Ta strona korzysta z plików cookies. Więcej o naszej polityce prywatności.

Na tle czarno-białego zdjęcia górskiego pejzażu wyłania się sylwetka Tyranozaura. Jest niebieskofioletowy i – mimo iż na pierwszym planie – niewyraźny. Ma charakterystyczne krótkie łapki i szczerzy ostre ząbki.
Jan Dziaczkowski, kolaż z cyklu "Japanese Monster Movies", 2010

Nr 6

Zabawa to konieczny element egzystencji

Z psycholożką Ulą Malko rozmawiają Zofia Dubowska i Ewa Solarz

10.03.2018

Zofia Dubowska: Czym jest tworzenie w życiu dziecka? Czego doświadcza dziecko w kontakcie z rozmaitą materią plastyczną?

Ula Malko: Dzieci stale coś kreują. Mają wewnętrzną potrzebę sprawdzania i eksperymentowania — potrafią tworzyć z każdego materiału, wystarczy, że jest podatny. Zabawa, a więc tworzenie nowych sytuacji to konieczny element codziennego życia, ale żeby dziecko mogło eksplorować, musi czuć się bezpiecznie. Kiedy idziemy z nim na warsztaty do muzeum czy na wystawę, zadbajmy, by miało poczucie swobody — to sprzyja kreatywności.

Aby dziecko mogło tworzyć, wystarczy papier, karton, glina, farba czy nawet błoto. Im mniej skomplikowana materia, tym większe pole do eksperymentów. Dzieci myślą niekonwencjonalnie — zanim poznają schematy myślowe, w które często wtłacza je przeciętna szkoła, nie wiedzą, co „należy” myśleć. Kiedy spytamy trzylatka, do czego może służyć rulon papieru, dowiemy się, że może to być luneta, tunel, miecz, słomka wielkoluda, w zasadzie wszystko.

ZD: Dlaczego dzieci się bawią?

Z punktu widzenia historii ewolucji — zarówno ludzi, jak i zwierząt — zabawa jest konieczna do rozwoju — wszystkie młode zwierzęta przechodzą okres intensywnej zabawy przede wszystkim po to, żeby trenować reakcje na sytuacje niespodziewane, zaskakujące. Im wyżej zwierzęta są rozwinięte, tym dłużej się bawią. Szczeniaki skaczą na siebie i podgryzają się, a przedszkolaki wchodzą w role, ćwicząc w kółko różne scenariusze ich codziennych spraw: wizyt lekarskich, kłótni z rodzeństwem albo niespodziewanych wizyt kolegów i koleżanek. Często słyszymy: „dziecko się tylko bawi”, a ono w tym czasie uczy się wielu rzeczy: pokonywania trudności, właściwości materii, oswajania trudnych emocji, znajdywania rozwiązań konkretnych problemów, poznaje też reakcje innych na swoje zachowania, odkrywa prawa fizyczne np. siłę grawitacji czy własne ograniczenia. Podczas zabawy zmienia scenariusz wielokrotnie: najpierw jest rybą, po chwili rekinem, a zaraz orłem czy samolotem. Każda taka zmiana niesie za sobą przekształcenie całego opisu sytuacji, relacji z pozostałymi uczestnikami, zasad. Wyobraźnia nie zna granic.

ZD: Czyli nabywa to, co w dorosłym życiu nazywa się kreatywnością i elastycznością?

Tak. Dziecko podczas zabawy uczy się elastyczności, spontaniczności, myślenia poza schematami, niestandardowych sposobów rozwiązywania problemów.

ZD: Czy na rozwój dziecka wpływa to, czy np. bawi się błotem, czy dostanie farby i kredki?

To nie ma żadnego znaczenia, choć rodzice na ogół wolą, gdy syn czy córka rysują kredkami, niż gdy bawią się w błocie. Zdarza się też, że dorośli oczekują korzystania z materiałów plastycznych w ściśle określony sposób: gdy dziecko zaczyna coś budować z kredek, układa je albo turla, rodzicowi zdarza się mówić: „kredki są do rysowania, a nie do zabawy”.

Bardzo popularny jest też okrzyk „nie baw się jedzeniem”, a przecież dzieci sprawdzają jedzenie, rozkładają je na części pierwsze, bo skąd mają wiedzieć, że np. ziemniak nie ma pestki w środku. Zanim coś wezmą do ust, chcą sprawdzić konsystencję materii i jej właściwości.

ZD: Co hamuje ten rodzaj eksploracji, gdy jesteśmy na wystawie?

