Do tego stopnia, że stają się takim akcesorium, które oznacza coś innego niż  szeroko rozumianą niepełnosprawność. Użytkownik okularów na pewno nie jest postrzegany jako pacjent w tym kontekście. Okulary raczej używane są jako przedmioty piękne, podkreślające osobowość, aspiracje oraz status i chętnie noszone. Tutaj zastawiać się można dlaczego aparaty słuchowe nigdy nie skorzystały w podobny sposób z przesunięcia jeśli chodzi o domenę, w której odbywa się projektowanie. Przecież nosimy i korzystamy ze słuchawek, które są przedmiotem pożądania. Białe słuchawki apple, albo bezprzewodowe słuchawki. To też świadczy o statusie, jest pożądanym przedmiotem, a jednak wydaje się, że o ile noszenie okularów może być postrzegane jako coś pożądanego i seksi, to noszenie aparatu słuchowego nigdy nie wpisane były w niego takie wrażenia. Autorzy książki Design meets disability zwracają uwagę na to, że aparatom słuchowym udało się uzyskać niewidzialność. Dzięki miniaturyzacji i silikonowi dosłownie stają się przezroczyste i tak małe, że nie załapały się na zmiany w wartościach, które wpisywane są w tą protezę. Aparaty słuchowe bywają czynione pięknymi. To często odbywa się w kontekście zachęcania młodych użytkowników do korzystania z aparatów słuchowych, ale też w domenie czegoś co nazywamy Kulturą Głuchych gdzie głuchota nie jest postrzegana jako brak, coś wstydliwego. 

Chciałabym też się przyjrzeć innym protezom zastępującym amputowane kończyny, protetycznemu glamour, które jeszcze niedawno zupełnie nie mieściło się w kanonie reprezentacji protez w przestrzeni publicznej. Te persony publiczne korzystające z nowych rozwiązań protetycznych, już nie anatomicznych i eksperymentujących z protezami, to jest tylko pewien wycinek wszystkich użytkowników. Strategii korzystania z protez, bądź ukrywania ich nadal jest bardzo wiele. Ale ciekawe jest to, że w przestrzeni publicznej pojawiają się takie osoby jak Aimee Mullins, która jest sportsmenką, aktorką, modelką, fotomodelką, osobą o wielu talentach. Podobnie jak Victoria Modesta swoją publiczną obecność opiera na czymś co do tej pory było wstydliwie ukrywane, na tym, że jest po amputacji. Jej modelowym hasłem jest to, że ma dwanaście par nóg. I faktycznie projektowanie dla niej protez stało się formą konkurencji projektantów. Po lewej stronie widzą państwo protezy zaprojektowane dla niej na wybieg do pokazu Aleksandra McQuinna, drewniane, bogato rzeźbione. Ona również porusza się na szklanych protezach, z wielkim trudem. Ma też protezy, które nazywa geparcimi, które służą jej jako sportsmence. Zupełnie nie anatomiczne, z włókna szklanego. Ale również ma nogi, które nazywa Barbie legs. Wprawnie są mimetyczne, naśladują prawdziwą stopę, mają namalowane na czerwono paznokcie, są na bardzo wysokiej szpilce, ale jednocześnie są nie anatomicznie długie, co jej daje dosyć dużą przewagę nad innymi modelkami. Bo na takiej długonogiej modelce ubrania znakomicie się prezentują. Ona, podobnie jak Victoria Modesta, zmienia protezy jak zmienia się szpilki, torebki. To jest do pewnego stopnia jakieś akcesorium, ale też one obie mieszczą się w kanonach zachodniego piękna. One obie są bardzo atrakcyjne i uznane za seksi. A jednocześnie prezentują i grają z modelem kulturowym kobiecości. Są hiper kobiece w tych swoich reprezentacjach. Szczególnie kiedy Aimee nosi bardzo długie protezy, na których ledwo chodzi to jest taka krucha smukłość, kobiecość oparta na ogromnej kruchości i smukłości. 

Jeszcze jeden przykład, tym razem dotyczący męskich ciał. To jest bardzo ciekawy projekt realizowany przez fotografa Michaela Stokesa od 2014 roku. To seria zdjęć weteranów po amputacjach. Na zdjęciach pojawiają się i z protezami i bez. Dwie serie: „Zawsze lojalni” z 2014 roku i „niezwyciężeni” z 2016. Tak jak w przypadku protezowanych kobiet mamy do czynienia z hiper kobiecością, tak tutaj te postaci zaprezentowane w patetyczny sposób, choćby przez środki czysto wizualne – w głębokich światłocieniach, naoliwieni, upozowani tak, żeby wyeksponować maukulaturę. Przeważnie uchwyceni od dołu – heroiczne pozy, heroicznych, bohaterskich postaci. Konwencja wizualna, którą kojarzymy z fotografii modowej erotycznej. W podobny sposób prezentuje się zdjęcia bielizny. To co na okładkach się pojawia. To, że mężczyźni nie mają kończyn czy protezy, to jest coś co zauważamy dopiero po chwili. Uwagę przyciąga ich hiper męskość i hiper sprawność. W interesujący sposób zmienia to znaczenie protezy, przedstawianej jako instrument, który jest w stanie pomóc mężczyznom godzinami pracować na siłowni i generować tą postać, którą tutaj prezentują. Niemalże superbohaterską.

Żeby jednak nie było tak całkiem różowo i optymistyczne, trzeba sobie też powiedzieć, że jednak te nowe protezy w dużej mierze czynią użytkowników (osoby po amputacjach, ale i zaimplementowanych) do pewnego stopnia zakładnikami tych technologii, z którymi mają do czynienia. Zespolenie medycyny i inżynierii sprawia, że zespolenie staje się tak zaawansowane – w jęz. angielskim używa się określenia over engineered, czyli zbyt skomplikowane, do granicy sensowności. Stają się prawie zupełnie niedostępne poza państwowo-refundacyjno-medycznym systemem. Protezy stają się luksusowe w zupełnie inny sposób niż trąbki były luksusowe w XIX wieku. W tym kontekście znaczenie nabiera nie tylko projektowanie tych protez ale także strategia ich finansowania i dystrybucji. Pogłębiają nierówny dostęp do rozwiązań medycznych zarówno w skali globalnej jak i poszczególnych krajów. Interesującym wątkiem jest również to, że ze względu na skomplikowanie część protez staje się nieużyteczna dla dużej części ich potencjalnych użytkowników. To jest przykład aparatów słuchowych, które w 2 połowie XX wieku stały się tam maciupeńkie, że wiele osób, dla których są produkowane, czyli seniorów, nie była w stanie z nich skorzystać. Bo trzęsły im się ręce, albo mają problemy kognitywne, które nie pozwalają im obsługiwać tak małych obiektów. Doprowadziło to do ciekawe sytuacji, w której brytyjski system opieki zdrowotnej w latach 70. Uruchomił produkcję XIX wiecznych trąbek słuchowych. Żeby dostarczać je tym dłuchym seniorom, którzy nie radzili sobie z obsługą maluteńkich, elektronicznych aparatów słuchowych.

Obiekt, który jednoznacznie kojarzy się z niepełnosprawnością i stał się symbolem zarówno dostępu równego jak i niepełnosprawności jako takiej, czyli wózek inwalidzki. To bardzo ciekawy przykład technologii, która przemieściła się w ciągu ostatnich 100 lat, ale nie ze sfery medycznej do sfery codzienności, tylko w dokładnie odwrotnym kierunku. To co dzisiaj nazywamy wózkiem inwalidzkim, zaczynało w brytyjskiej miejscowości Bath?, miejscowości o kurortowym, ekskluzywnym charakterze. Tam przybywano, żeby dochodzić do siebie po trudnych doświadczeniach po chorobie. I tam wyspecjalizowano się w produkcji tego co pokazuję na zdjęciach, czyli wózków jednoosobowych, popychanych przez osoby, które pobierały za to opłaty i one nie były przeznaczone dla osób, które nie były w stanie chodzić. One były przeznaczone dla kuracjuszy, których stać było na to, żeby być wożonym po mieście. Te wózki były nie były związane z niepełnosprawnością i nie mobilnością, ale raczej rekonwalescencją i przebywaniem w sanatorium. W połowie XIX wieku wózki zaczęły być używane także poza przestrzenią sanatoryjną, na przykład podczas wystawy światowej w Londynie w 1851 roku w specjalnie na te potrzeby zbudowanym pałacu kryształowych, który był ogromną powierzchnią, również można było sobie wynająć taki wózek. Wózek w owym okresie, pod koniec XIX wieku zaczął być utożsamiany z gnuśnością i problemami generowanymi przez osoby z klasy wyższej. Z lenistwem, brakiem zaradności. To zmieniło się dopiero po I wojnie światowej, kiedy pojawiła się duża liczba młodych, silnych mężczyzn, którzy wymagali, żeby się nimi zajmować ze względu na to, że byli sparaliżowani, albo po amputacjach. Wózek został przerobiony na rzecz lżejszą, tańszą i łatwiej dostępną. Zupełnie zmienił się projekt tego wózka. Pojawiają się duże kółka co pozwala użytkownikowi samodzielne nadanie napędu. Wózki z przestrzeni prestiżowej konsumpcji na pokaz stały się sprzętem medycznym ordynowanym weteranom wojennym w szpitalach. Coraz więcej wózków było w przestrzeni publicznej, a więc zaczęto ją dostosowywać do potrzeb osób korzystających z wózkiem. Pierwszym dostępnym miastem było właśnie Bath, gdzie tych wózków było szczególnie dużo. W toku XX wieku coraz większe było zapotrzebowanie na znak, który będzie wskazywał, że mamy do czynienia z przestrzenią, która będzie dostępna, ze względu na coraz większą obecność osób korzystających z tego sprzętu na miejsca, które były dostępne dla użytkowników wózków, ale też trzeba było im w jakiś sposób zasygnalizować, że mają osobne wejście, z którego mogą korzystać. Pierwszy taki znak pojawił się w roku 1965 i to były przekreślone schody. To nie za bardzo się przyjęło. Natomiast w 2 połowie lat 60. Zaczęto pracować z różnym dizajnem wokół figury wózka jako takiego. W zasadzie to co dzisiaj znamy jako symbol niepełnosprawności, powstał w czasie skandynawskiej szkole letniej dizajnu w ’68. Jedna ze studentek zaproponowała taki symbol, który był bardzo uproszczonym rysunkiem wózka inwalidzkiego. On bez jej wiedzy i z pewnym sprzeciwem, został rok później zaanektowany przez wielką konferencję międzynarodową związaną z rehabilitacją. Symbol został przejęty, ale uznano, że sam wózek to zbyt abstrakcyjny symbol i dodano do niego kropkę, czyniąc z wózka inwalidzkiego osobę na wózku inwalidzkim, jako reprezentację z jednej strony dostępności, a z drugiej niepełnosprawności jako takiej. To logo, ze względu na ekspozycję (to była bardzo ważna konferencja, na której było wielu przedstawicieli zajmujących się tymi technologiami) dosyć szybko się upowszechniło i długo nie kwestionowano tego znaku. Do momentu kiedy osoby z niepełnosprawnościami zaczęły się dopytywać dlaczego osoba na wózku siedzi w tak pasywny sposób. W 2009 roku grupa aktywistów zaczęła w taki partyzancki sposób zastępować w przestrzeni publicznej zamieniać dotychczasowy znak wózka z osobą spoczywającą na tym wózku, nowym logiem, które być państwo widzą od czasu do czasu w przestrzeni publicznej, z osobą wychyloną do przodu i z odchyloną ręką w taki sposób, że widać, że ona sama sobie nadaje pęd i kierunek, w którym zmierza. Coraz częściej pojawia się też pytanie dlaczego to mężczyzna siedzi na wózku. Czasem dodawane są kokardki, albo kucyki do tego loga. Osoba korzystająca z wózka jest nie tylko niepełnosprawną, ale też ma płeć. Kilka lat temu zaczęłam zbierać ikon wskazujących na dostępność. Najczęściej one się znajdują na toaletach, często stamtąd te zdjęcia przychodzą. Ta kolekcja ciągle się rozrasta. Widać jak na wiele sposobów ten sprzęt i ta sytuacja niepełnosprawności można pokazać.

Ostatnia sytuacja, którą chciałabym zamarkować, to osoby, które odrzucają protezy. Nie chcą z nich korzystać, nie tylko dlatego, że są źle zaprojektowane, albo że wstydzą się tej niepełnosprawności i nie chcą jej ujawniać swoją protezą. Najczęściej to się zdarza wśród osób niesłyszących. Często np. seniorzy odmawiają korzystania z aparatów słuchowych. Nie dlatego, że nie chcą z nami rozmawiać, ale też dlatego, że te aparaty wcale im nie pomagają. Wzmacniają nie te dźwięki co trzeba, albo sprawiają, że kontakt jest jeszcze bardziej utrudniony niż kiedy tego aparatu nie mają. Ale chciałam powiedzieć o dwóch sytuacjach, kiedy odrzucenie protezy jest bardzo silnym gestem i performansem, który rozgrywa się w przestrzeni publicznej. Jedno przeszło do historii studiów nad niepełnosprawnością jako Capitol Crawl, czyli kapitolskie pełzanie. Ono miało miejsce 1990 roku, w marcu. W trakcie obrad kongresu amerykańskiego, dotyczących przyjęcia ustawy regulującej kwestie związane z dostępnością. Zorganizowane grupy, aktywiści próbowali wywierać presje na polityków. Jednym z bardzo mocnych gestów było zebranie się 12 marca pod schodami kapitolińskimi, odrzucenie protez, wózków, wszelkich technologii asystujących i te osoby zaczęły dosłownie pełznąć po schodach kapitolu. Oczywiście przyciągając gigantyczną uwagę fotografów, to jest bardzo dobrze udokumentowane wydarzenie, które miało ogromną ekspozycję w prasie i mediach. To jest znakomicie wybrana scena, bo w interesujący sposób zmienia symbol amerykańskiego prawodawstwa z zasadami równości wszystkich wobec prawa i barierę architektoniczną. Tu znakomicie jest pokazane to, że nie dla wszystkich to prawo jest równe. Bardzo mocno podkreślono konieczność zmiany ustawy, nad którą głosowano. A dodatkowo mocnym elementem transgresyjnym było przedstawienie ciał w bardzo nienormatywnej motoryce. My jesteśmy mocno przyzwyczajeni do tego, że widzimy osoby na wózkach, poruszające się o kulach, ale osoba czołgająca się, pełzająca wydaje się bardzo nieludzka. To był wzmacniający element. Tu protezy nie zostały odrzucone dlatego, że ktoś się ich wstydził, to było wysiłkowe i mozolne, ale było ważnym elementem determinacji i walki o swoje prawa.

Zupełnie inaczej protezy odrzuca Mat Fraser, ciekawa postać, człowiek orkiestra, aktor, raper, performer. Należy do pokolenia osób urodzonych w latach 50. I 60. Po tym jak kobietom w ciąży przepisywano talidomid jako środek na mdłości poranne, a okazało się, że ten środek bardzo mocno uszkadza płód. Jest całe pokolenie, które urodziło się ze zdeformowanymi kończynami. Sam Mat Fraser ma bardzo mocno skrócone ręce i zdeformowane dłonie. Zrobił perfromans, który nazywa kalekim striptizem. Rodzaj burleskowego striptizu. Korzystając z pełnej gamy środków wizualnych i konwencji, które pojawiają się w striptizie i burlesce. Rozbiera się ze spodni, z butów, z marynarki, tańczy, robi szpagaty i w pewnym momencie orientujemy się, że on ma protezy przyczepione do rąk. Protezy ujawniają się przez to, że są zawsze dwa kroki za nim. Są balastem, który temu ciało towarzyszy. Zarzuca je sobie na szyje, są kłodowate. I dopiero kiedy w geście striptizu rozbiera się z tych protez i odrzuca je jak ubranie, w dumny sposób ukazuje swoje zdeformowane ręce i wtedy to ciało w pełni ożywa. Ręce są bardziej sprawne i bardziej sprawcze niż te protezy, którymi do tej pory był obciążony. Wykonuje typowo burleskowe gesty – liże palce, wciera sutki palcami, ale kiedy wykonuje to osoba z taką cielesnością mamy do czynienia z duża afirmacją tego ciała, które trudno nazwać niepełnosprawnym (wykonuje szpagat, jest hipersprawny i seksualny).

Na tym skończę wystąpienie i otworzę dyskusję.

GŁOS 1:
Wydaje mi się, że gdybyśmy rozpatrzyli wizje przyszłości odnośnie tego jak będzie zmieniała się nasza cielesność, czyli w takim kontekście gdzie zastępowanie elementów ludzkiego ciała jest traktowane nie jako proteza, nie jako coś co ma kryć naszą niepełnosprawność, ale jako coś, co jest ulepszeniem ludzkiego ciała. Wtedy kontekst mógłby ulec absolutnej zmianie. Raczej nie musielibyśmy zastanawiać się nad kwestią niepełnosprawności, nad kwestią krycia jej, ponieważ to od razu przeszłoby do zupełnie innego świata, zupełnie innego kontekstu, w którym nasze ulepszenie jest cool. Nasze ulepszenie świadczy o tym, że w zasadzie wznosimy się ponad naturę i limity człowieka.

ODP.
To jest prawda i to bardzo często wygrywa w dyskursie futurystycznym związanym z rozwojem protetyki. Jest też dość duża pokusa w humanistyce, żeby postrzegać cyborgizowane ciała jako ciała przyszłości, jako ciała lepsze. Ten dyskurs faktycznie jest dosyć mocny, chociaż on spotyka się z dużym oporem, gdzie osoby, które faktycznie mają protezy, odpowiadają, że to wcale nie jest takie proste i oczywiste. Bo ta proteza np. boli. Albo sprawia problemy związane z zarządzaniem nią, albo trzeba mieć dostęp do prądu, co czasem staje się problemem, trzeba ją serwisować. Z jednej strony faktycznie są takie wizje rozszerzenia, a nie uzupełnienia braku. A z drugiej też trzeba pamiętać o realności i tym, że osoba zcyborgizowana (użytkownicy implantów są cyborgami wypełniający definicję tego czym jest cyborgiczność), oni są bardzo mocno zależni od praktyk producenckich, od tych, którzy ten sprzęt generują. Podporządkowani są również takim zagrożeniom, jakie my znamy np. z telefonów komórkowych, które tak są zaprojektowane, żeby akurat po dwóch latach przestać działać. Pytanie kto nam zagwarantuje, że nikt nam nie zaprojektuje w taki sposób protezy, żeby ją wymienić po 5 czy 10 latach, za co państwo będzie musiało zapłacić.

GŁOS 1
Jeżeli faktycznie będzie się projektowało pod kątem udogodnienia a nie z myślą o protezie to jedno pociągnie drugie i technologia będzie lepiej dostosowana do potrzeb człowieka.

GŁOS 2
Zastanawiam się nad tym czy w przypadku protez obowiązuje ta sama zasada co na przykład w dostępności nowych technologii i wraz z postępem technologicznym czy protezy stają się coraz bardziej dostępne i egalitarne. Czy to co np. 20 lat temu było jeszcze czymś bardzo prestiżowym, czy nie przeszło do mainstreamu użytkowników protez.

ODP
Tak, takie procesy mają miejsce. Najlepiej jest mi to znane na przykładzie implantów ślimakowych. W Polsce to jest trochę inna historia ze względu na różne polityczne sytuacje, implanty do nas przyszły 1,5 dekady później niż w USA. Ale wychodziły od eksperymentalnej terapii, eksperymentalnego protezowania osób niesłyszących stając się w tym momencie standardową procedurą terapeutyczną w odniesieniu do niemowląt, u których stwierdzi się niesłyszenie. Mamy tu do czynienia z pełnym mainstreamem. To jest bardzo skomplikowane pytanie. Z jednej strony mamy mainstream jeśli chodzi o implantowanie, to się dzieje, standardowa procedura medyczna. A z drugiej strony, jak pokazuje przykład USA, okazuje się, że to jest terapia dla osób zamożnych i białych. Takie osoby są 10 razy częściej implantowane niż Afroamerykanie, którzy jeśli mają problemy ze słuchem, noszą aparaty, czyli tą starszą technologię. Z jednej strony jest mainstream, a z drugiej dostęp do nowszych technologii odbija pewną strukturę społeczną czy ekonomiczną.

GŁOS  <nic nie słychać>
ODP.
To jest interesujący wątek kiedy przyjrzeć się temu co się współcześnie dzieje w protetyce związanej z mobilnością. Bardzo dużo inwestuje się w egzoszkielety. Można się zastanowić o jaki rodzaj pomocy osobom z niepełnosprawnościami chodzi, bo w wielu przypadkach, jeśli chodzi o mobilność, pomaga po prostu wózek inwalidzki. Lekki, który można złożyć, wsadzić do samochodu, podróżować – to jest narzędzie emancypacji dla wielu użytkowników. Teraz pojawia się pytanie dlaczego w miejsce budowania ramp, albo budowania przestrzeni, która będzie przyjazna dla użytkowników wózków inwalidzkich buduje się i inwestuje gigantyczne środki w egzoszkielety, które mamią wizją samodzielnej mobilności. A tak naprawdę tu nie chodzi o samodzielną mobilność, a o chodzenie, „normalny” sposób przemieszczania się, który nie będzie jazdą na wózku tylko chodzenie. Toyota pracuje nad wózkiem, który będzie wchodził po schodach. Łatwiej byłoby zbudować rampę, więcej użytkowników mogłoby skorzystać. Mamy założenie, że nawet jeśli wygeneruje się bardzo kosztowną technologię, z pewnością znajdzie się na niego nabywca (a państwa w dużej mierze zrefundują). 

GŁOS 3
Wspomniała pani o implantach ślimakowych. Tak się składa, że niedawno byłem na takim gali, musicalu, który określał cały spektakl akceptacji tego. Było przedstawienie, brały w nim udział dzieci, także te które przeszły zabieg w Kajetanach. To było w ramach promocji. Poruszana kwestia akceptacji. Żeby temat stał się publiczny, powszechny, zrozumiały. Przesłanie dla rodziców, którzy mają dziecko niesłyszące, że to nie jest żaden problem i bariery, żeby miało operację. A z drugiej strony jeżeli już mówimy o akceptacji to tak samo aspekt wyróżnienia. Żeby to nie było fikuśne, modne, ale żeby się pozytywnie wyróżnić, też na zasadzie praktyczności. Jak to uczynić? Ten aspekt niepełnosprawności i protez różnego rodzaju jak najbardziej atrakcyjny ale nie przekraczający granicy zdrowego rozsądku? Żeby zrobić z niego temat modny, ale nie abstrakcyjny.

ODP
Bardzo trudne pytanie. Trochę kluczem do tego jest to co państwu pokazywałam. Te postaci mogą się wydawać ekstrawaganckie, modelki, nienormalnie wyglądający mężczyźni. Ani kobiety ani mężczyźni tak nie wyglądają jak te postaci, które zobaczyliśmy. Ale to jest jakiś rodzaj pozytywnej ekspozycji sprzężenia człowieka ze sprzętem. Tym co generuje problem w szerszym, społecznym kontekście jest izolacja osób, które mają niepełnosprawności. Stosunkowo rzadko mamy kontakt z takimi osobami. Pewnie gdybyśmy w dzieciństwie spotykali dużo takich osób, nie byłoby dla nas ekstrawaganckie, że ktoś ma bioniczne protezy z włókna szklanego. Byłoby to bardziej akceptowalne. Cenna jest uwaga, że kultura popularna z jednej strony w figurach takich jak Furiosa (z Mad Maxa) mocno eksponuje, w pozytywnym kontekście, uprotozowione ciało, a z drugiej strony czyni z niego ciało nieludzkie, hipermocne.

GŁOS 4
Poruszyła pani kontekst tego skąd się bierze w ogóle działanie. My patrzymy humanistycznie – pomagamy osobom niepełnosprawnym. Zwróciła pani uwagę na to, że protezy pojawiły się po wojnie. To jest coś co jest użyte dla działań, które nie są związane z humanizmem jako takim, to zapłata za wierną służbę. Tak jak pani powiedziała, nie możemy ich zostawić. Te działania wychodzą z pewnego biznesu, ale rozszerzają się przez to, że np. materiały stały się coraz bardziej dostępne. Trzeba patrzeć na to, że u podłoża wcale nie musi być troska o drugiego człowieka.

ODP
Z jednej strony tak, a z drugiej myślę, że to nie jest takie proste. Problem jest zniuansowany. Trudno decyzją jest zaprzestać z korzystania z implanta ślimakowego, który kosztuje pewnie w okolicach 140 tys. Społeczeństwo mi za to zapłaciło, nie zapłaciłam sama, więc czy mogę zrezygnować z jego korzystania? Czy będąc obdarowanym można pozwolić sobie na luksus powiedzenia nie? Może ktoś woli nie słyszeć, albo nie chodzić. Jednak jest zobowiązanie i oczekiwanie od osób z niepełnosprawnościami, że one nie dość, że przyjmą, to jeszcze będą wdzięczne za to co im się proponuje. Jest to forma opresji przymuszenia do spełniania oczekiwań związanych z normatywnym ciałem.

GŁOS 5
A propo samych egzoszkieletów. One są teraz bardzo mocno rozwijane w kontekście samej Japonii i starzejącego się społeczeństwa. Są rozwijane dlatego, żeby starzy ludzie mogli nadal wykonywać pracę fizyczną, także bardzo ciężką, mimo swojego wieku. Społeczeństwo się starzeje, nie udaje się nadążyć z dzietnością więc coraz więcej starych ludzi musi pracować.
Ale jeszcze chciałem nawiązać do drugiego wątku, odrzucania protez, akurat tutaj aparatów słuchowych, przez starszych ludzi. Zetknąłem się też z taką opinią, że nie chcą ich nosić nie dlatego, że są nieefektywne, tylko dlatego, że pokazują, że są niepełnosprawni. To jest głównie problem starszych ludzi. Tak słyszałem i chciałem się dowiedzieć czy ludzie faktycznie odrzucają, szczególnie starsi, dzisiaj  protezy czy różne narzędzia, które są stworzone dla niepełnosprawnych, jak np. obieraczki do warzyw. Na ile odrzucają to ze wstydu, bo widać?

ODP 
Odniosę się do pierwszego wątku, który pan poruszył. To jest bardzo interesująca kwestia. Miałam przyjemność na konferencji z osobą, która w Korei prowadzi badania etnograficzne wśród pacjentów, którzy testują egzoszkielety w warunkach laboratoryjnych. Ona zwracała uwagę na to, że ci ludzie nie mają żadnych złudzeń co do tego, że ta technologia będzie w jakiś sposób im pomocna czy da niezależności. Podkreślają, że żeby korzystać z takiego egzoszkieletu potrzebne są co najmniej trzy osoby, asysty. W tym momencie i pewnie jeszcze przez długi czas, nie będą dawały takiej niezależności jaką obiecują. Ta badaczka pokazywała foldery reklamowe, gdzie starsza osoba w egzoszkielecie z plecakiem chodzi po górach. Jak przyszło co do czego, to okazało się, że te osoby nie są w stanie przenieść z miejsca na miejsce kubka z herbatą, bo tak nieefektywny jest ten sposób przemieszczania się. Jeśli chodzi o nie normatywność chodzenia, a nie jeżdżenia, to badano również kanadyjskich weteranów, prowadząc z nimi wywiady. Opowiadali o tym, że byli rehabilitowani do tego, żeby chodzić, ale dawano im również wózki inwalidzkie i bez sensu były wysiłki kadry do tego, żeby ich przymusić do pionizacji, bo na wózkach znakomicie sobie radzili – grali w kosza, wygłupiali się, ścigali, a nie mogli przejść kilku metrów. Do tego stopnia, że kiedy źle się zachowywali, np. pili, dokuczali pielęgniarkom, to zabierano im wózki inwalidzkie za karę, żeby ich unieruchomić. 

A jeśli chodzi o odrzucanie protez słuchu, to nie dysponuję badaniami, ale wydaje mi się, że w wielu przypadkach, starsze osoby niesłyszące odrzucają aparaty słuchowe właśnie dlatego, że są nieefektywne. Bo to są ludzie, którzy rozpaczliwie próbują podtrzymać kontakt z członkami rodziny, więc robią bardzo dużo, żeby słyszeć, ale ta technologia często jest tak niewydajna, że przeszkadza w tych kontaktach. Np. piszczą, albo sprawiają że w ogóle nie słychać osoby mówiącej, ale słychać jak odkłada filiżankę na spodek. To jest też trudna sytuacja. Złościmy się na te osoby, czemu nie korzystają, skoro łatwiej byłoby nam porozmawiać. Ale jest też inna grupa, która programowo odrzuca protezy słuchu i to są osoby Głuche, które postrzegają się jako mniejszość językowa. Posługują się językiem migowym, deklarują się jako przedstawiciele mniejszości kulturowej, nie potrzebują terapii, nie biorą udziału w paraolimpiadach, nie są niepełnosprawni. W tym kontekście pojawia się polityczno-tożsamościowo uwarunkowane niekorzystanie z takiej technologii asystującej czy terapeutycznej.

GŁOS 5
Jeśli chodzi o to pionizowanie weteranów, czy jeśli mamy możliwość teraz wypionizować ich i społeczeństwo widzi, że może nie trzeba będzie budować ramp, to może próbujemy na siłę wepchnąć ich w tę ramę, żeby zaczęli z powrotem chodzić. Żebyśmy nie musieli podejmować starań dostosowywania przestrzeni miejskiej pod tą specjalną grupę osób.

ODP
To na pewno się pojawia. Inną rzeczą jest też to, że przypisujemy wózkowi specjalne wartości. To widać w języku, kiedy mówimy, że ktoś jest skazany na wózek inwalidzki. Większość osób korzystających z wózków nie są skazani, to jest narzędzie, dzięki któremu mogą funkcjonować. Jest bardzo emancypacyjny. A jeśli chodzi o dostosowywanie przestrzeni do potrzeb osób z niepełnosprawnościami, często zwraca się uwagę na projektowanie passive-agressive. Dobrze, zrobimy wam rampę, ale ona nie będzie nigdzie prowadzić. Musi być bo zgodnie z prawem budynek musi być dostosowany. Zlitowałam się nad spółdzielnią mieszkaniową, w której mieszka moja mama i nie zaprezentowałam państwu zdjęcia, ale w ostatnich tygodniach w bloku zbudowana została rampa, a kilka dni później pojawiła się informacja, że spółdzielnia zabrania przewozić po tej rampie osób na wózkach. Rampa służy tylko do transportowania wózków. Dużego obciążenia nie wytrzyma. Jest to atrapa na dobrą sprawę, która wymaga zdjęcia osoby z niepełnosprawnością przed wejściem na nią.  Jesteśmy prawem zobowiązani do zapewnienia dostępności, ale to jest po najmniejszej linii oporu.

GŁOS 6
Zainteresowało mnie to odrzucanie protez. Np. Mat Fraser ma krótsze ręce, ale może funkcjonować w społeczeństwie i pokazuje, że tak naprawdę jest sprawniejszy bez protez niż z protezami. Albo te osoby Głuche, które są mniejszością. Jest taki trend ciałopozytywności. Ten trend zaczął się od osób ponadnormatywnych jeśli chodzi o wagę, do tego teraz dochodzi bielactwo. Zastanawiam się czy to nie można rozszerzyć tego trendu o niepełnosprawności wychodzące poza otyłość, bielactwo czy inne zjawiska ugruntowane w ciałopozytywności. I czy pani już zauważa wchodzenie w ten trend osób z niepełnosprawnościami?

ODP
Jest modelka, która jest chora na bielactwo, której kariera kwitnie. Bardzo często kiedy mówi się o emancypacyjnym trybie i w zakresie projektowania protez i w zakresie wolności do tego, żeby z tych protez nie korzystać i z szeroko pojmowanych studiów nad niepełnosprawnością, bardzo często pojawia się wątek tego, że one są ugruntowane na specyficznym rodzaju niepełnosprawności. To wynika z tego jak wynikał ruch osób niepełnosprawnych i w Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii, gdzie te ruchy społeczne się rodziły. I to były ruchy białych mężczyzn na  wózkach inwalidzkich, i to bardzo mocno zdefiniowało to jak się myśli o niepełnosprawności i jak  się ją reprezentuje w przestrzeni publicznej. To, czego  mi brakuje w dyskusji o niepełnosprawności i włączaniu różnych ciał, to jest niepełnosprawność intelektualna. To jest  rodzaj niepełnosprawności, który w tych dyskusjach się nie pojawia. Ja też dzisiaj o nim nie mówiłam, choć bywa też uprotezowiony w bardzo ciekawy, ale i przemocowy sposób. Np. smartfon bywa uznany za technologię asystującą dla osoby z niepełnosprawnością. Ja używam smartfonu tak samo i nikt mi nie wmawia, że jestem niepełnosprawna dlatego, że robię listę zakupów. Wydaje mi się, że to co robi Teatr 21 też jest formą włączania innych form cielesności, czy człowieczeństwa. Inną formę bycia w przestrzeni społecznej. Wydaje mi się, że to się dzieje, chociaż musi być wspomagane chociażby przez dobrą ekspozycję w mediach. To że mniej więcej rozpoznajemy czym jest kultura Głuchych wynika z tego, że pewnym momencie media mocno zainteresowały się tym egzotycznym akcentem jakim jest głucha etniczność czy specyfika językowa tej społeczności. Od kilku lat dosyć regularnie o tej kulturze słyszymy, widzimy język migowy, coraz więcej wydarzeń, nie tylko związanych z niepełnosprawnością jest tłumaczonych. To się powolutku odbywa tylko pewnie wolniej niż byśmy chcieli.

GŁOS
Jak protesty niepełnosprawnych w sejmie wpłynęły na ich odbieranie przez społeczeństwo?

ODP
Mam wrażenie, że względu na to czym się zajmuję, jestem w bąblu informacyjnym i jestem społecznie usieciowiona, że odpowiedziałabym, że rewelacyjnie wpłynęły, to była bardzo mocna ekspozycja w przestrzeni medialnej. W gazetach o tym pisano, w telewizji pojawiały się relacje. Protesty zyskały relacje, chociażby w działaniach Teatru 21 w spektaklu „Rewolucja, której nie było”. To jest rzecz, o której się mówiło w moich sieciach społecznych, po kt&

Powiązana wystawa

  • 19.10.2019 – 19.01.2020
    Zmiana ustawienia
    Polska scenografia teatralna i społeczna XX i XXI wieku

    Przeglądowa wystawa poświęconą scenografii teatralnej według autoskiej wizji Roberta Rumasa — cenionego artysty wizualnego i scenografa. Kurator wraz z zespołem współpracowników prowadzi widzów przez 100 lat historii, budując narrację wystawy w oparciu o układ problemowo-tematyczny oraz tworząc odniesienia kontekstualne do wcześniejszych i późniejszych zjawisk.

    Zachęta – Narodowa Galeria SztukiZachęta

Powiązane wydarzenie

  • Grafika wydarzenia: (Kłopotliwa) widzialność protez. Design i niepełnosprawność
    16.12.2019 (PN) 18:00
    (Kłopotliwa) widzialność protez. Design i niepełnosprawność
    Wykład Magdaleny Zdrodowskiej
    Zachęta / sala kinowa (wejście od ul. Burschego)sala kinowa
Zobacz także
  • audio
    Święto wiosny Katarzyny Kozyry
    Spotkanie z Ewą Łuczak poświęcone pracy
  • audio
    Wątki operowe w twórczości Katarzyny Kozyry
    Spotkanie z Grzegorzem Pitułejem
  • audio
    Z imperium. Fotografie
    Portret reportera - panel dyskusyjny
  • audio
    7 Rooms. Spotkanie z Rafałem Milachem
    Premiera książki
  • audio
    Mikrointerwencje Tillmansa
    Wykład Krzysztofa Miękusa
  • audio
    Łaźnia męska Katarzyny Kozyry
    Spotkanie z Jackiem Markiewiczem poświęcone pracy
  • audio
    Po co nam Tillmans
    Dyskusja towarzysząca wystawie Wolfgang Tillmans Zachęta Ermutigung
  • audio
    Otwieranie drzwi. Knock, knock, knocking on Europe's (Poland's) Door
    Panel dyskusyjny
  • audio
    Co z tą Białorusią?
    Spotkanie
  • audio
    7 pokoi
    Imperium 20 lat później. Spotkanie Wojciecha Góreckiego i Rafała Milacha