Ta strona korzysta z plików cookies. Więcej o naszej polityce prywatności.

Zdjęcie. Fragment ściany z dużymi przeszklonymi drzwiami, nad nimi napis: Stajuda. Obok drzwi starszy mężczyzna z siwa brodą w płaszczu.
Jerzy Stajuda przed galerią Kordegarda, 15 września 1990, fot. Ola Semenowicz

Nr 32

Śmieszyły go rzeczy, które nie wszystkich śmieszyły

O Jerzym Stajudzie z Olą Semenowicz rozmawia Karolina Zychowicz

22.09.2021

W którym roku poznałaś Stajudę?

To był początek stanu wojennego. Chociaż nie, to było lato przed rozpoczęciem stanu wojennego. Poznała mnie z nim Elżbieta Szańkowska, która pracowała w bibliotece Akademii Sztuk Pięknych1. Była cudowną bibliotekarką i wspaniałą osobą. Uważała, że się przydam do opieki nad dziećmi (Stajuda miał dwóch synów, jednego malusieńkiego, pięciolatka [Jan], a drugiego trzynasto- czy czternastolatka [Jeremi]). On mnie zupełnie nie zainteresował. Siedzieli z Janem na placyku przy Mokotowskiej i obaj byli umazani lodami. Tacy byli szczęśliwi, ale mnie przerazili. Tak że odsunęłam tę sprawę od siebie. Ale Jerzyk tutaj zaglądał i w dziurce od klucza zostawiał np. zwinięty bilecik albo zapałkę od papierosa. Według niego to miało być takie trochę dwuznaczne, ale ja tego zupełnie nie kojarzyłam z początku. Musiał mi to później wyjaśnić. Nie miałam wrażliwości wyrobionej w tym kierunku, od niego wiele się nauczyłam. W końcu zaczął tu przychodzić, straszliwie zaniedbany, miał długie włosy, ale nie miał brody.

 

Czyli był hipisem.

Można tak powiedzieć, ale nie brał udziału w niczym, co by się kojarzyło z jakąś zbiorowością. Jako student architektury był członkiem Związku Młodzieży Polskiej2, wtedy wszyscy musieli tam należeć. Inaczej nie miałby życia. Nosił czerwony krawat (zrobiony szydełkiem przez matkę), który mu kazali zdjąć. Bardzo szybko się z tego wypisał. Oni wszyscy straszne rzeczy mieli za sobą, ci studenci. Ale cieszyli się, chodzili na zajęcia malarskie. Jerzy rysował wspaniale. W Muzeum Akademii Sztuk Pięknych jest dużo rysunków — kościołów, domów — z czasów, kiedy był na architekturze3. On to rysował dla siebie, też koledzy go prosili, żeby za nich rysował, przychodziło mu to łatwo. Pewnie robił to za wódkę albo papierosy. Albo bezinteresownie.

 

Pewnie zaczęłaś spędzać czas w legendarnym mieszkaniu Stajudy przy Wiejskiej?

Gdy pierwszy raz zobaczyłam to mieszkanie w starej kamienicy naprzeciwko Czytelnika, całe w krakelurach, byłam na coś takiego zupełnie nieprzygotowana. Był balkon, nie było żadnego ogrzewania. Stały piece kaflowe, ale nikt nimi nie grzał, były tylko farelki. Od czasu do czasu zapalał się jakiś kawałek papieru albo ubranie, które się tam suszyło. Różne przygody tego typu. Klozet też był w tym stylu. Najciekawsza była złożona z pięknych starych drewnianych paneli podłoga, bardzo ozdobna, z czarnego i jasnego dębu. To wszystko się ruszało. Jak chodziłaś po tym, to miałaś wrażenie, że gdzieś płyniesz. Niebywałe. Raz namówiłam Jerzego, żebyśmy tę podłogę zamietli, a nawet umyli. Jerzy powiedział: „Świetnie, to będzie jak na statku. Weźmiemy szczotki ryżowe i będziemy szorować jak pokład statku”. Mogłam to wszystko znosić, bo uciekałam do siebie na Mokotowską.

Marek Nowakowski czy Tadeusz Nyczek w artykułach, które ci dałam, piszą o tym mieszkaniu niesamowite historie4. Na szczęście zostało sfilmowane, już po śmierci Stajudy, przez Piotra Morawskiego5. W Centrum Sztuki Współczesnej w 1993 roku zorganizowano nadzwyczaj udaną wystawę: Popołudnie słoneczne chodziłem jak po śmierci6. Pracowali przy niej Grzegorz Kowalski, Waldemar Baraniewski, pomagał nam cudownie życzliwy dyrektor Wojciech Krukowski. Dużo ludzi głęboko się zaangażowało. Piotr filmował dom w czasie wynoszenia mebli — zupełnie jakby się wynosiło trumnę. Okrągły stół, kanapa, fisharmonia — wszystko to stanęło w CSW na paletach obitych drewnem i metalową siatką. Wyglądało jak skrzynie na podróż do Stanów Zjednoczonych. Na spóźnioną podróż. Bardzo to było piękne.