Może to, że rodzic w trakcie prowadzonych tam warsztatów znika. Wtedy dziecko nie zawsze w pełni może skorzystać z nowej sytuacji. Dla wielu maluchów w wieku przedszkolnym, ale i wczesnoszkolnym obecność rodzica w nowej przestrzeni jest konieczna dla zachowania poczucia bezpieczeństwa. Jeśli on znika, to część umysłu dziecka zajęta jest zastanawianiem się, gdzie jest i kiedy wróci, co uniemożliwia mu zaciekawienie nową sytuacją.

To samo dotyczy przestrzeni: gdy dziecko ciągle słyszy „nie dotykaj tego”, wycofuje się. Zdarza się, że jedyną frajdą w czasie wizyty w muzeum czy galerii jest moment, gdy daje ono bilet do skasowania. Myślę, że idąc tam z dzieckiem, możemy się umówić: są rzeczy, których może dotykać, a innych nie. Trzeba tylko pamiętać, że im mniejsze dziecko, tym trudniej mu to zapamiętać. Trzeba mu też wytłumaczyć, dlaczego nie chcemy, by dotykało tych konkretnych eksponatów.

Dla dzieci istotnym elementem doświadczania sztuki, jest to, że mogą to robić wspólnie z kimś. Bywa że najważniejszą atrakcją muzeum okazuje się żwir na podjeździe, którym można pobawić się z kolegą.

Ewa Solarz: Wchodząc na pole sztuki: w filmie Zbigniewa Libery Jak tresuje się dziewczynki (1987)dorosła kobieta daje korale czterolatce, instruuje, jak się malować szminką, jak zakładać klipsy. Wszystko jest pokazane w zwolnionym tempie, muzyka jak z filmów grozy. Czy rzeczywiście to, co dajemy dzieciom do zabawy, jest tresowaniem?

Jeżeli dziewczynkom pozwalamy bawić się też innymi rzeczami, to jest to dla mnie w porządku. Chcą się malować, bo naśladują swoje mamy. To zrozumiałe: ja używam pomadki, dlatego mój dwuletni syn też jej używa. Kłopot pojawia się wtedy, kiedy mówi się chłopcu bawiącemu się wózkiem: „zostaw, to jest dla dziewczynek” albo kiedy powstrzymuje się dziewczynki, gdy hałasują, biegają, bawią się samochodami lub układają coś z klocków. Wtedy wtłaczamy dzieci w określone role. Jest wiele komunikatów płynących od dorosłych na temat tego, jakie mają być dziewczynki, a jacy chłopcy. Trzeba być na to uważnym. Nie uważam, że samo dawanie dziewczynce lalki jest wtłaczaniem w jakąś rolę. Najlepsze zabawki to te „otwarte”, niemające instrukcji obsługi, dające wiele możliwości, jak np. klocki.

ES: Czy myślisz, że mogą być „złe zabawki”, np. karabiny?

Dużo o tym myślałam. Gdy mój syn poszedł do przedszkola, temat broni szybko pojawił się w naszym domu, bo inne dzieci w grupie bawiły się w strzelanie. Ale też starsze dzieci (przedszkole jest połączone ze szkołą) uczyły się o Powstaniu Warszawskim, albo tworzyły makiety czołgów. Mój syn zaczął więc dużo strzelać, ze szczotki, z patyka, z broni zrobionej z klocków duplo, i walczyłam ze sobą, bo jest to dla mnie trudny temat. Ale pomyślałam, że przecież bawimy się z nim w rzucanie poduszkami czy śnieżkami, a z punktu widzenia pięciolatka nie ma żadnej różnicy, czy rzuca we mnie śnieżkami, czy strzela z patyka. To nasze interpretacje czasem sprawiają, że postrzegamy zabawę dziecka jako groźną. Ważne są wyrażające się w niej emocje, które dziecko dzięki niej poznaje, np. ekscytacja, dla wielu dzieci jednocześnie przyjemna i trochę straszna. Myślę, że zabawa w strzelanie może być też niekiedy oswajaniem tematu śmierci, bo w zabawie śmierć może być odwracalna. Zabawa służy też często oswojeniu przez dziecko trudnego doświadczenia i związanych z nim emocji, np. po szczepieniu u lekarza przez dwa tygodnie „szczepi” ono wszystkich w domu. Zabawa daje też możliwość skontrolowania sytuacji, pozwala dziecku poczuć moc i sprawczość.

