Międzyszkolne Koło Miłośników Sztuki przy Zachęcie
Zofia Dubowska
foldery / teksty

Data powstania: 07.03.2022

Wstęp

Przez rok (2021) spotykałam się z osobami, które należały do Międzyszkolnego Koła Miłośników Sztuki (MKMS)[1] działającego przy Zachęcie w latach 1962–2005. Rozmawiałam z uczestniczkami i uczestnikami wykładów i wyjazdów Wakacje ze szkicownikiem, a także z organizatorkami tych wydarzeń. Ogromna liczba pozytywnych opinii, żywe wspomnienia wychowanków KMS i wyrażana w nich wdzięczność potwierdziły moją intuicję: że ta historia jest ważna i warto o niej napisać. Często pojawiały się np. takie wypowiedzi: „W Zachęcie znalazłam miejsce, które stanowiło kontrast, i to ostry, dla szkoły – chwyciłam się tego jak deski ratunku. […] To był powiew wolności”[2]. „Wykłady były na bardzo wysokim poziomie. Nawet byłam rozczarowana, jak poszłam potem na studia. […] Byłam rozpuszczona przez Zachętę”[3]. „Halina Osterloff prowadziła Koło Miłośników Sztuki i zajmowała się młodzieżą, organizowała wykłady i wizyty w pracowniach artystów. Była jak pomnik, bardzo ją wszyscy kochali”[4].

 

Początki

Międzyszkolne Koło Miłośników Sztuki powstało w 1962 roku z inicjatywy Haliny Osterloff, która została zatrudniona w Zachęcie, by rozwijać współpracę ze środowiskiem szkolnym. Rozszerzenie działalności było możliwe dzięki zmianie organizacyjnej Centralnego Biura Wystaw Artystycznych i powołaniu w 1962 roku Wydziału Instruktażowo-Oświatowego, oddzielonego od programu wystaw. Statut instytucji z tego samego roku podkreślał znaczenie pracy edukacyjnej[5].

Bożena Kowalska, która pracowała w Zachęcie od 1952 roku, późniejsza naczelniczka Wydziału Instruktażowo-Oświatowego, stworzyła zręby struktury działań edukacyjnych. Jej trzy filary z powodzeniem są realizowane w Zachęcie do dziś: wspieranie nauczycieli poprzez organizację szkoleń i tworzenie narzędzi pomocnych w prowadzeniu lekcji, nawiązywanie współpracy z uczniami i uczennicami, czyli program dla szkół oraz program towarzyszący wystawom prezentowanym w Zachęcie. Halina Osterloff z racji swojego wykształcenia i dzięki pasji[6] podjęła się zadania nawiązania ścisłej współpracy z młodzieżą ze szkół warszawskich i założyła Międzyszkolne Koło Miłośników Sztuki.

Pierwsze zebranie Koła odbyło się 17 września 1962 roku w Zachęcie. „W dniu 17.09 br. o godz. 17.30 odbyło się zebranie młodzieży ze wszystkich szkół średnich warszawskich w celu zorganizowana Koła Miłośników Sztuki przy Zachęcie. Na zebraniu […] było obecnych ok. 300 uczniów, na członków Koła zapisało się 146. Członkami tymczasowego Zarządu Koła zostali: Andrzej Siedlecki – Liceum Technik Teatralnych, Andrzej Rosner – Liceum im. M. Konopnickiej, Barbara Organa – Liceum Pedagogiczne”[7]. Ustalono termin następnego spotkania, zorganizowano różnego rodzaju konkursy (na recenzję z wystawy), quizy (Co wiesz o ostatnich wystawach w Zachęcie) i „zgaduj-zgadule”, a zwycięzców nagrodzono m.in książkami, albumami, pierścionkiem z pracowni Jadwigi i Jerzego Zaremskich, figurką ceramiczną Baba z Cepelii, a także kompletami farb, co zostało pokwitowane przez zwycięzców[8].

Tak wielkie zainteresowanie młodzieży wynikało ze ścisłych kontaktów Zachęty z nauczycielami. Od początku lat 60. organizowane były kursy dla nauczycieli (co stało się szczególnie istotne po 1963 roku, gdy wprowadzono wychowanie plastyczne do szkół). Co tydzień odbywały się wykłady dla nauczycieli (ilustrowane przezroczami przygotowywanymi przez zespół Zachęty[9]), prowadzone przez historyków sztuki, m.in. przez profesora Armanda Vetulaniego, Bożenę Kowalską i Wiesławę Wierzchowską. Z czasem grono wykładowczyń i wykładowców poszerzyło się o kolejne pokolenia historyków sztuki, głównie z Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk i Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego.

Inną formą współpracy ze szkołami było organizowanie wystaw reprodukcji[10]: „Wędrujące po szkołach […], opracowane problemowo względnie monograficznie (np. Jak artyści widzą świat, Kolor w malarstwie, Portret w malarstwie europejskim, Pablo Picasso itp.). Opatrzone katalogiem lub komentarzem, w połączeniu z odczytami, stanowiły pierwsze lekcje historii sztuki w szkole. Dla usprawnienia tej akcji CBWA z własnych funduszów i wg własnych projektów zaadaptowało w ok. 30 szkołach sale, korytarze i świetlice, instalując w nich b. funkcjonalne oblistwienie ścian”[11].

Działalność Koła Miłośników Sztuki ruszyła pełną parą od samego początku. Zarząd uczniowski wybierany na początku każdego roku szkolnego współpracował ściśle z opiekunką koła Haliną Osterloff; spotkania odbywały się dwa razy w miesiącu. Przedstawiał program wykładów i spotkań, a także inicjował inne wydarzenia. „Formy i metody pracy rodziły się w praktyce codziennej, często z inicjatywy i propozycji samej młodzieży. Tak np., aby podnieść rangę Koła i nadać mu charakter stowarzyszenia, CBWA na wniosek Zarządu MKMS ogłosiło w 1963 roku konkurs wśród artystów-plastyków na odznakę dla młodych miłośników sztuki. Autorem znaczka został Stanisław Töpfer, a wykonawcą Mennica Państwowa”[12].

