Nr 30
Żyjąc życiem feministycznym
Rozmawiają Magdalena Komornicka, Agnieszka Różyńska i Liliana Zeic (Piskorska)
07.07.2021
Magdalena: Chciałabym was namówić do tego, żebyśmy spróbowały na chwilę cofnąć się w czasie do zeszłego roku i przypomniały sobie wydarzenie Języki radykalnej wrażliwości, którego Żyjąc życiem feministycznym jest kontynuacją. W zeszłym roku poczułam, że jako reprezentująca odpowiedzialną społecznie instytucję kultury muszę zareagować na zaostrzanie się dyskryminacji i przemocy wobec grup marginalizowanych. Wydawało mi się, że jesteśmy jako społeczeństwo nieprzygotowani językowo do takiej dyskusji. I z tymi intuicjami zadzwoniłam do Liliany. Co innego może zrobić kuratorka poza telefonem do artystki? A potem Liliana zadzwoniła do Agnieszki.
Liliana: Zaczęłyśmy naszą rozmowę od języka wrażliwego i inkluzywnego. Język polski ostatnio bardzo się zmienia, używamy nowych słów, a czasem używamy słów inaczej, zwracamy uwagę na językową przemoc czy językowe wykluczanie. Język jest bardzo ważny w mojej twórczości, mogę powiedzieć, że coraz ważniejszy, interesuje mnie opowiadanie historii, czyli tzw. storytelling, bajkopisarstwo, to, co radykalnie poetyckie, a czasem radykalnie niepoetyckie. Zastanawiam się, w jaki sposób opowiadać sobie nawzajem historie tak, byśmy umieli w nie uwierzyć, w jaki sposób możemy opowiadać emocje. Bardzo lubię cytat z książki Postprawda Matthew D’Ancony: „Prawda nie jest wystarczająca”. To zdanie mówi o tym, że język faktów nie jest wystarczający, że potrzebujemy nowego języka, aby sobie zaufać i zrozumieć siebie nawzajem. Dlatego najbardziej pociąga mnie poszukiwanie tego języka, patrzenie na język jako wytwór kultury. I dlatego lubię bawić się językiem i obserwować zmiany, jakie w nim zachodzą: w przestrzeni publicznej, na arenie politycznej, ale i w codzienności. Jeszcze parę lat temu używanie feminatywów było wyśmiewane, dziś jesteśmy w zupełnie innym miejscu.
Agnieszka: Kiedy parę lat temu zacząłem pisać maile zaczynające się od zwrotu „drogie osoby”, wywoływało to oburzenie. Co to w ogóle znaczy? To jakieś bezosobowe itd. Dwa lata później te oburzone osoby same zaczęły tak pisać i mówić.
M: To dowód na to, że nasza codzienna praktyka przyniosła realny efekt. Zmiana była możliwa w wyniku konsekwentnego używania tych form. Podkreślam znaczenie praktyki, bo była ona przedmiotem naszego namysłu w zeszłym roku — zastanawiałyśmy się, czym jest wrażliwość językowa i jak ją praktykować.
L: Agnieszka ładnie to nazwała — powiedziała, że zmiana jest efektem ubocznym bycia razem.
A: Jesteśmy przyzwyczajone do tego, że język jest systemem znaków i znaczeń, którymi opisujemy rzeczywistość. Ale język ma w sobie ogrom performatywności i tak naprawdę jest nie tylko opisem, ale częścią składową rzeczywistości, którą wspólnie stwarzamy. Jeśli na naszą komunikację nałożymy „nakładkę” radykalnej wrażliwości, okazuje się np. że słuchamy inaczej, głębiej, umiemy usłyszeć rzeczy, które są dla nas nowe, dziwne, niezrozumiałe. Jak wiecie, ja się bawię końcówkami, używam żeńskich i męskich form, mówiąc o sobie. Wczoraj koleżanka, którą znam od wielu lat, zapytała mnie — tak jak ostatnio zrobiła to Magda — czy to nie problem, że mówi o mnie i do mnie, używając żeńskich końcówek. Zawsze jest mi bardzo miło, kiedy ktoś o to zapyta, upewni się, jak się z tym czuję. Tym zajmowałyśmy się w zeszłym roku — jak zauważyć społeczności, tożsamości, problemy tych, którzy i które są marginalizowani. A dziś spotykamy się po to, żeby zbudować dla nich bezpieczniejszą przestrzeń i wspólnie rozwijać praktyki feministyczne
M: Zaczęłyśmy od języka, ale skupiłyśmy się na codziennym praktykowaniu wrażliwości językowej, jak chociażby najprostszym wytwarzaniu żeńskich form od męskoosobowych rzeczowników, co pozwala zauważyć rzeczy w języku, a co za tym idzie, w naszym otoczeniu nieobecne czy niewidzialne, które nie są reprezentowane. Na te niewidzialności i nieobecności chcemy zwrócić uwagę w tegorocznym programie wydarzeń — spotkań, warsztatów, performansów i działań na placu Małachowskiego.
