Ta strona korzysta z plików cookies. Więcej o naszej polityce prywatności.

Zdjęcie tańczącej grupy ludzi

fot. Yolane Rais, materiał promocyjny Hopecraft Ceremony

Nr. 39

Wchodzić w ciemność, skakać w nieznane

O wystawach Z popiołów i Zza gór się słońce wznosi blade rozmawiają Michalina Sablik i Aleksandra Skowrońska.

15.04.2024

Michalina Sablik, Aleksandra Skowrońska

Aleksandra Skowrońska: Impuls, rozpoznanie, kilkanaście tygodni najintensywniejszej jak dotąd dla mnie (współ)pracy i oto są! 15 marca otworzyłyśmy w Zachęcie dwie wystawy: Z popiołów i Zza gór się słońce wznosi blade. Kiedy opadły emocje po otwarciu, mamy wreszcie szansę przyjrzeć się z pewnego dystansu zarówno własnej propozycji, jak i tej, z którą dialogujemy z pomocą narzędzia, jakim jest praktyka kuratorska. Jakbyś po czasie podsumowała te wystawy? Autonomiczne i rozłączne – chociaż pozostające w zauważalnej relacji?

Michalina Sablik: U podstaw obu wystaw znalazło się poczucie, że żyjemy w momencie ważnych zmian na wielu polach – politycznym, ekonomicznym, ekologicznym czy technologicznym. Doświadczamy gwałtownych przekształceń planetarnych z powodu katastrofy klimatycznej, a co za tym idzie – zmian cywilizacyjnych. Wymuszają one wypracowanie nowych globalnych strategii, ale przede wszystkim zmianę mentalności oraz myślenia o świecie, miejscu i roli człowieka przy wzięciu pod uwagę lokalnych uwarunkowań.

Przez ostatnie kilka lat doświadczyliśmy negatywnych skutków tej sytuacji takich jak wojny, pandemia, przyśpieszona polaryzacja społeczna, migracja czy zwrot w stronę politycznych ekstremizmów. W momencie zmian i kryzysów często pojawiają się reakcyjne odpowiedzi i powrót do bezpiecznych przestrzeni, czyli starych sprawdzonych narracji i strategii działania. Program ostatniego dyrektora Zachęty tu, na miejscu, a trumpizm globalnie to jak ostatni krzyk starego świata, który nie chce odejść, przykład wiary w utrzymanie starego porządku świata opartego na antropocentryzmie i androcentryzmie. Zachęta i inne publiczne instytucje kultury miały być miejscem konserwowania przebrzmiałych idei.

Claude Eigan, Inner Saboteurs, fot. Filip Preis/Archiwum Zachęty

AS: Niektóre z tych instytucji zresztą nadal takie są. I nie dotyczy to jedynie Polski czy nawet Europy. Myślę o tym w kontekście trendu bądź rozpoznania dotyczącego wielobiegunowości (ang. multipolarity). Mam poczucie, że w obliczu wielokryzysu popularyzacja postaw konserwatywnych, powiązana z potrzebą powrotu do znanych i bezpiecznych rozpoznań, tradycji czy modeli, w najbliższym czasie mimo wszystko się zintensyfikuje. Tym większa waga obu wystaw – jako kontrapunktów lub nawet postulatów w budowaniu (kontr)narracji na temat nadchodzących zmian.

MS: Wspomniane wystawy proponują inny kierunek myślenia o roli sztuki, jaką jest diagnozowanie, krytyczne komentowanie rzeczywistości i patrzenie w przyszłość. Pokazujemy sztukę szukającą nowych pojęć i narzędzi do nazywania rzeczywistości oraz starającą się wypracowywać nowe narracje. Kojarzy mi się to z postulatem Urszuli K. Le Guin dotyczącym pisania nowego science fiction, czyli historii o życiu, zbieraniu owoców i chodzeniu po lesie, a nie opowieści o polowaniu i zabijaniu – do tych idei odwołuje się Aleksandra Liput w swoich pracach.

AS: Cieszę się, że wspominasz o patrzeniu w przyszłość. Joanna Erbel, autorka książki Wychylone w przyszłość. Jak zmienić świat na lepsze napomyka o potrzebie testowania wizji i marzeń w praktyce, a także o sztuce, która ma moc wyczuwania tego, co może się za chwilę zdarzyć. Sztuka – pośród swoich wielu definicji – może stać się sposobem komunikacji, w którym wrażliwość i zdolności analityczne znajdą się w synergicznym połączeniu. Efektem może być takie doświadczenie, które w sposób niezwerbalizowany przemawia do nas z niezdefiniowanej przyszłości – tej spekulowanej, bliskiej czy dalekiej, ale zaczepionej w teraźniejszości.