Regularnie odbywały się „wieczornice”, również inicjowane przez młodzież: „Czymże jest KOŁO bez wieczornicy? Wiedzeni tym patetycznym pytaniem takowąż wieczornicę zorganizowaliśmy. Po staremu – przy muzyce, ale bez tańców, bo zasłano parkiet produktem włókienniczym, który uciśnięto fotelami, co uniemożliwiło tym samym swobodne lawirowanie i poruszanie się po podłożu. Zaś drugim powodem był fakt, że zaproszony zespół gitarowy MIMOZY, reprezentujący Liceum im. [Andrzeja] Frycza Modrzewskiego, specjalizował się w utworach, oględnie mówiąc – foggowskich, co przy dzisiejszym zapotrzebowaniu na szał nie mogło okazać się bodźcem wystarczającym. […] Rekordy wszelkich szalonych i radosnych pomysłów, biły realizacje projektów o niesamowitych konkursach. Były więc artystyczne zmagania w oddaniu należnego hołdu lekkiej atletyce, bridżowi i szachom. Szukano w jednym z konkursów najbardziej oryginalnej metody przetransponowania swojej artystyczno-sportowej wizji w tzw. żywe pomniki (w oparciu o cenne albumowe nagrody). Były też konkursy typu: lepszy – kto pierwszy. Polegało to na szybkim wykrzykiwaniu odpowiedzi z terenu widowni, i ten wygrywał, kto poza odrobiną intelektu refleks posiadał. Z innych konkursów, których na wieczornicy było w bród, warto wymienić Mikroturniej Wiedzy o Sztuce, w którym uczestniczyć mógł każdy, kto chciał”[13].

Wykłady dla członków KMS odbywały się w każdą środę o godz. 17, w sali wykładowej Zachęty. Były wielką pomocą przy przygotowywaniu się do Turnieju Wiedzy o Sztuce, prowadzonego przez CBWA od 1963 roku, i gromadziły liczną publiczność. Turniej z czasem rozrósł się do wielkich rozmiarów. Początkowo urządzany był tylko w Zachęcie (do 1968 roku), później w organizację włączały się Biura Wystaw Artystycznych w Krakowie, Lublinie, Poznaniu czy wreszcie Bydgoszczy, gdzie finał turnieju rozgościł się na stałe. Dzięki „oddziałom terenowym” (czyli BWA rozrzuconym po całej Polsce) w turnieju brała udział młodzież z całego kraju. Według Haliny Osterloff turnieje przygotowały grunt do powołania Olimpiady Artystycznej w 1976 roku[14].

Poza wykładami dla członków Koła organizowane były wizyty w pracowniach. W pierwszej połowie lat 60. miłośniczki i miłośnicy sztuki odwiedzili pracownie m.in. Henryka Musiałowicza, Haliny Chrostowskiej, Janusza Kaczmarskiego i Anny Trojanowskiej-Kaczmarskiej, Heleny Krajewskiej, Aleksandra Kobzdeja oraz Franciszka i Ewy Starowieyskich. Wiele wspomnień z tych wizyt znajduje się w prezentowanych wywiadach, m.in. we wspomnieniu Barbary Brus-Malinowskiej: „[…] oglądaliśmy wszystkie wystawy w Zachęcie pokazywane przez dział edukacyjny. […] Wizyty w pracowniach artystów odbywały się co miesiąc, dwa. Najlepiej zapamiętałam wizyty w trzech pracowniach. U Józefa Wilkonia – pokochałam go od razu. Miał pracownię w centrum Warszawy. Druga wizyta – u Marii Antoszkiewicz[15]w cudnym, starym domu na Żoliborzu. Jej dom, wystrój, atmosfera plus jej surrealizujące obrazy były jedną całością. Pamiętam, jak pokazywała nam cieniuteńką chińską porcelanę. W tamtych czasach, gdy w zasadzie wszystko przepadło z rodzinnych rzeczy, to zrobiło na mnie niezwykłe wrażenie. Trzecia wizyta była w pracowni Kajetana Sosnowskiego. On mnie odwodził od pójścia na historię sztuki”[16].

W miarę rozwoju działalności KMS pojawiła się idea Wakacji ze szkicownikiem – letnich wyjazdów organizowanych dla najbardziej zmotywowanej młodzieży.

 

Wakacje ze szkicownikiem 1969–1976

Pierwszy wyjazd odbył się w drugiej połowie lipca 1969 roku. Dwudziestką uczestników opiekowali się J. Kamińska – nauczycielka i wychowawczyni oraz Wojciech Krauze – historyk sztuki pracujący w Zachęcie. Trasa obozu wędrownego obejmowała m. in. Sandomierz, Lublin, Baranów, Leżajsk, Łańcut i Jarosław. „Zwiedzanie wyglądało następująco: najpierw o danym obiekcie mówił ktoś z uczestników, następnie oprowadzał nas pan mgr Krauze. Zwracał on naszą uwagę, nie tylko na rzeczy bardzo ważne, ale także i na drobne szczegóły, które pozwalają lepiej zrozumieć cechy charakterystyczne dla danego stylu”. „Po zwiedzaniu chętnie wracaliśmy do naszych chwilowych »rezydencji«. Były to między innymi schroniska szkolne, turystyczne, a w Leżajsku mieszkaliśmy nawet we wspaniałym hotelu! Wolny czas spędzaliśmy na czytaniu książek, dyskusjach, spacerach, wspólnych zabawach, dwa razy byliśmy w kinie. […] Każdego dnia wyznaczone 4 osoby zajmowały się zakupami oraz robieniem śniadania i kolacji. Dzielnie smarowaliśmy grube kromki chleba, w najróżniejszych naczyniach i przeróżnych okolicznościach parzyliśmy herbatę. Do ważnych wydarzeń należy zaliczyć oglądanie w TV lądowania pierwszych ludzi na Księżycu”[17].

Podczas pierwszych Wakacji ze szkicownikiem ukonstytuował się model obozów, który obowiązywał do 1976 roku. Były to obozy wędrowne, prowadzone przez historyka sztuki i wychowawcę z pedagogicznym wykształceniem. Przemieszczano się pociągami i autobusami PKS od zabytku do zabytku, nocowano głównie w schroniskach młodzieżowych. Program obejmował zarówno zagadnienia z historii sztuki, jak i zadania artystyczne. Uczestniczki i uczestnicy przygotowywali referaty na temat danego zabytku, dużo czasu spędzano też na rysowaniu i malowaniu oraz na dyskusjach o sztuce. („Założeniem nie była nauka rysowania, tylko wgryzienie się, poznanie tego obiektu przez wielogodzinne z nim obcowanie”)[18]. Odwiedzano muzea okręgowe i Biura Wystaw Artystycznych. W programie znajdowały się też spotkania z lokalnymi artystami, teatr, kino i inne kulturalne atrakcje. Wieczorami omawiano rysunki, które powstały w ciągu dnia. Odbywał się wernisaż, uczestnicy oceniali i nagradzali najlepsze dzieła. Te wieczorne spotkania i rozmowy były bardzo cenione przez młodych ludzi.