ZD: W Domu Sierot Janusza Korczaka bójki były dozwolone — rozumiał on, że mali chłopcy w sytuacjach konfliktowych muszą doprowadzić do zwarcia. I tych ich emocji nie poskromi zakaz, musi być jakaś forma ujścia.

Zabawa siłowa jest dzieciom bardzo potrzebna. Podczas takich „zapasów” w umyśle dziecka buduje się mapa jego ciała, tworzy się poczucie własnych granic, dziecko poznaje swój potencjał i zaczyna zdawać sobie sprawę z własnej siły, która jest zmienna, bo mały człowiek rośnie.

Wracając do zabawek, są zabawki nieodpowiednie dla dzieci, takie, które mogą je przestraszyć. Wiele dzieci bardzo boi się masek, bo obawiają się deformacji ciała: przecież nie wiadomo, jaka twarz kryje się pod maską. Podobnie boją się ludzi przebranych za misie i inne stwory. Im wrażliwsze dziecko, tym bardziej to przeżywa. Niektóre książki czy filmy też są niedostosowane do wieku dzieci.

ES: Ale baśni braci Grimm dzieci uwielbiają słuchać.

Są różne dzieci. Niektóre na początku się przestraszą i poproszą, żeby im więcej tego nie czytać, a inne będą chciały słuchać więcej, bo zadziała mechanizm desensytyzacji (odwrażliwiania) — dziecko nieświadomie będzie chciało posłuchać więcej, żeby przestać się tego bać. Ale musi to odbywać się w bezpiecznych warunkach, żeby można było spytać dorosłego, czy coś wydarzyło się naprawdę, czy tylko w bajce (dla dzieci do piątego roku życia świat baśni i świat rzeczywisty przenikają się).

Istnieją też tzw. bajki edukacyjne, np. mówiące o tym, że nie wolno rozmawiać z nieznajomymi, bo oni mogą coś dziecku zrobić. Są to opowieści bardziej dla dorosłych niż dla dzieci. Warto, by rodzic po ich przeczytaniu porozmawiał z dzieckiem, bo samo ich czytanie bardziej je przestraszy, niż czegoś nauczy. Nie wierzmy w to, że książka czy zabawka za nas coś załatwią, rozwiążą problem.

ZD: A jak jest z rozmawianiem o rzeczach trudnych? Czy sami wychodzimy z inicjatywą, czy czekamy na pytanie dziecka?

Bliskie jest mi podążanie za potrzebami dziecka. Znane pytanie: „Skąd się biorą dzieci?” to dobry przykład. Gdy spyta trzylatek, można powiedzieć dwa słowa i dodać pytanie: „A ty jak myślisz?”, a potem stworzyć opowieść, która będzie dla dziecka wystarczająca. Trzylatek nie potrzebuje od nas detalicznej wiedzy na temat anatomii. Dzieci zadają pytania, gdy pewne rzeczy dzieją się wokół nich, np. wydarza się śmierć w rodzinie. Trudno wtedy udawać, że nic się nie stało. Gdy będziemy dzieci odsyłać z kwitkiem, wówczas zostawiamy je z domysłami i rosnącym lękiem, a kiedy będą starsze, same znajdą informacje i niekoniecznie będzie to dla nich dobre. Nie musimy mieć też odpowiedzi na każde pytanie, możemy odpowiedzieć: „nie wiem”, „muszę pomyśleć”, „poszukajmy odpowiedzi razem”.

ZD: A jaką wiedzę powinniśmy mieć, przyprowadzając dziecko do muzeum czy galerii?

Z każdego dzieła sztuki dziecko sobie weźmie coś dla siebie, o ile mu nie wtłoczymy tego, co ma wziąć. W tworzeniu wystaw dla dzieci ważne jest, żeby nie mieć określonego „dydaktycznego” celu. Samo rozwijanie wyobraźni estetycznej to już bardzo wiele. I pamiętajmy, że często najważniejszy wpływ na dziecko mają nasze reakcje. Gdy się na coś oburzymy, dziecko uzna że w tej konkretnej pracy jest coś podejrzanego. A jeśli pozostawimy dziecku swobodę, samo wyrobi sobie do niej stosunek.

Ula Malko — psycholożka i trenerka, współzałożycielka Bliskiego Miejsca; wspiera rodziców i specjalistów pracujących z małymi dziećmi, prowadząc dla nich konsultacje i warsztaty

Ewa Solarz — kuratorka wystaw i autorka książek dla dzieci

Zofia Dubowska — kieruje działem edukacji w Zachęcie, autorka książek o sztuce dla dzieci