MS: Pojawia się potrzeba wypracowania nowych paradygmatów. Wymaga to jednak odwagi konfrontowania się z rzeczywistością, wchodzenia w ciemność, o której pisał Timothy Morton czy skoku w nieznane (Rebecca Solnit). Søren Kierkegaard określał ten moment jako „skok w wiarę”. Osoby artystyczne często czują potrzebę reagowania na rzeczywistość. Uważam, że jeśli tylko ktoś ma odpowiednie materialne warunki, powinien zebrać się na odwagę i „skakać w wiarę”, próbować zmieniać rzeczywistość poprzez działania, ale także wpływać na zmianę myślenia o świecie innych ludzi poprzez sztukę, aktywizm czy działania edukacyjne.

AS: Na takich właśnie postulatach zasadzają się obie ekspozycje – przy czym o ile postulatywny charakter Z popiołów osadzony jest zdecydowanie bardziej w bieżącej polityce i opiera się na zachęcie do podjęcia konkretnych działań, o tyle wystawa Zza gór… jest skierowana ku „wewnątrz” – ku palącej potrzebie przemyślenia ogólnych paradygmatów, podstawowych pojęć. Co ważne – jedne kwestie nie mogą istnieć bez drugich, są niepełne i wybrakowane.

Ula Lucińska, Michał Knychaus, Inside Job, fot. Kuba Celej/Archiwum Zachęty

MS: W przypadku wystawy Z popiołów używam metafory mitycznego Feniksa, żeby pokazać przemianę – płonący stary świat i rodzący się nowy. Moment przełomu to czas wymyślania tego świata na nowo – być może Feniks może i musi odrodzić się w innej postaci. Interesuje mnie także poczucie, że utknęliśmy w wielkich narracjach jak w pętli. Michael Marder w książce The Phoenix Complex: A Philosophy of Nature pokazuje trafnie, jak bardzo blokujące jest myślenie o naturze jako feniksie, zakładanie, że ponieważ jest cykliczna, zawsze odradza się taka sama. Obok mitów są jeszcze obrazy popkulturowe i internetowe, które określają horyzont myślenia o przyszłości. Filmy katastroficzne czy science fiction, gry komputerowe, zarówno utopijne i dystopijne, których ostatnio produkuje się bardzo wiele, zdominowały nasze wyobrażenia na temat przyszłości.

AS: Tak, tu szczególnie ciekawa jest (kontr)kultura memów – płodna, pozbawiona cenzury, szybko reagująca na rzeczywistość, jeszcze nie do końca utowarowiona i skapitalizowana (chociaż w tym przypadku nie zastanawiałabym się nad tym „czy”, ale „kiedy” dokona się jej pełne kapitalistyczne zawłaszczenie). Jej mocą jej właśnie nieuchwytność, „wirusowość” i nieprzewidywalność, będące kwintesencją eksperymentu.

MS: Dlatego Z popiołów zaczyna się dwoma pracami, które komentują nasze funkcjonowanie w medialnym świecie. Sara Bezovšek w dziele o filmowej skali kompiluje tysiące obrazów katastrof, by pokazać ograniczający potencjał doomscrollingu, uprawianego przez nas na co dzień. Natomiast Xtreme Girl z wykorzystaniem języka wizualnego korporacji technologicznych nakreśla sytuację funkcjonowania w skomputeryzowanej rzeczywistości, w której internet obiecywał kiedyś wolność i demokratyzację, a stał się systemem kontrolującym niemal wszystkie sfery naszego życia. Nowinki takie jak bitcoiny czy media społecznościowe miały być narzędziami pomagającymi w osiągnięciu lepszego świata.

AS: Wskazuje to jedynie, że nowe narzędzia (ale też nowe formy wyrazu, nowy formy komunikacji) nie stanowią rozwiązania i remedium na problemy starego porządku i systemowe bolączki. Puszczone samopas, bezwiednie w przestrzeń – prędzej czy później dopasują się do panujących warunków. Trochę jak w przypadku (rozumianej pejoratywnie jako ostrzeżenie) kategorii plastyczności u Catherine Malabou – filozofka stwierdza, że wszelkie przekształcenia obejmują jedynie formę, nie esencję. W tym kontekście takie rozpoznanie ociera się o jakiś rodzaj leniwego nihilizmu, ale cóż – omawiamy kryzysy, myślę, że możemy sobie na to pozwolić (uśmiech).