Z lat 70. zachowało się jedenaście kronik, niektóre dotyczą tego samego wyjazdu, niektóre dwóch obozów w tym samym roku. Dwie pochodzą z 1972 roku (dotyczą tego samego wyjazdu), dwie z 1973 roku (dwa obozy), trzy z 1974 roku (dwa obozy, jeden z nich posiada dwie kroniki). Trasy prowadziły przez Dolny Śląsk (1971, 1974), Kotlinę Kłodzką (1972), Wielkopolskę (1973), Małopolskę (1975) i Kujawy (1976).

Wpisami do kronik zajmowały uczestniczki i uczestnicy, dobrowolnie[19]. Zeszyty były duże i ciężkie, co na obozach wędrownych musiało być dużym utrudnieniem. Nie wszystkie prowadzono systematycznie i merytorycznie, widać w nich swobodę wypowiedzi, młodzieżowy humor i nonszalancję. Księgi zawierają unikatowy zbiór zdjęć i innej dokumentacji z tamtych lat (bilety, jadłospisy z restauracji, wpisy kelnerów i publiczności „wernisaży”, notatki socjologiczne), a także rysunki uczestniczek i uczestników wyjazdów.

Obozy finansowało kuratorium oświaty. „Do zeszytu wklejaliśmy setki paragonów, biletów itd., każdą wklejkę starannie opisując, co wypełniało nam każdy obozowy wieczór, kiedy dzieci już spały. Uczestnicy chyba nic nie wpłacali lub kwoty symboliczne, bo pamiętam, że obok dzieci z zamożnych domów były też bardzo ubogie. Obozy nie były drogie, obiady w barach mlecznych, pozostałe posiłki w schronisku, przy czym pozwalaliśmy dzieciom decydować, co sobie przygotują. Szeryf pilnował, żeby codziennie pojawiało się coś »zbytkownego«, np. zawsze pożądane przez Tomka Raczka truskawki z bitą śmietaną”[20] – tak o kwestiach finansowych mówiła Joanna Krzymuska-Mansfeld, historyczka sztuki pracująca w Zachęcie, która w latach 1972–1976 prowadziła obozy razem z Włodzimierzem Branieckim – nauczycielem, polonistą i wychowawcą, zwanym przez młodzież Szeryfem. Krzymuska i Braniecki stali się filarami wyjazdów i wywarli wielki wpływ na młode pokolenie polskiej inteligencji.

Anna Żakiewicz – członkini Koła Miłośników Sztuki w latach 1971–1976 – wspomina: „Szeryf był niezwykle malowniczą postacią. Chodził w górze od piżamy (w paski), wymiętolonym kapeluszu, klapkach drewniaczkach i złachanych spodniach sztruksowych, na szyi miewał czerwone korale. Był spiritus movens tego wszystkiego”[21]. Dorota Folga Januszewska dodaje: „Joanna była naprawdę niezwykłą osobą. Miała w sobie dar negocjacji pomiędzy różnymi postawami. […] Wchodziła w dialogi z ludźmi i oni chcieli z nią rozmawiać. Pamiętam ze spotkania w pracowni Jurrego Zielińskiego, że działała na niego jak balsam. Natomiast Szeryf był postacią, która zakładała, że aby się zorientować, z kim mamy do czynienia, kogoś poznać, trzeba go poddać różnego typu próbom. Miał swój system prowokacji, które prowadziły innych do ujawnienia ich preferencji, i bawiliśmy się tak cały czas, drażniliśmy wzajemnie. Prowokowaliśmy jego, a on nas. Był postacią na pobudzenie, a Joanna na uspokojenie”[22].

Z wpisów w kronikach i przeprowadzonych przeze mnie rozmów wyłania się obraz wakacji, które miały znaczenie formacyjne dla wielu osób. Sposób prowadzenia zajęć, wartość merytoryczna, moc wieczornych dyskusji czyniły te wyjazdy czymś wyjątkowym nie tylko na tle PRL-owskiej rzeczywistości. Po latach tak mówi o nich Ewa Modzelewska-Kossowska: „Wieczorne spotkania podczas wyjazdów były po prostu fantastyczne. Zaczynały się od wernisażu, od ekspozycji wszystkich prac, które powstały w danym dniu. Zasada była taka, że w ciągu dnia rozchodziliśmy się po mieście lub terenie, każdy szedł, gdzie chciał, tylko miał wrócić o określonej godzinie na obiad. Ktoś malował detal architektoniczny, ktoś szedł nad rzekę, żeby zrobić pejzaż. Wieczorem oglądaliśmy prace i dyskutowaliśmy. […] Ten klimat nie stwarzał rywalizacji. […] Po wernisażu robiliśmy sobie tak zwane psychodramy. Był postawiony jakiś problem i rozmawialiśmy o tym w sposób bardzo osobisty, sięgając do własnych przeżyć. Oczywiście tylko pod warunkiem, że ktoś chciał, nie było żadnego przymusu. […] Można było skrytykować dorosłego i mu się przeciwstawić, wyrażać bardzo różne opinie. Lepszego doświadczenia dla młodych ludzi nie można sobie wyobrazić”. „Podczas wyjazdów mogliśmy w barze mlecznym zamówić, co chcemy. To było czymś kompletnie nienormalnym, wywoływało w tych miejscach szok i niedowierzanie, traktowano to jak rodzaj oporu”[23].

W porównaniu z surową atmosferą szkolną lat 70. Wakacje ze szkicownikiem były prawdziwą oazą wolności. Osobowości Włodzimierza Branickiego, wielbiciela Janusza Korczaka, i Joanny Krzymuskiej, spokojnej, kojącej i merytorycznej, tworzyły ramy, w których młodzi ludzie czuli się bezpieczni i wysłuchani. „Dzieci były w centrum naszej uwagi przez dwa tygodnie, ważne z każdą swoją sprawą. Wieczorne rozmowy dotyczące najróżniejszych tematów za sprawą Szeryfa były dość wnikliwe, czasem ostre, skłaniał dzieci do szczerości, ale też bezlitośnie rozpoznawał pozy, a któż w ich wieku za nimi się nie chowa. Burzliwe dyskusje, łzy. W szkole w tamtych czasach trzeba się było uczyć. U nas – być”[24].

Wyjazdy przestano organizować w 1977 roku, najprawdopodobniej w związku z problemami kadrowymi. Wojciech Krauze odszedł z Zachęty do „Życia Warszawy”, Włodzimierz Braniecki przeniósł się do Poznania, a Joanna Krzymuska miała coraz więcej obowiązków związanych z rozwijającym się Turniejem Wiedzy o Sztuce i samodzielnym prowadzeniem Koła Miłośników Sztuki po przejściu Haliny Osterloff na emeryturę w 1977 roku[25].

Jednak to, co najlepsze, zawsze się odradza. Na początku lipca 1982 roku „dzieci Zachęty”[26] ruszają w stronę Torunia, Brodnicy i Strzelna.

 

Wakacje ze szkicownikiem1982–1986 i Ogólnopolskie Plenery Malarskie 1986–1990

Opiekunką obozów w latach 80. została zatrudniona w dziale oświatowym Zachęty Grażyna Walendzik, która w latach 70. sama jeździła na zachętowskie wakacje i należała do Koła Miłośników Sztuki. Nic więc dziwnego, że kontynuowała tradycję i sięgała do sprawdzonych rozwiązań. Podczas pierwszego wyjazdu pod jej kuratelą, w 1982 roku, gościem honorowym był Włodzimierz Braniecki „Szeryf”, pojawiający się też na kartach kroniki z 1986 roku.

Wyjazdy w latach 1982–1986 odbywały się według wzorca ustalonego w latach 70. Wędrówki przebiegały trasami: Toruń, Brodnica, Golub-Dobrzyń, Radzyń Chełmiński, Mogilno, Strzelno, Trzemeszno, Chełmno (1982); Wrocław, Legnica, Wałbrzych, Bolesławiec, Lwówek Śląski, Książ, Krzeszów (1983), Przeworsk, Rzeszów, Przemyśl, Łańcut, Zamość, Jarosław, Leżajsk (1983), Lublin, Zamość, Chełm, Czemierniki, Lubartów, Kozłówka (1984), Opatów, Ujazd, Staszów, Wiślica, Pinczów, Jędrzejów, Chęciny (1985), Gniezno, Strzelno, Kruszwica, Mogilno, Poznań, Kórnik, Leszno, Trzemeszno, Pawłowice, Wierzenica, Uzarzew, Ostrów Lednicki (1986).

W kronikach z tych lat pojawiają się opisy miejsc i zabytków, wernisaży prac uczestników i uczestniczek, wieczornych dyskusji w formie „psychodramek”, cytatów z miejscowych przewodników („oryginalna kopia”) czy „poezji napisów” („Od socjalistycznej odnowy nie ma odwrotu”, „Obrona socjalizmu obroną Polski”). Do zabytków nie podchodzono na kolanach („Strzelno – przede wszystkim wspaniałe pączki i ptysie – koniecznie szukać cukierni”), dużo miejsca zabierały problemy z zaopatrzeniem i opisy marnego jedzenia („Najpiękniej było w »Tawernie pod Pijaną Zgrają«. Menu: zupa z keczupa, kotlecik zmielony z matrony i glut – potrawka kaukaska”)[27].

Polska lat 80. widziana oczami młodych ludzi to kraj, w którym można przetrwać dzięki poczuciu humoru i dystansowi do rzeczywistości. „Do Pawłowic, wsi położonej 13 km od Leszna (na wsch.), przywlekliśmy się uroczego, środowego przedpołudnia. W planach mieliśmy zwiedzanie tutejszego pałacu (obecnego zakładu zootechnicznego). Udało nam się, niestety, tylko przebiec »świńskim truchtem« przez niektóre pomieszczenia pałacowe. Dzisiejsze wnętrza i umeblowanie niczym nie przypominają dawnej rezydencji. Wszędzie można spotkać sypiące się tynki, koszmarne, współczesne meble, zapewne ze swarzędzkich zakładów meblowych (np. w sali balowej) czy telewizor na klucz. Jedną z atrakcji naszego wypadu było to, że po pałacu oprowadzał nas ekslokaj pana hrabiego”[28].

Uwagi uczestniczek i uczestników wyjazdów wpisywane pod koniec obozów są głównie entuzjastyczne, pojawiają się jednak słowa krytyki, jak w wypowiedzi Dominiki z 1982 roku: „Cenię to, że mieliśmy dużą swobodę, że mogliśmy robić wiele rzeczy, na które mieliśmy ochotę. Podobała mi się atmosfera, ludzie i wychowawcy. Zmieniłabym natomiast sposób podróżowania. Zbyt męczące były podróże autobusami i pociągami, zabierały dużo czasu. Szkoda, że rysowaliśmy prawie wyłącznie architekturę, a nie np. pejzaże. Mogłoby być więcej chodzenia, mniej zwiedzania kościołów […]. Najbardziej utkwiły mi w pamięci psychodramy, uważam, że były bardzo ciekawe”[29].

Krystyna Prostak, uczestniczka ostatniego obozu wędrownego w 1986 roku, wspomina finałowy wernisaż w BWA w Lesznie: „Pamiętam, że dużo rysowaliśmy. Wieczorami były wernisaże. […] Finałowy zorganizowaliśmy w BWA w Lesznie. Dali nam dwa wina na wszystkich. Czuliśmy się niesamowicie z tym winem pitym z gwinta i prawdziwą wystawą. Bardzo nam się to podobało! Nie pamiętam, czy wyjazd na obóz był ogłoszony oficjalnie, czy Grażyna [Walendzik] pytała wybrane osoby. Kiedy dziś patrzę na te zdjęcia, jestem pod wielkim wrażeniem organizacji tych wyjazdów, jakie były przemyślane. Zobaczyliśmy i poznaliśmy najważniejsze zabytki Wielkopolski. Dużo rozmawialiśmy, było wesoło, cały czas coś się działo”[30].

W 1986 roku odbył się ostatni obóz wędrowny w „starym stylu” (na początku lipca) i pierwszy w nowej formule Ogólnopolskich Plenerów Malarskich (w sierpniu). Pomysł scentralizowania wyjazdów wyszedł z Ministerstwa Kultury i Sztuki, o czym wspomina Barbara Dąbrowska, pracowniczka działu oświatowego Zachęty: „W połowie lat 80. ministerstwo potrząsnęło trzosem i dało dużo pieniędzy na obozy, ale zdecydowano, że będą to Ogólnopolskie Obozy Plenerowe, dla wszystkich Kół Miłośników Sztuki działających przy wojewódzkich Biurach Wystaw Artystycznych. Były to obozy stacjonarne, podczas turnusów odbywały się jedynie mały wycieczki. Opiekunami zostawali pracownicy merytoryczni (z ukończonym kursem wychowawców kolonijnych) i dodatkowo osoby z wykształceniem pedagogicznym. Formuła obozów ogólnopolskich obowiązywała do 1990 roku. Prowadziłam ostatni z nich w Busku-Zdroju i to było trudne doświadczenie, bo nie wszyscy jego uczestnicy należeli do KMS. Po prostu różni pracownicy BWA zapisywali na obóz swoje dzieci, gdy nie mieli innego pomysłu na wakacje dla nich. Część uczestników była przypadkowa, więc pracowało się z nimi niełatwo”[31].

Ogólnopolskie Plenery Młodzieżowe, w których wzięli udział członkowie Koła Miłośników Sztuki z Zachęty, odbyły się w Karpaczu (1986), Wigrach (1987), Antoninie (1988), Supraślu (1989) i w Busku-Zdroju (1990)[32]. Jeden z wyjazdów tak był oficjalnie reklamowany: „Obóz ma charakter poznawczo-artystyczny, ukierunkowany jest na poznawanie historii i sztuki Suwalszczyzny, oraz plastyczne »notowanie« krajobrazowych uroków Wigierskiego Parku Krajobrazowego. W programie przewiduje się wycieczki piesze i autokarowe, zajęcia warsztatowe pod nazwą »malarskie impresje«, wernisaże prac powstałych w ciągu dnia, oraz wieczornice połączone z prelekcjami i rozmowami o sztuce”[33].

Plenery były przeznaczone dla „wyróżniających się aktywnością i inicjatywą członków Kół Miłośników Sztuki działających przy Biurach Wystaw Artystycznych”[34]. Zwiększono liczbę uczestników do 30–40 osób. Jeśli chodzi o „potrząsanie trzosem” przez Ministerstwo Kultury i Sztuki, to np. w 1988 roku kwota przeznaczona na organizację wyjazdu wynosiła 1 800 000 złotych[35]. Co roku CBWA szukało partnera spośród rozrzuconych po Polsce BWA. Program merytoryczny przygotowywały pracowniczki Zachęty we współpracy z kadrą BWA, po stronie BWA leżała organizacja noclegów, wyżywienia, sprawy rozliczeniowe i organizacja wystawy poplenerowej[36].

Z wywiadu z Teresą Panasiuk wynika, że opiekunkami pierwszego wyjazdu w nowej formule, który odbył się w Karpaczu, były: Grażyna Walendzik – wychowawczyni, Anna Ziemba[37] – historyk sztuki i Teresa Panasiuk – malarka odpowiedzialna za część plenerową. Po latach Teresa Panasiuk mówiła: „Grażynka brała dzieci i prowadziła je w góry na cały dzień. Nie rozrabiali, bo po całym dniu łażenia byli wszyscy bardzo zmęczeni. Anka Ziemba robiła marszrutę autokarową po zabytkach. Opowiadała wspaniale i pokazywała piękne rzeczy. Dzieci były zachwycone. Innego dnia ja je wyprowadzałam w plener. Taki był nasz rytm. Uważam, że bardzo dobry. W Karpaczu nawiązałyśmy kontakt z domem kultury i zrobiliśmy wystawę poplenerową”[38].

Z czasów Ogólnopolskich Plenerów zachowały się cztery kroniki. Prowadzone były mniej systematycznie niż wcześniejsze, język wpisów jest bardziej oficjalny. Wklejano urzędowe sprawozdania i wycinki z gazet dotyczące obozów, dbano o relacje z finałowych wernisaży w lokalnych BWA. Lektura kronik wskazuje, że organizowano wiele wycieczek i spotkań z lokalnymi artystami (np. w 1989 roku odbyło się spotkanie z Leonem Tarasewiczem).

Ogólnopolski Plener w Busku-Zdroju w 1990 roku był ostatnim wyjazdem, w którym wzięła udział młodzież skupiona w Kole Miłośników Sztuki przy Zachęcie. Nastały nowe czasy, na fali była decentralizacja, zmieniła się dyrekcja Zachęty i kadra w dziale oświatowym. Dyrektora Mieczysława Ptaśnika zastąpiła Barbara Majewska, która mianowała Barbarę Dąbrowską (pracującą w Zachęcie od 1972 roku historyczkę sztuki i wybitną edukatorkę) na kierowniczkę działu oświatowego.

Nie jest celem tego opracowania opisywanie polityki kulturalnej państwa i jej wpływu na historię Zachęty, ale warto uzmysłowić sobie, jak wielką rolę „linia programowa partii” odegrała w działalności edukacyjnej w czasach, którymi tu się zajmujemy. Lata 60. i 70. można nazwać złotą erą, jeśli chodzi o intensywność i rozwój oświatowych inicjatyw Zachęty, o czym pisałam w poprzednich rozdziałach. Państwo widziało w kulturze i oświacie narzędzie propagandowe „zbliżenia sztuki do robotniczych mas”, dlatego Ministerstwo Kultury i Sztuki finansowało rozmaite inicjatywy edukacyjne i utrzymywało wysokie zatrudnienie w dziale oświatowym CBWA[39]. Bożena Kowalska – ówczesna kierowniczka działu – potrafiła walczyć o pieniądze i tworzyć sensowne programy o wysokich wartościach merytorycznych. Propaganda w rękach mądrych kobiet stawała się nie orężem, a pracą u podstaw.

Lata 80., stan wojenny to czas wielkiej smuty w Zachęcie – bojkot środowiska, nędzne wystawy oraz dziwne persony na rozmaitych stanowiskach. Partyjny dyrektor Mieczysław Ptaśnik wprawdzie bronił swoich pracownic przed wyrzuceniem z Zachęty za działalność opozycyjną, ale niewiele mógł zrobić odnośnie do programu i wiarygodności instytucji w oczach odbiorców. Pracowniczki działu oświatowego wspominają tę dekadę jako czas, w którym niewiele się działo. Robiły na drutach i zajmowały się kolportażem prasy podziemnej, której magazynek zrobiły w piwnicach Zachęty[40]. Nadal działało Koło Miłośników Sztuki, organizowano cotygodniowe wykłady dla młodzieży, Turnieje Wiedzy o Sztuce i letnie wyjazdy, ale borykano się z problemami lokalowymi. Gmach Zachęty był w przebudowie, co spowodowało konieczność wyłączenia sali kinowej i znalezienia zastępczego miejsca na wykłady. Od 1985 roku spotkania KMS odbywały się w holu Zachęty (1985–1986), Technikum Elektroniczno-Mechanicznym (1986–1997), Klubie Garnizonowym w Pałacu Lubomirskich (1987–1988) i w Muzeum Etnograficznym (od 1988 aż do końca remontu w latach 90.) Warto podkreślić, że poziom wykładów o sztuce był cały czas na najwyższym poziomie, co gwarantowali świetni wykładowcy: Janusz Bogucki, Wiesława Wierzchowska, Bożena Kowalska, Stefan Morawski, Urszula Czartoryska, Maryla Poprzęcka i inni. I tu na marginesie słodko-gorzka refleksja o stosunku rządzących do edukacji: w Zachęcie, nawet w najgorszych ustrojowo czasach można było realizować dużo świetnych i mocnych merytorycznie projektów, bo władze interesowały się edukacją tylko na papierze…

