Przeczytaj tekst Zofii Dubowskiej o historii Międzyszkolnego Koła Miłośników Sztuki przy Zachęcie. Zofia Dubowska: Kiedy trafiłyście do KMS? Milena Leśniak: W pierwszej klasie liceum, czyli na początku lat 90. W szkole ...">  Przeczytaj tekst Zofii Dubowskiej o historii Międzyszkolnego Koła Miłośników Sztuki przy Zachęcie. Zofia Dubowska: Kiedy trafiłyście do KMS? Milena Leśniak: W pierwszej klasie liceum, czyli na początku lat 90. W szkole ...">
Z Mileną Leśniak i Ewą Solarz o Kole Miłośników Sztuki rozmawia Zofia Dubowska
foldery / teksty

Data powstania: 27.07.2021

 Przeczytaj tekst Zofii Dubowskiej o historii Międzyszkolnego Koła Miłośników Sztuki przy Zachęcie.

Zofia Dubowska: Kiedy trafiłyście do KMS?

Milena Leśniak: W pierwszej klasie liceum, czyli na początku lat 90. W szkole wisiał plakat o Zachęcie i zainteresowała mnie tematyka wykładów. Pierwszy rok dotyczył sztuki Hiszpanii, drugiego roku była współczesna sztuka polska. Nie pamiętam, co było w trzecim. Wcześniej chodziłam do koła plastycznego, więc wydawało mi się, że wykłady z historii sztuki są naturalną kontynuacją moich zainteresowań.

Ewa Solarz: Na te wykłady przychodzili tłumnie ludzie w różnym wieku, nie tylko licealiści czy studenci. Pamiętam, jak niektórzy bardzo głośno chrapali. Odbywały się w Muzeum Etnograficznym, a tam fotele były bardzo wygodne! Z wykładowców pamiętam Annę Ziembę, nauczycielkę z warszawskiego liceum plastycznego.

ML: O tak, pani Ziemba była fantastyczna!

Sala kinowa Zachęty była wtedy w remoncie.

ML: Mam ze sobą legitymację Koła Miłośników Sztuki.

ES: Ta legitymacja była super, bo mogliśmy z nią wchodzić do innych muzeów za darmo.

Co poza uczestnictwem w wykładach oferowało wam Koło?

ES: Chodziłyśmy do pracowni artystów.

ML: Byłyśmy u Andrzeja Bielawskiego, Jana Dobkowskiego, chyba u Franciszka Starowieyskiego. Pani Basia organizowała też wyjazdy, np. do Krakowa na wystawy.

ES: I chodziłyśmy chyba na wszystkie wernisaże. Czułyśmy się niezwykle ważne, miałyśmy wrażenie, że uczestniczymy w czymś wyjątkowym, niedostępnym dla każdego.

ML: Moja mama pracowała w Teatrze Wielkim, więc nie dość, że na wernisaże, to jeszcze chodziłyśmy na prapremiery.

ES: Już nigdy później nie byłam tak zaangażowana w życie kulturalne jak w czasach liceum.

Wyjeżdżałyście też na obozy. Mam tu listę uczestników obozu w Sandomierzu w 1992 roku.

ES: O, jestem pierwsza! [Andrzejewska] i ty też, Mileno, jesteś pod swoim dawnym nazwiskiem [Studniarek].

Kadra: Barbara Dąbrowska, Hanna Wróblewska.

ES: Gościnnie była na obozie Magda Kardasz, przyjaźniła się z Hanią i nas odwiedziła.

ML: I jeszcze Mario Carbone, włoski znajomy Hani, który z kimś przyjechał. Bardzo się dziwił, że do obiadu nie ma wody, tylko kompot. Albo herbata. Ta woda to był wielki kłopot dla kuchni.

Na obozie były osoby z różnych miast. Z Piły, z Trzcianki.

Jak trafiali na obozy organizowane przez Zachętę?

ML: Przez BWA. Zazwyczaj te osoby były utalentowane artystycznie, z liceów plastycznych. Na wyjazdach głównie rysowali, malowali, nie to, co my. My się tylko interesowałyśmy sztuką.

I dlatego poszłyście na historię sztuki?