Można jednak wysnuć z tego wnioski mniej naznaczone apatią, za to zwrócone ku – ponownie – przyszłości. Bo jeśli potencjału zmiany nie upatrujemy w narzędziach, to w czym? Próbą odpowiedzi na to pytanie jest ekspozycja Zza gór…, która, posiłkując się filozofią Mortona, staje się zaproszeniem do innego myślenia o roli człowieka i jego otoczenia, a zaprezentowane prace – punktami zaczepienia, szczelinami, przez które można takiego wejrzenia dokonać. To zaproszenie do otworzenia własnej wrażliwości na doświadczenia afektywne, estetyczne, ucieleśnione (w tym kontekście wybrzmiewające najmocniej w Hypercycle Aleksandry Słyż, Hopecraft Ceremony Nataszy Gerlach czy serii Inner Saboteur Claude’a Eigana) oraz zaproszenie do wyobrażenia sobie innego świata – zanim ów „inny świat” zacznie w ogóle powstawać.

MS: A to wszystko nakłada się na kwestie pokoleniowego doświadczenia – a raczej poplątanych i przenikających się doświadczeń – bo trudno wskazać na jedno definiujące wydarzenie. Myślenie „pokoleniowością” jest zresztą z założenia spisane w pewnym sensie na porażkę, bo wymaga posługiwania się uproszczeniami, zawężeniami i podejmowania wielu, czasem naznaczonych arbitralnością decyzji –  co jest częścią pokoleniowego doświadczenia, a co już doświadczeniem indywidualnym? Jednak w obliczu tego, że alternatywą byłoby oddanie pola innym, nadawanym zewnętrznie narracjom sprawia, że owo ryzyko jawi się jako jedyne możliwe wyjście.

AS: To, co skutecznie spaja i łączy doświadczenie osób zaproszonych do współtworzenia obu wystaw  to ich funkcjonowanie w zawieszeniu, bycie pomiędzy. Z jednej strony osoby artystyczne sięgają pamięcią do momentu dorastania w końcówce XX wieku – z historią ekspansji globalnego kapitalizmu i rodzenia się masowej kultury mediów. Z drugiej – dojrzewają i wchodzą w dorosłość w wieku XXI, w momencie intensyfikacji i przyspieszenia zakorzenionych w poprzednich dekadach procesów, wobec którym współczesna polityka wydaje się – lub wydawała – niezdolna jest (przeciw)działać. To zresztą jeden z głównych zarzutów pojawiających się u Alexa Williamsa i Nicka Srniceka, którzy w Manifeście akceleracjonistycznym zwracają uwagę, na to, że współczesne kryzysy nabierają siły i rozpędu – tymczasem polityka słabnie i zwalnia. Pojawiają się natomiast na szerszą skalę narracje troski i empatii – także tej planetarnej, zwróconej ku nie-ludzkim bytom. Na ile te narracje są autentyczne, a na ile funkcjonują jedynie na poziomie deklaratywnym – to już osobna kwestia.

Uderza też – choć nie zaskakuje – tendencja, którą nazwałabym zwrotem materialistycznym lub zwrotem materialnym – z pełną świadomością mnogości odniesień dla tego określenia. I to dotyczy obydwu wystaw – przejawia się w studiowaniu materialnych właściwości rzeczywistości, podważaniu binarnych kategorii (Tiziana Krüger, Bianca Hlywa, Hanna Antonsson), zwrocie ku taktylności (Cezary Poniatowski, Ania Bąk, Aleksandra Liput), praktykach spekulatywnych (Julia Lohman, Inside Job). Myślę, że to zresztą nieuchronna konsekwencja i odpowiedź na zmęczenie funkcjonowaniem w przestrzeni cyfrowej, ostateczne odbicie się od naiwnych haseł-wytrychów: popularnej od lat nośnej metafory „globalnej wioski” i wiary w demokratyzację przez upowszechnienie technologii sieciowych, aż po finał tej optymistycznej opowieści – brak równowagi wywołany ciągłym głodem dopaminowym powiadomień w mediach społecznościowych czy prostym zmęczeniem wszechobecnymi ekranami. Jednocześnie, przyglądając się (a raczej: odczuwając, bo klucz afektywny w odbiorze Zza gór… jest, jak sądzę, najlepszą strategią odbiorczą) z pewnego dystansu, nie mogę pozbyć się wrażenia, że z ekspozycji wyłania się zwiastun czegoś, co roboczo nazwałabym powrotem wątków egzystencjalnych w kontekście postantropocenu –  ponowna próba odszukania sensu własnego istnienia w obliczu zmiany sposobu rozumienia relacji pomiędzy człowiekiem a jego otoczeniem oraz jednoczesną akceptacją tego, że ciągle „stajemy się” i pozostajemy w ciągłej kontynuacji i realizacji projektu samego siebie. Mamy tu tyle złożonych kontekstów, nie wspominając o tym najbardziej bieżącym, politycznym i instytucjonalnym!