 

Wakacje ze szkicownikiem 1991–2002

Dział oświatowy wszedł w lata 90. w osłabionym składzie: poza Barbarą Dąbrowską edukacją zajmowały się jedna, dwie osoby. Dąbrowska wspomina: „Sytuacja ekonomiczna instytucji kultury w latach 90. była okropna. Każdy grosz trzeba było wyszarpywać. […] Obóz w Sandomierzu w 1991 roku i kolejny w tym mieście kilka lat później organizowane były najmniejszym kosztem. Mieszkaliśmy w schronisku młodzieżowym, na jedzenie (bardzo dobre zresztą) chodziliśmy do sióstr zakonnych, które prowadziły jadłodajnię w domu starców, także dla bezdomnych. […] Wykłady dla nauczycieli zabrał nam ośrodek doskonalenia zawodowego nauczycieli. Koło Miłośników Sztuki funkcjonowało dalej, ale dyrektor Barbara Majewska miała taką politykę, że skoro ojczyzna jest w potrzebie i mamy kryzys, to trzeba robić program z tego, co jest, i cieszyć się, gdy jakaś wystawa spadnie z nieba. Zrobiła kilka wystaw pokazujących ważne okresy w polskiej sztuce powojennej, ale w zasadzie mało się działo, nie było rozpędu, nie mogliśmy robić porządnego programu do wystaw. Nie najlepiej wspominam ten czas. Barbara Majewska i Anda Rottenberg to były dwa bieguny. Anda przyszła do Zachęty w 1993 i wtedy zaczęliśmy działać dynamiczniej. Anda starała się o pieniądze, wyciskała je z różnych źródeł”[41].

W latach 1990–2002 Barbara Dąbrowska zorganizowała trzynaście obozów Wakacje ze szkicownikiem. Przy pomocy swoich współpracowniczek (m.in. Hanny Wróblewskiej, Anety Prasał, Małgorzaty Bogdańskiej) przygotowywała program wyjazdu, trasę zwiedzania, rezerwowała noclegi i transport, umawiała przewodników i umożliwiała wejścia do miejsc trudno dostępnych jak kaplice czy krypty. „Mieszkaliśmy w internatach, jedliśmy w stołówkach (choć jedzenie nie było ważne). Codziennie gdzieś wychodziliśmy, by poznać jakiś zabytek, rysować w plenerze. Na dłuższe wycieczki jeździliśmy autokarem. Wszystko było doskonale zorganizowane [ML]. W kościołach mogliśmy wchodzić do różnych krypt, do zakrystii, gdzie normalnie nikt obcy nie wchodzi [ES]”[42].

Zachowała się pokaźna dokumentacja wyjazdów zawierająca imiona i nazwiska uczestników i opiekunów, dokładne trasy wycieczek, a także kopie listów wysyłanych do proboszczów, dyrektorów muzeów czy wypożyczalni autokarów. Część tych informacji znajduje się w kronikach, część w teczkach i segregatorach w dziale dokumentacji Zachęty. „Logistyka obozów polegała na zgraniu dostępności obiektów, autokaru i pór posiłków. No i oczywiście było mnóstwo papierkowej roboty. Pisanie do kuratorium, sanepidu. Basia [Dąbrowska] była kierowniczką obozu i miała specjalne uprawnienia, które sobie wyrobiła”[43].

Kronika o sygnaturze INS-1990-1_TEK dokumentuje wakacje we wspominanym Busku-Zdroju (1990), Sandomierzu (1991) i Myślcu koło Nowego Sącza (1992). Obóz w Sandomierzu Barbara Dąbrowska prowadziła z Hanną Wróblewską, a w Myślcu – z Hanną Kaniastą i Dariuszem Kacprzakiem. Kronika INS-1993-1_TEK obejmuje wyjazd do Krzeszowic (1993) prowadzony przy pomocy Hanny Kaniastej i Dariusza Kacprzaka, oraz do Gniezna (1994), współprowadzony przez Anetę Prasał. Ostatnia jest kronika obozu Wakacje ze szkicownikiem, Kłodzko, 1996 (opiekunowie: Barbara Dąbrowska i Hubert Bilewicz). Wakacje ze szkicownikiem nieujęte w kronikach odbywały się w następujących miejscowościach: Mokrzeszów (1995), Sandomierz (1997), Chełmno (1997), Rydzyna (1999), Kalisz (2000), Łucznica (2001) i Łowicz (2002).

Formuła wyjazdów łączyła sprawdzone rozwiązania z dawnych lat z predyspozycjami współprowadzących. Wyjazdy miały mocny program z zakresu zabytkoznawstwa i historii sztuki. W pierwszych latach wykłady przy zabytkach prowadziła głównie Barbara Dąbrowska, od wyjazdu do Gniezna młodzież musiała przygotować swoje referaty o poszczególnych obiektach i zagadnieniach z historii sztuki. „Przed obozem mieliśmy spotkania, na których były rozdzielane referaty. Każdy wybierał sobie obiekt czy zagadnienie, o których potem opowiadał uczestnikom. W Sandomierzu (mieszkaliśmy w internacie tamtejszego liceum) miałam referat o portrecie trumiennym. Przydała mi się ta wiedza potem na studiach na zajęciach z profesorem Mariuszem Karpowiczem i Renatą Sulewską” – wspomina Ewa Witkowska, uczestniczka obozów w latach 1996–1998[44].

W Wakacjach ze szkicownikiem brały udział osoby zainteresowane historią sztuki i działaniami artystycznymi. Nie odbywały się korekty, ale każdy, kto chciał, mógł rysować czy malować, kontynuowano tradycje finałowej wystawy. Tak o tym opowiada Milena Leśniak: „Wernisaże na koniec wyjazdu odbywały się zawsze w prestiżowych miejscach danego miasta, np. na rynku w Sandomierzu albo w miejscowym BWA. To było zawsze bardzo duże wydarzenie. Miałam wrażenie, że kiedy jesteśmy w jakimś miasteczku, wszyscy o nas wiedzą. O, tu mam katalog naszej wystawy z Sandomierza. A tu kawałek szarfy z uroczystego przecięcia wstęgi na otwarciu. I książka. Zawsze dostawaliśmy na koniec książkę albo katalog. I to z dedykacją. »Kochanej Milenie na pamiątkę Wakacji ze Szkicownikiem oraz za urodę«. To było takie miłe!”[45].

Korekty i warsztaty artystyczne były prowadzone prężniej od czasu, kiedy z Barbarą Dąbrowską zaczął współpracować Lech Żurkowski, czyli od 1999 roku. Najbardziej „artystyczny” obóz zorganizowano w Łucznicy, gdzie znajdują się profesjonalne pracownie. „[To był] dom pracy twórczej. Tłukliśmy papier czerpany młotkami, robiliśmy ceramikę. Bardzo mi się to podobało. To było świetne, zwłaszcza przed pójściem na akademię. […] Nigdy nie byłem nakręcony na historię sztuki, więc takie działania plastyczne były dla mnie ciekawe”[46].

Z wpisów do kronik wynika, że wakacje przebiegały miło i przyjemnie: „Rozwijamy się tutaj nie tylko umysłowo, ale i fizycznie. Toteż gramy w siatkówkę i koszykówkę. I myślimy, że nie najważniejsze są umiejętności, ale dobre chęci. Jednak są i tacy, którzy większą przyjemność odnajdują w rysowaniu, najczęściej postaci i architektury. Lecz wszystkich łączy fantastyczna stacja radiowa RMF, czyli: radio, muzyka, fakty”[47]. Pod koniec lat 90. widać było jednak, że powoli formuła takich wyjazdów się wyczerpywała. Tak o tym okresie mówiła Małgorzata Bogdańska-Krzyżanek: „Po roku 2000 Koło nie było już ważną częścią działalności Zachęty. W dziale edukacji (wtedy: oświatowym) musieliśmy łączyć wiele zadań, nikt z nas nie miał w swoich obowiązkach tylko zajmowania się KMS. Nawet nie było jednej opiekunki Koła – zajmowaliśmy się tym wspólnie, pomiędzy innymi projektami”[48].

Ostatni wyjazd odbył się w 2002 roku. Obóz prowadzili: Barbara Dąbrowska, Małgorzata Bogdańska i Karolina Klepacka, Lech Żurkowski odpowiadał za zajęcia plenerowe, a historyk sztuki Paweł Freus opowiadał o architekturze i sztuce gotyckiej.

Na kres Wakacji ze szkicownikiem (a w późniejszych latach też koniec KMS) złożyło się wiele czynników. Po pierwsze, dział oświatowy miał coraz więcej zadań i obowiązków, bo intensywnie rozwijał się program publiczny do wystaw. Barbara Dąbrowska nie była w stanie w pełni poświęcić się organizacji obozów. Po drugie, w Warszawie powstało Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski z bardzo ciekawym i nowatorskim programem Laboratorium Edukacji Twórczej, pojawiły się też inne miejsca, gdzie prowadzono zajęcia artystyczne dla młodych osób. Cotygodniowe wykłady w ramach Koła Miłośników Sztuki, choć wciąż na wysokim poziomie, były raczej kursem historii sztuki i nie odpowiadały na potrzeby zmieniającej się Zachęty. Zarówno Barbara Dąbrowska, jak i Małgorzata Bogdańska-Krzyżanek uważają, że do upadku KMS przyczyniła się Hanna Wróblewska, wicedyrektorka Zachęty od 2001 roku. Sama Wróblewska to potwierdza: „No tak, zawsze uważałam, że edukacja jest super, a jako wicedyrektorka doprowadziłam do tego, że KMS zniknęło z Zachęty. Miałam poczucie, że ta forma jest już nieadekwatna, działa na siłę, że program Koła rozmija się z programem wystaw. Kiedyś Zachęta była jedynym miejscem do prezentacji sztuki współczesnej i propagowania wiedzy o sztuce w ogóle. Po roku 2000 sytuacja była inna. Chciałam, żeby program edukacyjny był spójny z tym, co pokazujemy, zmienny i dopasowujący się do nowych wystaw, a nie całoroczny. A wykłady z historii sztuki były wówczas prowadzone poza Zachętą. Wykłady w Zachęcie w ramach KMS nie miały takiego waloru jak kiedyś”[49].

Próbę podtrzymania Koła Miłośników Sztuki w innej, niesformalizowanej formule podjęła Karolina Vyšata, a następnie Stanisław Welbel z działu edukacji Zachęty[50]. Uczestniczki i uczestnicy spotkań nie zapisywali się do Koła, nie mieli legitymacji członkowskich. Stanowili po prostu młodą publiczność Zachęty zainteresowaną współczesnością i eksperymentem. Program KMS uzupełniał program publiczny przygotowywany do wystaw. W Raporcie rocznym 2009 Zachęty możemy przeczytać, że „KMS to spotkania z młodymi artystami, połączenie dyskusji z publicznością i akcji artystycznej w formie warsztatów. Od połowy 2009 roku tematem łączącym działania KMS jest dyskusja nad kulturą i sztuką lat 80. w Polsce oraz o jej wpływie i znaczeniu dla artystów dzisiaj (koordynacja programu Karolina Vyšata, Stanisław Welbel)”[51]. Spotkania odbywały się raz w miesiącu i gromadziły zainteresowaną, ale nie bardzo liczną publiczność.

Rola Międzyszkolnego Koła Miłośników Sztuki przy Zachęcie jest nie do przecenienia. Koło wychowało całe pokolenia osób, dla których sztuka była w życiu ważna, które chciały czegoś więcej: „Człowiek był ciekawy świata, opowieści, książek. Chodziliśmy na wspaniałe wystawy, przedstawienia teatralne. Te kłótnie między nami, dyskusje o sztuce! Nie mówiło się o tym, co nas otacza, że brudno, szaro i byle jak”[52]. Było elitarnie, do Koła należeli uczniowie z najlepszych liceów i techników warszawskich, ale i egalitarnie – mógł dołączyć każdy, kto był zainteresowany sztuką. Nie wszyscy szli potem na historię sztuki czy studia artystyczne. Absolwenci KMS stawali się potem lekarzami, prawnikami, projektantami ogrodów czy organizatorkami życia kulturalnego.

Pasja i zaangażowanie opiekunek Koła: Haliny Osterloff, Joanny Krzymuskiej-Mansfeld, Grażyny Walendzik i Barbary Dąbrowskiej, a także ich stosunek do drugiego człowieka sprawiały, że KMS było nie tylko miejscem nieformalnej edukacji, ale także przestrzenią, w której ujawniały się zwłaszcza prawda i dobro. Mam nadzieję, że lektura rozmów z osobami, które miały takie doświadczenie, i relacje zapisane na kartach kronik są tego dowodem.


[1] W powszechnym użyciu była także krótsza wersja nazwy, Koło Miłośników Sztuki (KMS) i w tym brzmieniu jest przywoływana w rozmowach.
[2] Ewą Modzelewska-Kossowska w rozmowie z Zofią Dubowską, 5.02.2021.
[3] Anna Żakiewicz w rozmowie z Zofią Dubowską, 28.01.2021.
[4] Barbara Dąbrowska w rozmowie z Zofią Dubowską, 13.05.2021.
[5] O strukturze organizacyjnej lat 50. i 60. pisze szczegółowo Małgorzata Bogdańska-Krzyżanek w artykule Grafika w działalności oświatowej CBWA, w: Małgorzata Bogdańska-Krzyżanek, Joanna Egit-Pużyńska, Maria Świerżewska, Grafika polska w CBWA 1956–1971, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa 2021, s. 131–143.
[6] Zob. Barbara Osterloffw rozmowie z Zofią Dubowską, 12.05.2021.
[7] Protokół zebrania w teczce nr 4347, archiwum zakładowe Zachęty.
[8] Ibidem.
[9] „Wybierało się zdjęcia z książek z naszej biblioteki i te reprodukcje przefotografowała słynna pani Bonikowa z firmy Epoka Slajd. Woziło im się te książki, a oni robili slajdy. […] Pamiętam, że podpisywało się gdzieś jakieś cyrografy i robione to było lege artis, bo służyło celom edukacyjnym. Slajdy były powielane i trzeba było je w nieskończoność opisywać. Komplety sprzedawaliśmy do Biur Wystaw Artystycznych” – wspomina Barbara Dąbrowska w niepublikowanej rozmowie z Zofią Dubowską o początkach swojej pracy w wydziale oświatowym w latach 70., 19.02.2019, nagranie w archiwum autorki.
[10] Wystawy reprodukcji były organizowane aż do początków lat 90. „Wystawy wieszano w pracowniach, salach lekcyjnych albo na korytarzach. Prace wracały całe w rdzawych plamach od ogryzków jabłek i trzeba było te prace likwidować. A likwidacja odbywała się tak, że te plansze jechały do zaprzyjaźnionego introligatora, gdzieś do Brwinowa, on zdzierał płótno, następnie moczył tę zaświnioną reprodukcję wodą z mydłem, a potem szczotką ryżową ją szorował. Płyta, na którą to było naklejone, była wtedy na wagę złota. To nie była płyta paździerzowa, tylko porządna, trudno było ją dostać. Mówię o tym procesie dlatego, że Teresa [Sowińska] była rozliczana z tych reprodukcji. Mieliśmy księgowego, pana Czaczkę, którego świętym obowiązkiem było dowiedzenie się, czy to się wszystko odbywało lege artis i czy zutylizowanie tych wystaw nie przebiegało z drobnym szwindlem. Teresa wszystko więc tłumaczyła: »Płótno zostało zdarte. – Ale gdzie to płótno? – No, do niczego się nie nadawało. – No dobrze, ale te reprodukcje, gdzie one są?« To ona mu tłumaczy: woda, mydło, szczotka ryżowa. Pamiętam gehennę Teresy, jak nie mogła mu wytłumaczyć, gdzie się podziały te reprodukcje.
– Nie można gdzieś było kupić takich gotowych oprawionych reprodukcji?
– A skąd! Reprodukcje można było kupić w empiku, a potem robiło się z tego plansze gotowe na wystawy” – opowiadała Barbara Dąbrowska, ibidem.
[11] Halina Osterloff, Notatki i refleksje z pracy w zespole oświatowym CBWA, b.d. [1979], w: Grafika polska w CBWA 1956–1971, op. cit., s. 236.
[12] Ibidem, s. 237.
[13] Wpis w kronice KMS obejmującej lata 1963–1967, sygn. INS-1969-1_TEK, dział dokumentacji Zachęty. Autorami wpisów byli Stefan Szczypka i Wojciech Szperl.
[14] Halina Osterloff, op. cit., s. 240.
[15] Chodzi o Marię Anto, malarkę (1936–2007).
[16] Barbara Brus-Malinowska w rozmowie z Zofią Dubowską, 10.02.2021.
[17] Wpisy uczestników w kronice KMS z 1969 roku, sygn. INS-1969-1_TEK, dział dokumentacji Zachęty. Autorami kroniki byli: Pytkowski [imię nieustalone], Borys Stefański (redaktorzy graficzni), B. Miecznicka, Anna M. Lewicka (re

Mediateka
44/80
Zobacz także
  • Grafika obiektu: Annual report 2015foldery / teksty
    Annual report 2015
  • Grafika obiektu: Zrób to sam z Zachetąfoldery / teksty
    Zrób to sam z Zachetą
    Materiały edukacyjne do wystawy Historie ucha
  • Grafika obiektu: Czy artyście wszystko wolno? foldery / teksty
    Czy artyście wszystko wolno?
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu: Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_1foldery / teksty
    Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_1
    Konspekt lekcji j. polskiego dla liceum
  • Grafika obiektu: Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_2 foldery / teksty
    Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_2
    Konspekt lekcji j. polskiego dla liceum
  • Grafika obiektu: Co jest podstawową regułą światafoldery / teksty
    Co jest podstawową regułą świata
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu:  Kim jesteśmy my - my samifoldery / teksty
    Kim jesteśmy my - my sami
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu:  Popkultura w sztuce wysokiej_1foldery / teksty
    Popkultura w sztuce wysokiej_1
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu: Popkultura w sztuce wysokiej_2foldery / teksty
    Popkultura w sztuce wysokiej_2
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu: Sztuka interpretacjifoldery / teksty
    Sztuka interpretacji
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum