Przeczytaj tekst Zofii Dubowskiej o historii Międzyszkolnego Koła Miłośników Sztuki przy Zachęcie. Zofia Dubowska: Ewo, jak trafiłaś do Koła Miłośników Sztuki? Do jakiej szkoły chodziłaś? Ewa Modzelewska-Kossowska: ...">  Przeczytaj tekst Zofii Dubowskiej o historii Międzyszkolnego Koła Miłośników Sztuki przy Zachęcie. Zofia Dubowska: Ewo, jak trafiłaś do Koła Miłośników Sztuki? Do jakiej szkoły chodziłaś? Ewa Modzelewska-Kossowska: ...">
Z Ewą Modzelewską-Kossowską o Kole Miłośników Sztuki rozmawia Zofia Dubowska
foldery / teksty

Data powstania: 05.02.2021

 Przeczytaj tekst Zofii Dubowskiej o historii Międzyszkolnego Koła Miłośników Sztuki przy Zachęcie.

Zofia Dubowska:Ewo, jak trafiłaś do Koła Miłośników Sztuki? Do jakiej szkoły chodziłaś?

Ewa Modzelewska-Kossowska: Chodziłam do strasznej szkoły: do XVIII LO im. Jana Zamoyskiego. W Zachęcie znalazłam miejsce, które stanowiło kontrast, i to ostry, dla szkoły – chwyciłam się tego jak deski ratunku. Szkoła odbierała sens wszystkiemu. Sens życia, a już na pewno sens poznawania. Może trochę za bardzo jadę po tej szkole, bo byli tam też nauczyciele o szerszych horyzontach. Trafiło mi się szczęśliwie, bo chyba w klasie czwartej angielskiego uczyła Helena Łuczywo i naprawdę miało to na mnie wpływ, podobny jak udział w Kole Miłośników Sztuki i obozach letnich. To był powiew wolności. Koło dawało niesamowicie ciekawą wiedzę i możliwość poznania sztuki z najlepszych źródeł. Wykładowcy byli po prostu fantastyczni. Co tydzień chodziłam na wykład do Zachęty, odwiedzałam też pracownie artystów. To było niesamowite. Jeżeli cokolwiek opuściłam, to chyba tylko z powodu hipergorączki.

Czy do pracowni chodzili wszyscy uczestnicy KMS?

Nie pamiętam, jak to się odbywało, czy były zapisy, czy chodzili ci, którzy byli chętni. Wiem na pewno, że byłam w pracowni Antoniego Fałata, KwieKulik [Przemysława Kwieka i Zofii Kulik], Józefa Wilkonia. Do tej pory mam niesamowicie plastyczne wspomnienia tych wizyt. Pamiętam obrazy, np. obraz Fałata i pytania, jakie wtedy padły. Tu trzeba dodać, że ja nie mam takiej doskonałej pamięci i na przykład ze szkoły, poza złośliwymi anegdotami o nauczycielach prawie nic nie pamiętam, a z tych spotkań pamiętam wszystko. Ktoś mu zadał pytanie: „Dlaczego ta czerwona piłeczka znajduje się w lewym dolnym rogu obrazu?”.

W szkole było ci trudno z powodu nazwiska czy po prostu wszyscy byli gnębieni?

Gnębiona byłam tylko przez jedną nauczycielkę. Spuśćmy na nią litościwie zasłonę. To była taka szkoła, która naprawdę rozjeżdżała ludzi. Dyrektorem był Gad. Był nieprzyjemną postacią, taką właśnie gadzią – zaczepiał na przerwie, dręczył, że masz spodnie, a nie spódnicę. To miejsce kompletnie nic nie dawało jako szkoła. No, może wyjątek stanowiła polonistka, która się starała i była porządnym człowiekiem, chciała z nami o różnych rzeczach rozmawiać. To było smutne. To było nadużywające. Więc gdyby człowiek się opierał tylko na czymś takim, to by się nigdy w życiu niczym nie zainteresował. W Zachęcie nagle otwierał się świat, w którym okazywało się, że wiedza to jest coś cennego, że można ją pogłębiać, chcieć więcej, w miejscu, gdzie w swobodny sposób można myśleć i stawiać pytania. Zupełnie inny świat!