L: Dla mnie to jest część praktyki artystycznej.
A: Ja w swojej działalności zawodowej, polegającej na pracy kuratorskiej, edukacyjnej i rozwijaniu bezpieczniejszych przestrzeni dla osób marginalizowanych opieram się na praktykowaniu radykalnej wrażliwości, czyli poszerzaniu znanych nam formuł uczestnictwa. Dążę do rozszczelnienia przestrzeni, które zamykamy, bo jest nam w nich bezpiecznie i komfortowo. Chcę ciągle redefiniować miejsca, społeczności i przestrzenie, w których czulibyśmy się bezpiecznie — to wynika z mojego zaangażowania feministycznego, świadomości funkcjonowania w Polsce jako osoba queerowa z doświadczeniem życia jako kobieta. Moje pochodzenie i klasowa perspektywa doprowadziły mnie do szukania języka, który będzie zrozumiały nie tylko dla osób z mojego środowiska.
M: Myślę, że musimy wyjaśnić, czym jest radykalna wrażliwość. Pamiętam burzliwą dyskusję w mediach społecznościowych na temat znaczenia słowa „radykalny” w sformułowaniach „radykalna wrażliwość”, „radykalna empatia”. Jak wrażliwość może być radykalna? Jak empatia może być radykalna?
L: Czytałam ostatnio tekst, który opowiadał o tym, że najłatwiej jest nam być empatycznym w stosunku do osób do nas podobnych. Dlatego dla mnie postawienie przed słowami wrażliwość, empatia przymiotnika „radykalna” oznacza wrażliwość nie tylko na swoją grupę społeczną, nie tylko na tych, z którymi łatwo nam się identyfikować.
M: Z drugiej strony przymiotnik radykalny zgodnie z definicją ze Słownika Języka Polskiego tłumaczy się jako „dążący do zasadniczych zmian społecznych, politycznych”. Dla mnie więc oznacza czynienie z wrażliwości czy empatii narzędzia politycznego.
A: A dla mnie radykalna wrażliwość, radykalna czułość, radykalna empatia przekierowują na oddolność, bezkompromisowość w tworzeniu narzędzi do tego, by się kochać, szanować, akceptować. Nie tylko tolerować, ale też akceptować!
L: To wyrażenie zawiera również postulat, żeby upolityczniać to, co jest stereotypowo uznawane za bardziej kobiece, mniej wpisujące się w patriarchalne struktury i schematy, takie jak troska, czułość, wrażliwość, siostrzeństwo itp.
Magda, dlaczego zdecydowałaś się kontynuować w Zachęcie program poświęcony wrażliwości?
M: W listopadzie zeszłego roku poprowadziłyście dyskusję online, którą oglądało kilkaset osób, a później także warsztaty z praktykowania radykalnej wrażliwości, które ze względu na bardzo duże zainteresowanie musiałyśmy powtórzyć. Ten odzew publiczności uświadomił mi, jak bardzo potrzebujemy tytułowej wrażliwości w tym specyficznym politycznie czasie, w czasie pandemii i rozwijających się kryzysów. Wierzę też, że trzeba o takich rzeczach mówić bez ustanku, podobnie jak o kryzysie klimatycznym, bo za każdym razem docieramy do nowych osób. Ekologicznym działaniem jest też rozwijanie już istniejących potencjałów i korzystanie z posiadanych zasobów, więc chciałam kontynuować to, co zaczęłyśmy. W zeszłym roku mogłyśmy się spotkać tylko wirtualnie, teraz możemy zaprosić publiczność na plac przed Zachętą i być ze sobą fizycznie, rozmawiać twarzą w twarz. Uważam też, że tego typu działania edukacyjne potrzebują cykliczności; tak jak z feminatywami — jeśli będziemy ich konsekwentnie używać, wejdą do języka i on się zmieni. Jeśli będziemy o pewnych rzeczach konsekwentnie rozmawiać, to też coś się zmieni. Marzy mi się, żeby nasz program był bardzo szeroko dostępny. Publiczność Zachęty jest różnorodna — młodsza, starsza, bardziej konserwatywna lub bardziej progresywna. Bardzo bym chciała rozmawiać o praktykowaniu wrażliwości z tymi wszystkimi osobami. Dlatego w tym roku zdecydowałyśmy się wspólnie zrobić czterodniowy program publiczny, który nazwałyśmy otwartym seminarium siostrzano-piknikowym. Zdecydowałyśmy się stworzyć przestrzeń do bycia razem na placu przed Zachętą. Program zatytułowałyśmy Żyjąc życiem feministycznym. Liliana, skąd ten tytuł?
L: Ten tytuł pochodzi z książki Sary Ahmed Living a Feminist Life. Chciałyśmy, aby nasz program był okazją do przybliżenia pisarstwa Sary Ahmed, tego, o czym ona pisze, w jaki sposób. Chciałam bardzo, żebyśmy podążały za tą konkretną książką, bo uważam, że jest najlepszym przykładem praktykowania feminizmu intersekcjonalnego — antyrasistowskiego i queerowego. Ahmed to zresztą podkreśla, że za każdym razem, kiedy używa słowa feminizm, ma na myśli feminizm intersekcjonalny, czyli taki, który uwzględnia nierówności nie tylko na poziomie płci, ale również m.in. koloru skory, pochodzenia, klasy społecznej, tożsamości psychoseksualnej czy stopnia sprawności. Często, aby opisać to nakładanie się wykluczeń, używa się też terminu wykluczenie krzyżowe.
A: To określenie wynika z doświadczenia czarnoskórych kobiet żyjących w Stanach Zjednoczonych, pamiętających czasy apartheidu, doświadczających na własnym ciele podziałów klasowych i rasizmu, który wciąż jest tam bardzo mocno obecny. Ta krzyżowość wykluczeń pokazuje, jak bardzo się od siebie różnimy. Tak jak polskie sufrażystki kiedyś nie myślały o chłopkach i kobietach, które przyjeżdżały z wsi do miast czy o kobietach pracujących w fabrykach, tak amerykańskie feministki nie myślały np. o swoich służących.
M: Dlaczego książka Living a Feminist Life jest dla was taka ważna?
L: Ahmed udaje się coś bardzo rzadkiego i cennego — to, o czym ona pisze teoretycznie, ja rozumiem cieleśnie jako moje własne doświadczenie. Ahmed ma też ogromną zdolność ubierania myśli w słowa w sposób niezwykle poetycki, przyglądania się słowom z każdej strony i zastanawiania się, co się zmieni, jeśli spojrzymy na nie pod różnym kątem, w różnym świetle, z różnych perspektyw. Mam wrażenie, że jest to książka, która może być feministyczną biblią „radzenia sobie”. Jest napisana w przystępny sposób i dlatego ma potencjał, by dotrzeć do szerokiego grona czytelniczek i czytelników. Bardzo bym się ucieszyła, gdyby ukazała się po polsku. Z tych wszystkich powodów zdecydowałyśmy się, by ta książka była naszą „przewodniczką” i „towarzyszką” podczas tego letniego programu dotyczącego języka, słowa, namysłu nad potencjałem opowiadania opowieści, przyglądaniu się językowi z perspektywy wrażliwości queerowo-feministycznej.
A: Poza tym naszej trójce brakuje pewnego sposobu patrzenia, wszystkie wychowałyśmy się w środkowej Europie w białych ciałach. Sara Ahmed uczy nas tego, jak z naszymi mechanizmami poznawczymi i wrażliwością wchodzić głębiej, aby wzbogacać swoją mądrość, a nie zwiększać wiedzę. Głębiej, a nie szerzej.
M: Opowiesz więcej o naszym programie, jak to wszystko chcemy osiągnąć? Jaką przestrzeń planujemy stworzyć? Bo poza tym, że planujemy konkretne wydarzenia, bardzo zależy nam na zbudowaniu atmosfery, miejsca do rozmowy.
A: Bardzo zależy nam na interdyscyplinarności i mieszaniu języków — na tym, żeby osoby włączyły się do rozmowy performatywnie, językiem sztuki, aktywizmu, poezji itd. W tych połączeniach, w byciu razem chcemy dążyć do takiej rozmowy, w której można popełniać błędy, w której możemy się różnić, a mimo to słuchać siebie nawzajem, by się porozumieć. Dla mnie trawnik przed Zachętą w centralnym punkcie stolicy naszego kraju jest symbolicznym miejscem przyzwyczajania się do tego, że zmienność i różnorodność jest naszą jedyną stałą.
M: Wydaje mi się, że trzeba powtarzać, że możemy popełniać błędy i zadawać pytania, bo w opinii publicznej funkcjonuje przekonanie o swoistym terroryzmie językowej poprawności politycznej.
L: Dlatego też postanowiliśmy nie robić tradycyjnych debat czy dyskusji, ale stworzyć przestrzeń do codziennej rozmowy. Nie chcemy dyskutować na argumenty, tylko słuchać siebie nawzajem. Dlatego też nie będziemy zapraszać osób eksperckich, tylko takie, które będą dzielić się swoim doświadczeniem.
A: Nie ma znaczenia, czy dana osoba czuje się feministką czy nie, nas interesuje to, jak żyć feministycznym życiem. Interesują nas osoby, które mają odwagę przekraczać rzeczy wyuczone w patriarchacie, i są otwarte na to, żeby coś zmieniać.
M: Program otwiera 15 lipca performans Liliany Sosna z sześcioma rękami. Opowiesz o tej pracy i o samej idei używania formuły storytellingu?
L: Sosna z sześcioma rękami jest napisaną przeze mnie baśnią, którą opowie nam wszystkim na dobranoc queerowa i dragowa performerka Twoja Stara. Nawiązuję w ten sposób do pewnego stereotypu, prawicowej kalki — obrazu dragqueenki czytającej dzieciom. Poprzez tę bajkę przypominam historię jednej z pierwszych wzmiankowanych w literaturze naszego regionu transpłciowych kobiet. Przywołuję jej postać i zastanawiam się, jak możemy o takich historycznych osobach opowiadać i budować queerowe archiwa feministyczne w taki sposób, żeby nie było to tylko przypominanie postaci i dat. Chcemy nasz program rozpocząć baśnią i zaprosić do swobodnego siedzenia na placu, na wygodnych leżakach czy trawie, do zanurzenia się w baśniową rzeczywistość. Wspólne czytanie i słuchanie, tekst pisany i mówiony, wynikający z osobistych doświadczeń, świadectwa będzie podstawą naszego programu.
A: W baśni jako gatunku zawiera się też tradycja przekazywania sobie wiedzy z pokolenia na pokolenie. Baśń opowiada o uniwersalnych wartościach, które każdorazowo można opisywać innymi historiami i przepisywać je na nowe sytuacje. Wyjście od baśni, wyjście od całego systemu znaczeniowego, który pozwala nam spoglądać na rzeczywistość metaforycznie i głęboko, jest dla mnie symbolicznym początkiem.
M: Opowiadanie opowieści interpretujemy jako potencjalną feministyczno-queerową strategię odzyskiwania widoczności. Pamiętam moją rozmowę z Lilianą o książce Caroline Criado Perez Niewidzialne kobiety. Wydaje nam się, że tak dużo wiemy, mamy dużą wrażliwość, że zajmujemy się tymi tematami na co dzień, a i tak ciągle ten brak reprezentacji, wykluczanie, przemilczenie czy niewidzialność nas zaskakują.
L: Ann Snitow powiedziała, że zapominanie polega na ciągłym opowiadaniu historii bez uwzględniania jej niektórych wątków czy elementów. Zapominanie jest uporczywym wyrzucaniem pewnych konkretnych motywów czy tematów, osób i idei poza nawias historii. To uporczywe negowanie, które pokazuje, że jego podłoże jest polityczne. Zauważanie też jest procesem. Uczymy się cały czas zauważać — zauważać na nowo, zauważać więcej. Wynikiem tego jest poszerzenie pola widzenia, zwrócenie uwagi na rzeczy kryjące się poza granicami obrazu, uświadomienie sobie, że jeśli coś (wydarzenie, idea, postać) jest w centrum naszego wzroku, to coś innego jest poza jego zasięgiem. Książka Perez jest tak nasycona przykładami wykluczeń i pominięć, że nie byłam w stanie czytać jej w sposób ciągły, muszę ją sobie dawkować. Magda powiedziała, że jej partner nie wiedział, że wszystkie kobiety, idąc same ulicą po zmroku, boją się. Według mnie ten bardzo prosty przykład mocno pokazuje, jak różne są przestrzenie naszych przywilejów, i jak ciężko jest ten przywilej zobaczyć.
Sara Ahmed opisała to prostymi słowami: „Privilege is an energy saving device”. „Przywilej pozwala nam oszczędzać energię”, nie zużywać energii w pewnych obszarach swojego życia i nie dostrzegać, że inni też mogą po tych ścieżkach nocami chodzić, ale ta droga będzie dla nich zupełnie innym doświadczeniem.