Zeskanowane klisze fotograficzne. W niedużych kadrach czarno-białe sceny z otwarcia wystawy.
Stykówki przedstawiające wystawy domowe w mieszkaniu Jerzego Stajudy przy Wiejskiej, pierwsza połowa lat 80., fot. dzięki uprzejmości Oli Semenowicz

Znajomość jednak się rozwinęła.

Coraz częściej się widywaliśmy. Wchodziłam nie tylko w życie osobiste Stajudy (chłopcy), ale też w krąg jego przyjaciół. Tutaj byłam zachwycona. Wizyty u Jerzego były bardzo ciekawe i zaczęły się wystawy domowe, w czym brałam intensywny udział. Robiłam im zaproszenia.

Wtedy już pracowałam w teatrze od kilku lat jako scenograf — w Krakowie, Warszawie, Katowicach, wielu miejscach. Jerzy zawsze mi mówił: „Pamiętaj Oleńko, pracujesz tylko z najlepszymi. Nigdy nie pracuj ze średnimi reżyserami, bo to ci zaszkodzi”. A miałam okazję pracować z Tadeuszem Łomnickim, Januszem Nyczakiem, Krystyną Meissner, która w teatrze w Toruniu była moim dyrektorem przez kilka dobrych lat7.

 

Stajudę odwiedzały interesujące osobowości.

Dziesiątki przyjaciół. Na ścianach znajdowały się prace Jerzego, nie rozmawiało się specjalnie o nich. Przychodziła Julia Hartwig ze swoim mężem Arturem Międzyrzeckim, Jerzy Grzegorzewski, zawsze wytworny w białym trenczu Leszek Terlecki (przy okazji wizyt w Czytelniku), był również wraz z żoną Barbarą gościem wystaw domowych. Wujeczek [Jerzy Stajuda] siedział przy sztalugach, rozmawiali, podawałam im herbatę, ale też czujnie nadstawiałam ucha. Potem pojawiał się cichy Rajmund Kalicki z „Twórczości”, przystojniak Marek Nowakowski8. To byli głównie piszący ludzie. Kiedy zaczęliśmy razem chodzić na Warszawskie Jesienie, pojawili się muzycy. Wcześniej Jerzy chodził na koncerty muzyki poważnej. Bardzo kochał muzykę i znał się na niej. Młodzi muzycy uwielbiali Stajudę. Paweł Szymański, Tadeusz Wielecki, to byli jego wielcy przyjaciele9. Przecież Szymański napisał dla Jerzego Quatre pièces pour Stajuda. Kwartet Śląski grał to na wystawie w CSW. Był wtedy też Witold Lutosławski i zostało zagrane jego Grave10. Jerzy podziwiał Lutosławskiego, słuchał jego muzyki, mając nuty przed oczami. Kiedyś Lutosławski to wypatrzył i był zachwycony. Któregoś dnia w filharmonii stanęli naprzeciw siebie Stajuda i Lutosławski. I nagle uklękli. Niestety, nikt tego nie sfotografował, tylko ja byłam świadkiem tego niesłychanego wydarzenia. Lutosławski uwielbiał malarstwo Jerzego. Dostał wielki obraz, który potem wisiał na wystawie w CSW (Jerzy podarował osobiście ten obraz Lutosławskiemu w czasie wystawy w Kordegardzie w 1991 roku)11. U Jerzego bardzo wielu muzyków kupowało obrazy, wywozili je stąd. W Polsce nie miał wielkiego wzięcia. Nie starał się też o to. Byli ludzie, którzy cenili jego rysunki, ale akwarele do nich nie przemawiały. Jednak w 1988 roku na wielkiej wystawie w Łodzi, którą zrobił Ryszard Stanisławski, pokazano dużo obrazów i rysunków12. Autorem ekspozycji był sam Stajuda.

 

Jak wyglądała ta wystawa?

Była ogromna. Rysunki i obrazy, w tym wspaniała Pocztówka urodzinowa dla Samuela Becketta13. Wuj Jerzego, który był prałatem w jednym z łódzkich kościołów, bardzo się zgorszył tą wystawą14. Było dużo rysunków erotycznych.

 

W Polsce miał tylko dwie duże wystawy?

Bardziej interesowały się nim galerie sztuki z zagranicy. Kupowali u niego muzycy, ale żaden plastyk się nie nawinął. Literaci — Leszek Terlecki miał u siebie dwa piękne obrazy. U Aleksandra Wojciechowskiego były prace Jerzego15. Z Ryszardem Stanisławskim uczestniczyli w działaniach AICA16. Pojechali do Gdańska na jakąś wystawę czy kongres, bawili się wyśmienicie, Jerzy opowiadał potem niesamowite historie. Stanisławski Jerzego bardzo lubił i cenił, zrobił mu wielką wystawę w Muzeum Sztuki, bo go uważał za wielkiego artystę17. Grzegorz Kowalski też Jerzego cenił, ale nie wiem, czy za sztukę, czy za to, jakim był człowiekiem18. Oryginalnym, prawdziwym.

Czarno-białe zdjęcie. Duża grupa osób w różnym wieku siedzi i stoi blisko siebie w pomieszczeniu. Na ścianach wiszą obrazy.
Jedna z wystaw domowych w mieszkaniu Jerzego Stajudy przy Wiejskiej, pierwsza połowa lat 80., fot. dzięki uprzejmości Oli Semenowicz

Był więc ceniony przez krytyków.

Ale w ograniczonym zakresie. Może dlatego, że Jerzy niespecjalnie organizował wystawy.

 

Dużo jego prac jest za granicą.

Tak, gdyby chciało się robić dużą wystawę, trzeba by zrobić kwerendę za granicą. Belgia, Francja, Ameryka. Dużo akwareli poszło do Londynu.

 

Często oddziela się osobę od jego sztuki, a sztuka przejawia się w osobowości.

Oczywiście, że tak!

 

Tylko że to jest później trudne do uchwycenia.

Grzesio Kowalski zaprosił Jerzego do swojej pracowni jako profesora od rysunku. Studenci go kochali, bo zapraszał ich do domu. Przyjeżdżali z rysunkami, które omawiali przy okrągłym stole. Oczywiście była wódeczka, słuchanie muzyki. Kasia Kozyra przychodziła, zakochała się w Jerzym19. W grubym katalogu Kozyry jest długi artykuł o niej i Stajudzie. I nie wiem, dlaczego ona tam pisze, że ja byłam zazdrosna. W ogóle nie byłam zazdrosna, również o wybitną muzykolog o słuchu absolutnym, Dorotę Szwarcman, która ubóstwiała Stajudę20. Niesamowita osoba! Potrafi w całej orkiestrze usłyszeć fałszywy ton jednego instrumentu. Ma wielką wiedzę. Grali z Jerzym na fortepianach do późnej nocy, sąsiadka stukała miotłą o sufit, żeby w końcu była cisza. A ja wychodziłam nie dlatego, że byłam zazdrosna, ale chciałam iść spać, bo następnego dnia wyjeżdżałam do Łodzi czy Krakowa. A tutaj pisze Kozyra, i zostanie to już do końca świata, że byłam zazdrosna o Stajudę21.

Zdjęcie. Od lewej uśmiechnięta kobieta, starszy mężczyzna z siwą brodą i w okularach patrzący w górę, delikatnie uśmiechnięta kobieta.
Katarzyna Kozyra, Jerzy Stajuda, Ola Semenowicz, lato 1991, fot. dzięki uprzejmości Oli Semenowicz

Teraz opublikujemy twoją kontrwypowiedź.

To będzie wspaniałe!

 

Jak byś opisała osobowość Stajudy?

Miał wielki czar osobisty, który polegał też na tym, że był bardzo skromny, nawet nieśmiały. Dlatego było mu łatwiej, jak wypił kieliszeczek. Interesowała go każda możliwość zabawy, miłego rozśmieszania, niebanalnego. Na przykład jedziemy tramwajem, a ja mówię: „Patrz jaka piękna dziewczyna jedzie przed nami”. Wyjrzał, spojrzał: „No tak, ale ma w oczach prężenie firanek”. Prężenie firanek, czyli jest gospodynią domową — koniec, kropka, nie ma o czym mówić. A w Paryżu, jak siedzieliśmy w knajpkach, to on mówił: „Z tą bym pogadał”. Po francusku mówił niechętnie, uważał, że nie dość dobrze mówi po angielsku (po angielsku mówił lepiej niż po francusku). Był perfekcjonistą i nie podejmował się spraw, których nie mógł wykonać w perfekcyjny sposób. Dopiero jak wypił, mógł zacząć swobodnie rozmawiać. We wszystkim się kontrolował, ale w malarstwie się jakoś rozkręcał. Znajdował w tym radość, wielką potrzebę.

Wszyscy mówili, że fantastycznie pisze. Pracował w „Miesięczniku Literackim” u Włodzimierza Sokorskiego, na którego mówili Wuj Chłodek22. Bardzo lubił Jerzego, który współpracował z miesięcznikiem i zajmował się korektą. Można powiedzieć, że był szarą eminencją. Chodziłam z nim niekiedy do drukarni, gdzie odbierał wielkie szpalty. Szedł do domu, kucał przy kanapie z papierosem. Później pił mocną herbatę. I on tak przeglądał: otwierał stronę i patrzył na całość, widział błędy. Na zewnątrz, na marginesie je wypisywał. Jednym rzutem oka. Szybko mu szło i wszyscy go za to podziwiali. Miał olbrzymią wiedzę historyczną, literacką, wiedział, gdzie jaki błąd został zrobiony. Mnóstwo ludzi do niego dzwoniło, żeby powiedział, kiedy żył ten człowiek, a co ważnego powiedział tamten. Cały czas czytał, miał książki ustawione w trzech rzędach u siebie.

 

Był z pokolenia, w którym artyści bywali też krytykami. Teraz rzadko się tak zdarza.

Kiedy był krytykiem sztuki, nie malował. Kiedy zaczął malować, porzucił krytykę. Gdy przyjmował studentów u siebie, oni w zdumieniu oglądali jego stosy książek. Były też całe rzędy płyt analogowych. Nie lubił CD, nie chciał tego używać. Dosyć był w tym staroświecki.

 

Teraz byłby bardzo modny.

Na wystawach domowych bywało niewielu artystów malarzy. Jurek Kalina przychodził23. Pił jak smok, wychodził jako ostatni nad ranem. Ale kładł bardzo ładnie Jerzyka do łóżeczka, później siedział ze mną. A tak to głównie środowisko literackie, muzycy.

[Ola pokazuje zdjęcia]

To właśnie wystawy domowe. Zaraz znajdę katalożki. Poznajecie? To Maciek Gutowski, też pił jak smok. To jest Jola Zabarnik-Nowakowska, żona Marka Nowakowskiego. A tutaj żona Lutosławskiego, Danuta. A to jest Edward Wende. Tak to wyglądało, taki był tłok. Zobaczcie, co tu się działo. Tu jest kochany Andrzej Dłużniewski, a tu Jan Stajuda [syn Jerzego]. Był takim chłopczykiem wtedy. Maria, żona Tadeusza Łomnickiego. A tu słynna postać Józek Patkowski. Muzykolog, zawsze otwierał Warszawskie Jesienie. Mówił w dwóch językach: po polsku i po angielsku. Ten pan z tyłu to jest mąż Andy Rottenberg. Był bardzo sympatyczny24.

[Ola robi kanapki]

A to jest cudowny Krzysio Kelm25. Jego żona Beata rozmawia z Jerzym, przytulona do niego, też w ogóle nie byłam zazdrosna.

 

A to jest Antoni Libera.

Z Antosiem bardzo się przyjaźniliśmy. Maciek Szańkowski, Grzegorz Kowalski, Elżbieta Szańkowska — ta, która mnie poznała z Wujkiem. Świetny grafik Wojtek Freudenreich26. Tyłem do nas stoi Jola Zabarnik-Nowakowska, znakomity adwokat. A to uroczy człowiek, stroiciel fortepianów Stanisław Mockałło (Jerzy miał dwa fortepiany). To jest pan Dobrowolski chyba. Ten przystojniak to Marek Nowakowski i jego wspaniała żona Jola. Julia Hartwig, dalej Ewa Wende — piękna kobieta. A to jest mój wielki przyjaciel Michał Kwieciński27. Paweł Szymański, który miał piękne, długie włosy. Chcecie, to nastawię wam tu Pawła. Jacek Baszkowski, malarz, takie małe obrazki malował28. Umarł dramatycznie, był to brat rodzony Michała Kwiecińskiego. Józef Patkowski, a to Emilia, żona Andrzeja Dłużniewskiego.

[papuga mówi: „cisza w ogóle”, Ola dolewa wina]

Stajuda miał jeszcze jedną wspaniałą cechę, niesamowite poczucie humoru. Trochę angielskie. Śmieszyły go rzeczy, które nie wszystkich śmieszyły.

 

Pamiętam opowieść o tym, jak gorszył dziewczyny w pociągu.

Jechał do mnie do Torunia na premierę, miał ze sobą siateczkę, w której znajdowała się książka Leksus Henry’ego Millera z wyzywającą okładką, no i wielka butelka koniaku.

Z krawcami moimi lubił wypić. Jak było towarzystwo do picia, to było to bardzo dobre towarzystwo. A on czasem długo czekał, kiedy ja byłam zajęta przed samą premierą bieganiem po różnych pracowniach. Siedział i nie miał co robić. Więc mówię: „Idź do krawców”. Wychodzę, a on jest już totalnie załatwiony.

Nie doczekiwał do premiery.

Nigdy.

[śmiech]

Natomiast brał udział w próbach generalnych i niejednokrotnie mi jeszcze jakąś dobrą podpowiedź dał. Na przykład: „Oleńko, zdejmij tę czerwień z prawej strony. Ona jest niepotrzebna”. Ufałam mu bardzo, genialne rzeczy mi podpowiadał. Jak robiliśmy Lulu z Michałem Kwiecińskim, zrobiłam windę (Jerzy mi ją zresztą skonstruował, bo był architektem)29. Lulu jechała w tej windzie. Jerzy mówi: „Oleńko, byłoby cudownie, gdyby winda była w środku wyłożona futrem”. Genialne, to oczywiście z Meret Oppenheim. Nawet rozważaliśmy to, żeby zrobić windę z futra, ale w końcu nie zrobiliśmy.

Jerzy na golasa w tej windzie stał. Wszyscy wiedzieli, że mam narwanego, ale serdecznego przyjaciela, który umie wypić. To było dla nich istotne. Cała reszta była nieważna, bo to był swój człowiek.

Stajuda pod koniec lat 60. pracował jako scenograf w telewizji polskiej. I wprowadził już wtedy siatkę, z jakiej robią płoty. Ja później też używałam tej siatki, robiłam z tego całe scenografie.

 

Ale o co chodziło z tym rozbieraniem się?

Jerzy lubił szokować. Dlatego np. oburzył poetkę Julię Hartwig, pokazując jej nasze nagie zdjęcia z plaży.

Poznaliśmy się, gdy miał 46 lat i wydawał mi się starcem. Pierwszy rok po śmierci żony Ewy leżał jak nieżywy w palcie na kanapie. Dziećmi zajmowała się jego siostra Krysia Wydro, ciocie, babcie. Głównie Janem, bo Jeremi był już strasznie nastroszony. Kochał swoją matkę chorobliwie, kiedyś z zazdrości podźgał Jerzemu obrazy.

Jerzego alkohol wyniszczył jeszcze we „Współczesności”, wtedy wszyscy strasznie pili. Intelektualiści nie wytrzymywali reżimu komunistycznego. Grochowiak przecież umarł od alkoholu30. Jerzy się nie zapił tylko dlatego, że chorował na żołądek. Miał wrzody, wzięli go do szpitala, a on i tak im z tego szpitala uciekł. Odkrył, że jak chodzi na plażę nudystyczną i na słońcu leży godzinami, to mu pomaga. I się wyleczył. Ale pił dalej, tylko już znacznie mniej.

W drugim roku po śmierci żony wpadł na pomysł, żeby nauczyć się chińskiego. Zaczął chodzić na kurs języka do ambasady chińskiej. Dwa lata chodził twardo. Nauczył się bardzo dużo. Jest jeszcze taki wielki zeszyt, który leży na akademii pewnie. I teraz możemy podziwiać jego piękne kaligrafie. Rysunki, akwarele — wszystkie mają znaczek chiński.

 

Ciekawe są to historie.

Przypomniało mi się, mówiłaś, że to koniecznie trzeba opowiedzieć, jak Jerzy pojechał do Zakopanego. To pokazuje jego sylwetkę. Pracował wtedy we „Współczesności”. Miał za zadanie rozmowę z Tadeuszem Brzozowskim. Zrobił bardzo piękny wywiad, który jest tutaj, w tej szarej książce31. Są nawet podobieństwa między sztuką Brzozowskiego i Stajudy, Jerzy go podziwiał .

Panowie bardzo się sobie spodobali i poszli na wycieczkę w góry. Jerzy był w swoim ukochanym płaszczyku, miał ze sobą teczuszkę i był w skórzanych półbutach. A to była jesień, a nawet już zima. Poszli w góry i zginęli. Jerzy mi nie opowiadał, jak zostali odnalezieni, pewnie przez jakichś goprowców. Wysoko nie mogli wejść, bo Jerzy nie wszedłby wysoko. W ogóle nie był sportowcem. Miał kompletną pogardę dla sportu.

W każdym razie zostali jakoś sprowadzeni z tych gór, Jerzy był siny zupełnie. Kiedy poszedł na dworzec, bilet już dawno był nieważny. Bo trzy dni ich nie było. Wódka grzała, potem próbowali zejść. Kiedy Jerzy znalazł się w pociągu, „przebili” mu na bilecie: „podróżny zaginął w górach”. I tak wrócił do swojej redakcji, czyli „Współczesności”.

Szkoda, że Jerzego już go nie ma. Gdyby mógł oceniać to, co zostaje wybrane przez naszą kapitułę, (nagroda Stajudy), to nie wiem, jak by podszedł do niektórych z tych tekstów.

 

Jednoczył różne środowiska.

Tak, np. przyjaźnił się z panią będącą attaché ambasady francuskiej, Anne Duruflé, późniejszą żoną Marcela Łozińskiego (mają synka Tomasza)32. Ona potem znowu wyjechała za granicę, do Francji. Ale była tu przez dwie dekady, w stanie wojennym pomagała polskim artystom, najwięcej tym związanym z filmem i teatrem. Andrzej Wajda wyjechał do Francji wtedy, Andrzej Seweryn, Krystyna Zachwatowicz, Daniel Olbrychski. Wszystkim im tam pozałatwiała pracę na dwa, trzy lata. Niektórzy szybko wracali, inni zostali na dłużej. Jedni lepiej na tym wyszli, drudzy gorzej. Była bardzo częstym gościem u nas. Ubecy przebijali jej opony.

 

Jaka jest geneza pierwszej wystawy domowej?

To nie był mój pomysł, na pewno nie będę sobie tego przywłaszczać. To był pomysł Stajudy, żeby zebrać przyjaciół i pokazać swoją robotę. Nie wystawiało się w żadnych galeriach, a nawet należało je kontestować.

 

To było w czasie bojkotu.

Tak jest! Jedni robili wystawy w kościołach, inni w domach. Nie wiem, czy w wielu domach to robiono.

 

Trochę tego było. To było zjawisko typowe dla lat 80.

[papuga gwiżdże]

 

Mówiłaś, że pojawiało się tam wielu muzyków. Czy Stajuda miał wykształcenie muzyczne?

Był synem nauczyciela, kierownika szkoły w Falenicy. Jakoś przeżyli tam wojnę. Kiedy trwało wyrzucanie Żydów z Falenicy, ze Świdra, z Wawra (stoi tam zresztą wielki kamienny pomnik ku czci Żydów), z Otwocka, to podobno na niebie wiatr niósł fale spalonych papierów, bo to byli ludzie, którzy czytali książki. I to wszystko poszło z dymem, takie papiereczki fruwały. Jerzy mówił, że to było jedno z najgorszych jego wspomnień wojennych. Tak się złożyło, że oni nie wylądowali w żadnym obozie, ani nie brali udziału w powstaniu, bo się nie nadawali do tego, a Jerzyk był małym chłopcem. Urodził się w 1936 roku. W Falenicy jakoś przetrwali, szkoły już oczywiście nie było. A potem znowu pan Kazimierz był dyrektorem szkoły, a mamusia była nauczycielką grającą na fortepianie, troszkę zwariowaną. Mama nauczyła Jerzego nut i gry na fortepianie. Grała mu Sonatę księżycową Beethovena.

 

Tutaj jest początek miłości do muzyki.

Muzyka towarzyszyła mu potem przez całe życie. W ostatnich dwóch latach wyłącznie grał na fortepianie i kleił modele samolotów z młodszym synem Janem.

Mama miała na imię Barbara. Bardzo kochała Jerzyka, który miał jeszcze młodszą, bardzo mądrą siostrę Tereskę (została arabistką). Ostatnio wyszła za mąż za profesora, który budował okręty.

Czarno-białe zdjęcie. W pomieszczeniu trzy instrumenty klawiszowe, przy jednym z nich starszy mężczyzna. Na ścianach obrazki w ramkach.
Jerzy Stajuda w swoim mieszkaniu przy Wiejskiej, początek lat 90., fot. dzięki uprzejmości Oli Semenowicz

Jak Stajuda.

No właśnie! Przecież są jeszcze te okręty. Budował je według, jak to nazywał, morfologii okrętów. Wszystko było dokładnie wyliczone, maszty itd. Z zapałeczek, igieł, szpilek. I on je budował na werandzie w Broku, gdzie spędzał bardzo nudne wakacje z chłopcami. Napisał taki piękny tekst, gdy ZSRR napadło na Czechosłowację w 1968 roku33. I wtedy zbudował kolejny stateczek. U Jerzego zawsze na wielkim fortepianie ze skrzydłem stały samoloty, a w takiej wielkiej szufladzie były okręty.

 

A co się stało z tymi jego modelami?

U Jana wszystko jest!

 

Ktoś to pokazywał?

Tak! Na wystawie w CSW. Grześ Kowalski zrobił projekt pt. Czy chciałbyś wrócić do łona matki. Rozmawiał wtedy z wieloma ważnymi artystami. Na tej wystawie pokazano też zdjęcie Jerzego w wannie. Uważał, że warto wracać do łona matki34. Ja nigdy bym nie chciała!

 

Warszawa, mieszkanie Oli Semenowicz, 17 kwietnia 2021

Ola Semenowicz — ur. 2 grudnia 1941 roku w Clermont-Ferrand (Francja). Zajmuje się malarstwem i scenografią. W 1966 roku ukończyła Wydział Malarstwa i Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, 10 lat później studia podyplomowe na tamtejszym Wydziale Scenografii. Pod koniec lat 70. związała się z teatrem. Współpracowała m.in. z Krystyną Meissner, Antonim Liberą, Januszem Nyczakiem, Tadeuszem Łomnickim, Bogdanem Toszą. Wieloletnia partnerka Jerzego Stajudy, kuratorka jego spuścizny, stała członkini Jury Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy.

Zeskanowane klisze fotograficzne. W niedużych kadrach czarno-białe sceny z otwarcia wystawy.
Stykówki przedstawiające wystawy domowe w mieszkaniu Jerzego Stajudy przy Wiejskiej, pierwsza połowa lat 80., fot. dzięki uprzejmości Oli Semenowicz

1 Elżbieta Szańkowska — historyczka sztuki, żona rzeźbiarza Macieja Szańkowskiego (ur. 1938).
2 ZMP — wzorowana na sowieckim Komsomole organizacja działająca w latach 1948–1957. Służyła indoktrynowaniu młodzieży w celu ukształtowania komunistycznego społeczeństwa.
3 Jerzy Stajuda (1936–1992) studiował na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej (dyplom 1959).
4 Tadeusz Nyczek, Anioł w norze, „Gazeta Wyborcza” 1993, nr 218 (17 września); Tadeusz Nyczek, Jerzyk, „Znak” 1994, nr 11, s. 57–66.
5 Piotr Morawski, Popołudnie słoneczne chodziłem jak po śmierci, film dokumentalny, 1993.
6 Popołudnie słoneczne chodziłem jak po śmierci: STAJUDA. Obrazy, akwarele i rysunki. Fragmenty zapisków. Aneks: sprzęty z Wiejskiej 15, kat. wyst., Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warszawa, 17 września–7 października 1993. Kurator wystawy: Aleksandra Semenowicz, współpraca: Ewa Gorządek, redakcja katalogu: Waldemar Baraniewski, projekt ekspozycji Grzegorz Kowalski. Autorzy tekstów: Wojciech Krukowski, Joanna Pollakówna, Waldemar Baraniewski, Katarzyna Kasprzak, Marek Nowakowski, Władysław Terlecki, Włodzimierz Odojewski, Jacek Sempoliński, Aleksandra Semenowicz, Witold Lutosławski, Dorota Szwarcman. Utwory muzyczne dedykowane Jerzemu Stajudzie: Paweł Szymański, Krzysztof Meyer, wybór tekstów Jerzego Stajudy: Waldemar Baraniewski, projekt graficzny katalogu: Grzegorz Kowalski, fotografie z wystaw domowych: Jeremi Stajuda.
7 Tadeusz Łomnicki (1927–1992) — aktor teatralny i filmowy, reżyser teatralny; Janusz Nyczak (1943–1990) — reżyser teatralny; Krystyna Meissner (ur. 1933) —reżyserka teatralna.
8 Julia Hartwig (1921–2017) — poetka i eseistka; Artur Adam Międzyrzecki (1922–1996) — poeta, tłumacz literatury francuskiej i anglosaskiej; Jerzy Grzegorzewski (1939 — 2005) — reżyser i scenograf teatralny; Władysław Lech Terlecki (1933–1999) — pisarz i scenarzysta; Rajmund Kalicki (ur. 1944) — pisarz, tłumacz, specjalista w zakresie literatury latynoamerykańskiej oraz twórczości Witolda Gombrowicza; Marek Nowakowski (1935–2014) — pisarz, publicysta, scenarzysta.
9 Paweł Szymański (ur. 1954) — kompozytor współczesny; Tadeusz Wielecki (ur. 1954) — kompozytor, kontrabasista, wieloletni dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień”.
10 Witold Lutosławski, Grave: metamorfozy na wiolonczelę i fortepian — utwór napisany dla uczczenia pamięci Stefana Jarocińskiego, wykonany po raz pierwszy w Muzeum Narodowym w Warszawie 22 kwietnia 1981 roku.
11 Chodzi o obraz zatytułowany Strefa (1990). Zob. http://www.lutoslawski.org.pl/pl/person,68.html (dostęp 2 września 2021).
12 Jerzy Stajuda. Obrazy, akwarele, rysunki, 1 grudnia 1988 — 2 stycznia1989. Dokumentacja fotograficzna wystawy: https://zasoby.msl.org.pl/mobjects/view/467 (dostęp 2 września 2021).
13 Obraz. Pocztówka urodzinowa dla Samuela Becketta, 1986, olej, płótno, Muzeum Sztuki w Łodzi. Zob. https://zasoby.msl.org.pl/arts/view/4600 (dostęp 2 września 2021).
14 Chodzi o ks. prałata Antoniego Stajudę (1910–1995).
15 Aleksander Wojciechowski (1922–2006) — krytyk i historyk sztuki. W latach 1950–1991 kierował ośrodkiem badań i dokumentacji plastyki współczesnej, w latach 1979–1998 prezes Sekcji Polskiej AICA.
16 Międzynarodowe Stowarzyszenie Krytyków Sztuki (AICA) — organizacja założona w 1950 roku pod patronatem UNESCO.
17 Ryszard Stanisławski (1921–2000) — historyk i krytyk sztuki, dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi w latach 1966–1990.
18 Grzegorz Kowalski (ur. 1942) — rzeźbiarz, performer, twórca instalacji, nauczyciel akademicki, krytyk sztuki.
19 Katarzyna Kozyra (ur. 1963) — studiowała na Wydziale Rzeźby warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych w latach 1988–1993.
20 Dorota Szwarcman (ur. 1952) — krytyczka muzyczna.
21 Katarzyna Kozyra. Casting, red. Maryla Sitkowska i Hanna Wróblewska, kat. wyst., Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa 2010–2011, s. 25.
22 „Miesięcznik Literacki” wychodził w latach 1966–1990. Redaktorem naczelnym był Włodzimierz Sokorski (1908–1999), w latach 1952–1956 minister kultury i sztuki, jedna z głównych postaci odpowiedzialnych za wprowadzanie w Polsce realizmu socjalistycznego.
23 Jerzy Kalina (ur. 1944) — twórca instalacji, performer, scenograf.
24 Maciej Gutowski (1931–1908) —historyk i krytyk sztuki; Danuta Lutosławska (1911–1994); Edward Wende (1936–2002) — prawnik, w latach 70. i 80. obrońca opozycji w procesach politycznych; Andrzej Dłużniewski (1939–2012) — malarz, rysownik, plakacista, twórca instalacji, literat; Józef Patkowski (1929–2005) — twórca Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia.
25 Krzysztof Kelm (ur. 1947) — reżyser i scenograf teatralny.
26 Wojciech Freudenreich (ur. 1939) — malarz i grafik.
27 Michał Kwieciński (ur. 1951) — polski scenarzysta i reżyser.
28 Jacek Baszkowski (1935–2004).
29 Premiera przedstawienia miała miejsce 12 lipca 1987 roku w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu.
30 Stanisław Grochowiak (1934–1976) — poeta, dramatopisarz, publicysta, scenarzysta filmowy.
31 Jerzy Stajuda, Rozmowa z Tadeuszem Brzozowskim, „Współczesność” 1966, nr 3, s. 5 (przedruk w: Jerzy Stajuda, O obrazach i innych takich, red. Jola Gola i Maryla Sitkowska, Muzeum Akademii Sztuk Pięknych, Warszawa 2000, s. 239–241).
32 Marcel Łoziński (ur. 1940) — reżyser filmowy i dokumentalista.
33 Zob. Jerzy Stajuda, List do Grzegorza Kowalskiego w odpowiedzi na zaproszenie do udziału w wystawie „Magowie i mistycy” [ok. 1990], w: idem, O obrazach i innych takich, op. cit., s. 466–467. W liście tym znajduje się tekst z 1968 roku.
34 Odpowiedź Stajudy na pytanie Kowalskiego Czy chciałbyś powrócić do łona matki? pierwszy raz pokazano w Galerii Piwna 20/26 Emilii i Andrzeja Dłużniewskich w 1988 roku.