Julia Lohmann, Corpus Maris II(praca podwieszona pod sufitem, wykonana z alg morskich), Aleksandra Liput, Magiczna ceramika, fot. Kuba Celej/Archiwum Zachęty

MS: Czy tego chcemy, czy nie, nasze wystawy zbiegły się z ważnym dla Zachęty momentem historycznym, wpisując się w szerszy kontekst zmian politycznych. Świadomie unikam na wystawie prac, które bezpośrednio komentują rzeczywistość polityczną, mimo że bardzo cenię sztukę protestu i aktywizmu, która z palącej potrzeby chwili wybuchła w ostatnich latach w Polsce. Jest wiele niesamowitych osób, które już teraz pracują u podstaw na rzecz praw kobiet, ekologii, migrantów, sprawiedliwszego podziału zasobów czy edukacji. Dla mnie ważne było pójście o krok dalej, w stronę spekulacji, fantazji, queerowej (kolektyw X-Philes) czy hydroseksualnej (cyber_nymphs) utopii, które trochę wymykają się polaryzującym dyskursom.

AS: Ta opowieść o kryzysie i próbach wyjścia nałożyła się niejako na czas zmiany w samej Zachęcie, przez wielu – także przez pracowniczki i pracowników Zachęty – wyczekiwanej. Tym bardziej odczuwalne i przejmujące było zaangażowanie wszystkich osób pracujących przy projektach dwóch wystaw. W tej współpracy szczególnie ważne wydaje się odejście od hierarchicznych, nawet postfolwarcznych relacji – a zwrócenie się ku modelom uznającym podmiotowość i sprawczość, a przede wszystkim – bezwarunkowy szacunek wobec wszystkich zaangażowanych w proces. To także łączy się z tematyką obu wystaw proponujących demokratyczne modele współistnienia.

MS: To ważne szczególnie w kontekście minionych ośmiu lat, kiedy polskie środowisko artystyczne zostało bardzo doświadczone przez brak odpowiedniego wsparcia instytucjonalnego, dostępu do grantów czy stypendiów na rozwój projektów, prekarne warunki pracy, na co nałożyły się pandemia, wojna w Ukrainie, inflacja itd. Jednak czuję, że środowisko wyszło z tej próby wzmocnione, ponieważ wypracowało nowe metody działania oparte na współpracy, angażując się w protesty czy działania pomocowe. Z otwartymi ramionami przyjęło także migranckie osoby artystyczne, które wniosły swoje talenty i odmienne perspektywy, np. dekolonialne. Nowe praktyki artystyczne były wciąż obecne, ale rozproszone i w undergroundzie, a teraz nadchodzi czas, żeby znalazły swoje miejsce w instytucjach takich jak Zachęta.


Michalina Sablik (1993) – historyczka sztuki i kuratorka. Ukończyła Międzywydziałowe Indywidualne Studia Humanistyczne, podyplomowo dyplomację kulturalną na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz studia genderowe i postkolonialne na Uniwersytecie w Utrechcie. Doktorantka w Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Pracowała w Galerii Promocyjnej i Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie oraz Instytucie Adama Mickiewicza/Culture.pl. Kuratorka ponad 20 wystaw. Współpracuje z licznymi instytucjami, galeriami, NGO-sami i czasopismami o sztuce, jest członkinią stowarzyszenia AICA.

Aleksandra Skowrońska (1992) – doktorantka Wydziału Antropologii i Kulturoznawstwa Uniwersytetu Adama im. Mickiewicza w Poznaniu, członkini Humanities Art Technology Research Center. Absolwentka filologii polskiej (Uniwersytet Jagielloński) oraz Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych (UAM). Współpracowała z instytucjami kultury, organizacjami pozarządowymi i instytucjami badawczymi (jak m.in. Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki; Pawilon, Poznań; Galeria Miejska Arsenał w Poznaniu, Fundacja Malta, Stowarzyszenie Czasu Kultury, Fundacja Edukacji Kulturalnej Ad Arte, Poznańskie Centrum Superkomputerowo-Sieciowe, Poznański Park Naukowo-Technologiczny). Programuje, kuratoruje, pisze.