ES: Nie miałam wyboru, bo zrobiłam olimpiadę z historii sztuki w trzeciej klasie. W czwartej klasie zapomniałam się uczyć i ledwo zdałam maturę. Nie miałam wyjścia, indeks czekał! Zresztą mam wrażenie, że do Zachęty trafiłam dzięki jakimś wagarom. Uczyłam się we Fryczu Modrzewskim [XVII LO im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego], po drugiej stronie Ogrodu Saskiego, i tak zahaczyłam o Zachętę. Szkoły nie znosiłam, zupełnie się tam nie odnalazłam. Koło Miłośników Sztuki to była moja odskocznia.

ML: A ja studiowałam nauki społeczne, wcale nie historię sztuki. A jeszcze później zrobiłam zwrotkę, bo zajmuję się obecnie typografią.

Ewa, mówisz o olimpiadzie, a czy brałaś też udział w Turnieju Wiedzy o Sztuce?

ES: W turnieju też! Jednego roku w turnieju, drugiego w olimpiadzie. Finał odbywał się gdzieś daleko, poza Warszawą.

W Bydgoszczy zapewne.

ES: Bardzo możliwe. Wszystko było bardzo poważne, jak jakaś Wielka Gra: stół z jury, które przyznawało (albo nie) punkty, nie można było słuchać odpowiedzi innych. Bardzo to było dorosłe, ja chyba byłam najmłodsza. Turniej dotyczył polskiej sztuki współczesnej.

ML: Ewa była specjalistką od polskiej sztuki.

ES: Oczywiście, wybitną! (śmiech)

Pani Basia mówiła, że te turnieje bywały niesprawiedliwe, bo dorośli „wyjadacze” konkursowi kosili młodzież.

ES: Ja na szczęście nie zostałam wykoszona. Poza tym dostałam wyróżnienie, pracę graficzną.

Czy obozy były za każdym razem w innym miejscu?

ML: Tak, to było fantastyczne. Przez dwa tygodnie poznawałyśmy dany region bardzo dokładnie. Ostatni raz byłam na obozie w Sandomierzu i wszystko było mi bliskie.

To był ten obóz, gdzie gościł Wiktor Woroszylski.

ML: Taaak! Oczywiście! Z żoną!

ES: Była taka historia w Zamku Krzyżtopór, że wychyliłam się z okienka i krzyknęłam: „Uwaga, będę na was pluła!”, a dołem przeszedł pan Woroszylski.

A, tu się pamięć ludzka rozjeżdża: pani Basia twierdzi, że to nie byłaś ty, tylko niejaka Madzia z Wałbrzycha i nie pan Woroszylski przechodził, tylko jego żona.

ES: Może w takim razie przypisuję sobie zasługi innych!

ML: Ja myślę, że pani Basia nie chciała cię kompromitować.

ES: Moja mama kiedyś powiedziała, że pani Basia jest moją drugą mamą i że nawet pewnie bardziej ją lubię od niej. Byłam bardzo zżyta także z jej dziećmi – Marysią i Frankiem, którzy jeździli z nami na obozy. Zadedykowałam jej książkę Wszystko widzę jako sztukę. Ta wystawa i książka – wszystko dzięki niej.

ML: Pani Basia była niezwykle życzliwa. Z wyjazdu do Sandomierza dobrze pamiętam Hanię [Wróblewską]. Tworzyły z panią Basią wspaniały zespół. Hania miała niesamowite poczucie humoru: nigdy nie wiedziałam, czy nas wkręca, czy mówi coś na serio.

Wpis Woroszylskiego jest świetny i odnosi się do tego tandemu: „Biedne dzieci, jak ja Was rozumiem! Te dwie okrutne kobiety, które od tygodnia znęcają się nade mną w Sandomierzu i okolicy… (Jeszcze w Warszawie uprzedzono mnie – częściowo – co mnie czeka, ale nie starczyło wyobraźni na ogarnięcie ogromu tych tortur). A Wy, Biedactwa, wydane przez dwa tygodnie na pastwę Ich Szatańskich Pomysłów! Płacząc rzewnymi łzami, proszę: wytrzymajcie. Wszystko ma swój kres. Przypomnijcie sobie Tańce Śmierci w Tarłowie. Wasz Wiktor Woroszylski , Kawiarnia na Zamku, sobota, 24 sierpnia 1991”.

ML: W tej księdze z Sandomierza widzę swój charakter pisma, ale praca była zbiorowa. Na obozie w Gnieźnie mieliśmy przydzielone referaty o konkretnych działach sztuki i zabytkach. Musieliśmy się przygotować do tych wystąpień. W Nowym Sączu też. Na pewno nie w Sandomierzu. Pani Basia nam wszystko opowiadała, niesamowite, ile ona wie!

Te referaty to była sprawka Anety Prasał. Zresztą na obozach w latach 70. i 80. referaty były oczywistą oczywistością.

ML: Aneta też była z nami na jednym wyjeździe, w Gnieźnie właśnie, i tam musieliśmy się dużo przygotowywać.

Jak wyglądała wakacyjna Polska na początku lat 90. widziana oczami nastolatek?

ML: Mieszkaliśmy w internatach, jedliśmy w stołówkach (choć jedzenie nie było ważne). Codziennie gdzieś wychodziliśmy, by poznać jakiś zabytek, rysować w plenerze. Na dłuższe wycieczki jeździliśmy autokarem. Wszystko było doskonale zorganizowane.

ES: W kościołach mogliśmy wchodzić do różnych krypt, do zakrystii, gdzie normalnie nikt obcy nie wchodzi.

Marszruta była bardzo dobrze przygotowana, ale pieniądze za to ograniczone. Pani Basia zdobywała fundusze z wielkim poświęceniem. Zachowały się jej listy: a to do wypożyczalni autokarów, a to prośby o apteczkę turystyczną. Starała się o tanie noclegi i skromne, ale porządne wyżywienie. Pisała również do proboszczów i dyrekcji muzeów, żebyście mogli sprawnie wszystko zobaczyć i zwiedzić.

ES: A myśmy się czuli bardzo ekskluzywnie. Wydawało nam się, że lepiej być nie może.

Zwróciłyście uwagę, że na tych waszych objazdach są tylko kościoły, pałace i muzea, a nie ma śladu wielokulturowości? Żadnej synagogi czy kirkutu, żadnej cerkwi czy choćby wspomnienia o Łemkach?

ML: Tak, to bardzo dziwne. Historia sztuki była bardzo polskocentryczna. Pewnie dużo mniej było też opracowań, na których można się oprzeć.

ES: To prawda, nasze dzieci są dużo bardziej świadome istnienia innych kultur.

ML: Wernisaże na koniec wyjazdu odbywały się zawsze w prestiżowych miejscach danego miasta, np. na rynku w Sandomierzu albo w miejscowym BWA. To było zawsze bardzo duże wydarzenie. Miałam wrażenie, że kiedy jesteśmy w jakimś miasteczku, wszyscy o nas wiedzą. O, tu mam katalog naszej wystawy z Sandomierza. A tu kawałek szarfy z uroczystego przecięcia wstęgi na otwarciu. I książka. Zawsze dostawaliśmy na koniec książkę albo katalog. I to z dedykacją. „Kochanej Milenie na pamiątkę Wakacji ze Szkicownikiem oraz za urodę”. To było takie miłe!

A Hanka Wróblewska dopisała: „za sposób noszenia swetrów”.

ML: Bo nosiłam je tył na przód.

W tym katalożku nie widzę waszych nazwisk.

ES: Nie każdy musiał brać udział. Tylko ci, co chcieli. Moje frotaże raczej się nie nadawały do pokazywania.

ML: Ja bardzo lubiłam brać udział w plenerach, lubiłam rysować, ale cieszyłam się, że nie muszę pokazywać swoich prac.

Czy było jakieś jury, które wybierało prace?

ML: Nie, każdy prezentował, co chciał.

ES: Realizacja wystawy zawsze była w pełni profesjonalna. Na wernisaż zapraszano mieszkańców, nie wiem, czy nawet nie samego burmistrza, poza tym artystów (wydaje mi się, że w Sandomierzu pojawił się Zbigniew Warpechowski), no i wspomniani już Wiktor i Janina Woroszylscy. Było bardzo tłumnie.

ML: Z wyjazdów pamiętam cudowną atmosferę, którą tworzyły pani Basia i Hania. Czułam się tam bardzo dobrze dzięki kadrze, ale i dzięki temu, że poznałam Ewę i miałyśmy razem dużo radości na tych plenerach.

Jak atmosfera w KMS różniła się od atmosfery w szkole?

ML: W Kole czułam, że traktują mnie poważnie, trochę jak studentkę. Odpowiadało mi też, że udział jest dobrowolny.

ES: To był mój wybór i dzięki temu czułam się wyjątkowa. Pani Basia sprawiała, że każdy czuł się wyjątkowy i najfajniejszy. Jak przedstawiała nas artystom, to przedstawiała nas jako pełnowartościowe osoby. Dzięki niej znałyśmy wszystkich. Wydawało mi się, że wszystko możemy! Zdobyta wiedza bardzo mi się przydała potem na studiach. No i dzięki tym zajęciom byłam laureatką olimpiady i w ogóle dostałam się na studia.

ML: Pamiętam, że do tej olimpiady musiałaś przygotować jakąś monografię.

ES: No tak! Pisałam o Gruppie, a z Gruppą przecież byliśmy na „ty”, to byli nasi koledzy (śmiech).

ML: Mimo że nie chodzę tak często na wernisaże jak w czasach liceum, sztuka jest cały czas ze mną blisko. To niewątpliwie wpływ Koła Miłośników Sztuki i pani Basi. Bardzo bym chciała, żeby moja nastoletnia córka miała takie miejsce, jakie miałam ja, ale nie wiem, czy to jest w ogóle możliwe.

Milena Leśniak – z wykształcenia socjolożka (Instytut Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego). Zawodowo zajmuje się typografią i składem tekstów. Obecnie pracuje dla kilku wydawnictw i Filharmonii Narodowej.

Ewa Solarz – historyczka sztuki, kuratorka wystaw, autorka książek dla dzieci i młodzieży. Debiutowała przetłumaczoną na 14 języków książką D.E.S.I.G.N., autorka m.in. książek: Wszystko widzę jako sztukę, Ilustrowany elementarz polskiego dizajnu, Elementarz polskiej kultury, Pan Nowoczesny – barwne życie w białej Gdyni. Wieloletnia dziennikarka i redaktorka naczelna w magazynach wnętrzarskich. Zajmuje się popularyzacją polskiej kultury.


Materiały powstały w ramach projektu „Otwarta Zachęta. Digitalizacja i udostępnienie polskich zasobów sztuki współczesnej ze zbiorów Zachęty – Narodowej Galerii Sztuki oraz budowa narzędzi informatycznych, rozwój kompetencji kadr kultury, animacja i promocja służące wykorzystaniu i przetwarzaniu cyfrowych zasobów kultury w celach edukacyjnych, naukowych i twórczych” realizowanego w ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa na lata 2014-2020 Oś Priorytetowa nr 2 „E-administracja i otwarty rząd” Działanie nr 2.3 „Cyfrowa dostępność i użyteczność informacji sektora publicznego” Poddziałanie nr 2.3.2 „Cyfrowe udostępnienie zasobów kultury”, na podstawie umowy o dofinansowanie nr POPC.02.03.02-00-0025/19-00”.

Mediateka
973/1003
Zobacz także
  • Grafika obiektu: Annual report 2015foldery / teksty
    Annual report 2015
  • Grafika obiektu: Zrób to sam z Zachetąfoldery / teksty
    Zrób to sam z Zachetą
    Materiały edukacyjne do wystawy Historie ucha
  • Grafika obiektu: Czy artyście wszystko wolno? foldery / teksty
    Czy artyście wszystko wolno?
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu: Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_1foldery / teksty
    Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_1
    Konspekt lekcji j. polskiego dla liceum
  • Grafika obiektu: Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_2 foldery / teksty
    Językowy obraz świata w sztuce współczesnej_2
    Konspekt lekcji j. polskiego dla liceum
  • Grafika obiektu: Co jest podstawową regułą światafoldery / teksty
    Co jest podstawową regułą świata
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu:  Kim jesteśmy my - my samifoldery / teksty
    Kim jesteśmy my - my sami
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu:  Popkultura w sztuce wysokiej_1foldery / teksty
    Popkultura w sztuce wysokiej_1
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu: Popkultura w sztuce wysokiej_2foldery / teksty
    Popkultura w sztuce wysokiej_2
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum
  • Grafika obiektu: Sztuka interpretacjifoldery / teksty
    Sztuka interpretacji
    Konspekt lekcji j. polskiego i WOK dla liceum