Interesowałaś się wtedy sztuką czy szukałaś czegoś rozwijającego?

Interesowałam się trochę, miałam w domu książki o sztuce dla młodzieży (np. Krajobraz z tęczą), ale myślę, że mogło być tak, że mama mogła mi to miejsce zasugerować. A ponieważ było to niedaleko domu, nie było problemu. A potem ta energia mnie pochłonęła, wessała.

Twój udział w Kole to środek lat 70. Kto się wami opiekował?

Joanna Krzymuska była centralną postacią, a na wyjazdach Włodzimierz Branicki, zwany Szeryfem. Joanna była wspaniała. Niesamowicie spokojna kobieta z gatunku tych, co głosu nie podnoszą, bo to nie jest w zwyczaju. W bardzo spokojnym, miękkim stylu rozmawiała z bandą bądź co bądź nastolatków. Gdy patrzę na to z dzisiejszej perspektywy zarówno analityka, który pracuje z dziećmi i młodzieżą, jak i rodzica, to już wiem, co to jest banda nastolatków. I nawet jeśli w naszym pokoleniu te dzieci były może trochę grzeczniejsze, to w tym wieku nie można być tak naprawdę grzecznym. Joanna sobie doskonale z nami radziła. Nie wiem, jak to robiła. Po prostu wiedzieliśmy, że to co ona proponuje, jest oczywiste, że się to przyjmuje i koniec. Traktowała nas niezwykle poważnie.

Możesz dać przykład?

Podczas wyjazdów mogliśmy w barze mlecznym zamówić, co chcemy. To było czymś kompletnie nienormalnym, wywoływało w tych miejscach szok i niedowierzanie, traktowano to jak rodzaj oporu. Pani Joanna spokojnie tłumaczyła, że „w tej grupie po prostu mamy taki zwyczaj, że każdy zamawia to, co chce”. Muszę ci powiedzieć, że jak niedawno przeczytałem na Facebooku, że z powodu pandemii upadła restauracja Pod Błękitnym Fartuchem w Toruniu, po prostu serce mi pękło, dlatego że pamiętam ją z tego obozu. To był dokładnie czerwiec ’76 roku. Jechaliśmy pociągiem, robotnicy rozkręcili tory i pociąg musiał pojechać inną trasą, więc jechał trzy razy dłużej. I ja się w tym pociągu objadłam wszystkim, co mi matka dała na drogę: kilo czereśni, czekolada – dostałam potwornych boleści. Znaleźliśmy się w Toruniu, gdzie popruliśmy do restauracji: przejrzałam kartę, a ponieważ powiedziano nam, że możemy zamówić, co chcemy, zamówiłam golonkę. Wszyscy się złapali za głowę na czele z panią Joasią. Ale się uparłam i powiedziałam, że czuję, iż to mi pomoże. I wyobraź sobie, zjadłam tę golonkę i przeszło! To jest moje wspomnienie z tej restauracji.

Jakimi wychowawcami byli Joanna Krzymuska i Szeryf?

Niezwykle tolerancyjnymi! Pozwalali nam podczas wieczornych posiadówek palić papierosy – było to, jak na pedagogów, niestandardowe zachowanie. Myślę, że oni wychodzili z założenia, że lepiej, byśmy palili przy nich, niż robili to poza kontrolą, bo Bóg wie, gdzie by nas poniosło. Wiedzieli, że stworzenie nadmiernie rygorystycznego środowiska dla tak młodych ludzi jest niebezpieczne, bo zawsze grozi potrzebą rozwalenia tych granic. Oczywiście stawiali granice, ale bardzo elastyczne i naprawdę chcieliśmy robić różne rzeczy wewnątrz tych ram.

Opowiesz o tych posiadówkach?

Wieczorne spotkania podczas wyjazdów były po prostu fantastyczne. Zaczynały się od wernisażu wszystkich prac, które powstały w danym dniu. Zasada była taka, że w ciągu dnia rozchodziliśmy się po mieście lub terenie, każdy szedł, gdzie chciał, tylko miał wrócić o określonej godzinie na obiad. Ktoś malował detal architektoniczny, ktoś szedł nad rzekę, żeby zrobić pejzaż. Wieczorem oglądaliśmy prace i dyskutowaliśmy. Ja jestem, niestety, niezwykle nieutalentowana, nie potrafię ani rysować, ani malować. Wiem, jak obraz powinien wyglądać, ale nie umiem tego wykonać. Mogłabym się czuć podczas takich spotkań najgorszą zmarginalizowaną sierotą, ale nigdy tak nie było. Ten klimat nie stwarzał rywalizacji. Poświęcało się czas i myśl jakiejś pracy i koniec. Po wernisażu robiliśmy sobie tak zwane psychodramy. Był postawiony jakiś problem i rozmawialiśmy o tym w sposób bardzo osobisty, sięgając do własnych przeżyć. Oczywiście, tylko pod warunkiem, że ktoś chciał, nie było żadnego przymusu. Była tam przestrzeń na głębokie zwierzenia. Czasami wychodziły mocne rzeczy. Pamiętam, jak Szeryf powiedział, że współczuje jednej dziewczynie, która nie miała ręki. Grupa się na niego rzuciła, prawie go zadźgała, pokazując mu, że wybiera niewłaściwą perspektywę. To było mocne doświadczenie, że można o tym mówić, że można skrytykować dorosłego, przeciwstawić się mu, wyrażać bardzo różne opinie. Lepszego doświadczenia dla młodych ludzi nie można sobie wyobrazić.

Czy z perspektywy swojej pracy uważasz, że te psychodramy były w porządku? Nie za bardzo otwierające?

Wydaje mi się, że były w porządku. Każdy miał możliwość wyjścia, powstrzymania niewygodnych pytań. Takie jest w każdym razie moje wspomnienie. Mnie to bardzo ciekawiło. Myślę, że w zalążku byłam wtedy tym, kim jestem dzisiaj. Wszyscy się w to wciągali dlatego, że ludzie w tym wieku kochają mówić o sobie, a grupa jest bardzo ważna, bo jest punktem odniesienia dużo ważniejszym niż rodzice. Zresztą dorośli też byli poddawani psychodramom. Był taki wieczór, kiedy mogliśmy na kartkach zadać wszystkie pytania, jakie chcemy. Pamiętam, że zapytałam panią Joasię, czy wolałaby być Anną Dostojewską czy Isadorą Duncan. Bez wahania wybrała Isadorę.

Na ilu wyjazdach byłaś?

Na dwóch. Doskonale pamiętam różne miejsca, jak np. Szalowa i Bobowa. W Szalowej był maleńki, wiejski, barokowy kościółek, śliczny, w Bobowej natomiast obraz Jacka Malczewskiego Ukrzyżowanie. Pamiętam, że byliśmy w Toruniu, Baranowie Sandomierskim. W Toruniu byliśmy długo i dogłębnie zwiedzaliśmy kościół farny. Na obozie każdy miał przygotowany referat. Nie pamiętam, o czym mówiłam, ale na pewno byłam dobrze przygotowana, bo poszłam do biblioteki na Koszykowej i wyciągnęłam z katalogów wszystko, co się dało.

Czy mieliście jakąś pomoc? Bibliografię?

Nie, dostawało się temat i trzeba było samemu się przygotować. I to było strasznie fajne. Pamiętam, że zatrzymujemy się gdzieś, ptaki śpiewają, skowronki świergolą, ktoś wygłasza referat i to kompletnie nie jest nudne.

Myślisz, że skąd wiem, że jest coś takiego jak rocaille? Próbowałam to narysować, oczywiście nic z tego nie wyszło. Obserwowanie takiego elementu i próba przeniesienia go na papier to było jednak coś. Zresztą dzięki temu rocaille dostałam się na studia psychologiczne. Na egzamin z historii (jako córka historyka) byłam dennie przygotowana. Nienawidziłam historii, źle byłam uczona i oczywiście trafiły mi się trudne pytania. Jedno z nich dotyczyło szeroko rozumianej kultury i ja zwekslowałam w stronę sztuki. Jak się wdałam w te szczegóły, opowieści o detalach architektonicznych, to oni w końcu powiedzieli: „Dobrze, dziękujemy”.

Kto miał wykłady dla uczestników KMS?

Wykładowcy uniwersyteccy, choć pewnie nie tylko. Bywała Maria Poprzęcka. Prowadzili wykłady w sposób przystępny, ale na wysokim poziomie.

Brałaś udział w konkursach wiedzy o sztuce?

Chyba nie. Możliwe, że unikałam konkursów jako zbyt kojarzących się ze szkołą.

W czym jeszcze brałaś udział?

Pamiętam, że oglądaliśmy wystawy, czasem też na tych spotkaniach byli artyści. Pamiętam, jak jakieś głupoty opowiadałam Janowi Berdyszakowi, zaatakowałam go, nie zgodziłam się z jego metaforą o pudełku zapałek. Mądrzyłam się, jak to gówniara. Ale taka właśnie panowała tam wolność. Nie baliśmy się mówić.

Zakolegowałaś się z kimś z Koła?

Nie bardzo. Przez jakiś czas w moim życiu przeplatał się Tomasz Raczek, który zresztą chyba nie uważał, że jest zakolegowany ze mną, tylko ja czułam się zakolegowana z nim. On potem studiował teatrologię i był na roku z moją najlepszą przyjaciółką. Na zajęcia do Zachęty chodziłam z przyjaciółką ze szkoły i tworzyłyśmy parę, jak to w tym wieku. Niektóre osoby mnie fascynowały, np. Ewelina Batko.

Spośród osób, z którymi rozmawiałam, jesteś na razie pierwszą osobą, która nie poszła na historię sztuki.

Na pewno i tak interesowałabym się sztuką, nawet gdybym nie przeszła tego doświadczenia. Ale ono mnie bardzo przygotowało do patrzenia na sztukę. Należę do tych osób, które są gotowe pojechać na dwa dni do innego miasta w Europie tylko po to, żeby zobaczyć jakąś wystawę.

Ewa Modzelewska-Kossowska – psychoanalityczka dorosłych, dzieci i młodzieży. Psychoanalityczka szkoleniowa i superwizorka Polskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego. Autorka tekstów łączących kulturę i sztukę z myślą psychoanalityczną. Od wielu lat, wraz z Adamem Lipszycem, prowadzi seminarium Literatura austriacka i psychoanaliza w Austriackim Forum Kultury w Warszawie.


Materiały powstały w ramach projektu „Otwarta Zachęta. Digitalizacja i udostępnienie polskich zasobów sztuki współczesnej ze zbiorów Zachęty – Narodowej Galerii Sztuki oraz budowa narzędzi informatycznych, rozwój kompetencji kadr kultury, animacja i promocja służące wykorzystaniu i przetwarzaniu cyfrowych zasobów kultury w celach edukacyjnych, naukowych i twórczych” realizowanego w ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa na lata 2014-2020 Oś Priorytetowa nr 2 „E-administracja i otwarty rząd” Działanie nr 2.3 „Cyfrowa dostępność i użyteczność informacji sektora publicznego” Poddziałanie nr 2.3.2 „Cyfrowe udostępnienie zasobów kultury”, na podstawie umowy o dofinansowanie nr POPC.02.03.02-00-0025/19-00”.

Mediateka
966/1003
Zobacz także
  • Grafika obiektu: Annual report 2015foldery / teksty
    Annual report 2015
  • Grafika obiektu: Zrób to sam z Zachetąfoldery / teksty
    Zrób to sam z Zachetą
    Materiały edukacyjne do wystawy Historie ucha
  • Grafika obiektu: Czy artyście wszystko wolno? foldery / teksty
    Czy artyście wszystko wolno?
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu: Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_1foldery / teksty
    Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_1
    Konspekt lekcji j. polskiego dla liceum
  • Grafika obiektu: Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_2 foldery / teksty
    Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_2
    Konspekt lekcji j. polskiego dla liceum
  • Grafika obiektu: Co jest podstawową regułą światafoldery / teksty
    Co jest podstawową regułą świata
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu:  Kim jesteśmy my - my samifoldery / teksty
    Kim jesteśmy my - my sami
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu:  Popkultura w sztuce wysokiej_1foldery / teksty
    Popkultura w sztuce wysokiej_1
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu: Popkultura w sztuce wysokiej_2foldery / teksty
    Popkultura w sztuce wysokiej_2
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu: Sztuka interpretacjifoldery / teksty
    Sztuka interpretacji
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum